Sylwia Biały prowadzi małą restaurację "Piekielna kura" w Lublinie, a od piątku, w związku z większym zapotrzebowaniem na chleb, również usługi piekarnicze. Zatrudniają sześć osób, w tym osoby na umowach cywilnoprawnych. Pracy i zamówień jest mniej, ale nie poddają się, nikogo nie zwolnili i nie zamierzają tego robić.
- Ten biznes to wszystko, co z mężem mamy. Wychowujemy trójkę dzieci, ale nie wyobrażam sobie, aby ulec panice i pozbawić środków do życia ludzi, którzy są lojalni i ciężko pracują - mówi Sylwia Biały.
- Zaproponowałam całej załodze, również osobom na umowach zlecenia, płatne urlopy, ale nikt nie poszedł. Pracujemy wszyscy. Jeśli będzie bardzo źle, wezmę kredyt albo sprzedam część wyposażenia - zapowiada. Na swoim profilu na Facebooku umieściła poruszający apel, w którym zachęca ludzi do solidarności i zamawiania w ulubionych restauracjach posiłków na wynos.
Wirus ekonomiczny
Nie wszyscy pracodawcy są jednak tak odpowiedzialni za współpracowników. Syn Marka Lewandowskiego, rzecznika Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", pracuje jako samozatrudniony w branży budowlanej w Szwecji. Od dwóch miesięcy nie dostał wypłaty.
Również pani Iza z Warszawy, opiekunka osób starszych, od 17 stycznia żyje wyłącznie z oszczędności. - Pracuję jako opiekunka w Niemczech i Szwajcarii. Agencje opieki odwołują moje kolejne wyjazdy do pracy, a ja nie mam za ten przestój płacone, bo jestem zatrudniana na umowy zlecenia - tłumaczy. Przyznaje, że nie myślała o zmianie zawodu, bo jest tłumaczką, a w tej branży jest teraz bardzo trudno o dobrze płatną pracę.
Na umowie zlecenie oraz samozatrudnieniu jest również pan Bartosz (imię zmienione na prośbę bohatera), który jest kierownikiem stacji pogotowia ratunkowego w jednym z dużych miast województwa małopolskiego.
- Jeśli rozchoruję się, stracę wszystkie środki do życia, a innej pracy nie mam. W takiej samej sytuacji jak ja, jest bardzo wielu kolegów, ratowników medycznych. Oni są na pierwszej linii frontu. Pracują po 300 godzin w miesiącu. Mają pozakładane działalności gospodarcze. Ten system zatrudnienia w pogotowiu wisi na włosku - ostrzega nasz rozmówca.
Abolicja dla pracodawców
Z pomocą osobom zatrudnionym na umowach cywilnoprawnych i samozatrudnionym przychodzą związki zawodowe. Piotr Szumlewicz ze Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa proponuje, by w zamian za przekształcanie umów śmieciowych w umowy o pracę, pracodawcy otrzymywali pomoc państwa i nie byli ścigani za zaległe składki przez ZUS.
- Szacujemy, że kilkaset tysięcy spośród 2,6 mln osób, które pracują obecnie na umowach cywilnoprawnych i samozatrudnieniu, to są pracownicy, którzy powinni mieć umowy o pracę - szacuje Szumlewicz, którego związek zawodowy skupia ponad 2 tysiące członków, w tym osoby zatrudnione na śmieciówkach.
Jak wyglądałaby taka abolicja? - Pracodawca przekształcałby umowę cywilną w umowę o pracę z zachowaniem stażu pracy, jaki ma dany pracownik. Zatem, jeśli ktoś pracuje w danej firmie ponad 3 miesiące, to okres próbny ma już za sobą - tłumaczy związkowiec.
22 postulaty do premiera
Również Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ uważa, że kryzys, jaki już wywołał w gospodarce koronawirus, to najwyższy czas, by ucywilizować rynek pracy w Polsce.
- Historia, która wydarzyła się w Chinach, pokazuje, że sytuacji nie da się opanować 2-tygodniową kwarantanną Trzeba się przygotować co najmniej na 2-miesięczny okres trudności. To oznacza, że wiele firm popadnie w problemy finansowe i nawet jeśli nie będzie zwolnień grupowych, to pracodawcy nie będą w stanie wypłacać całego wynagrodzenia - przewiduje Radzikowski.
- W pierwszej kolejności pracodawcy będą zwalniać osoby na umowach śmieciowych, a nie na etatach. OPZZ przygotował listę 22 postulatów do rządu, w których bardzo konkretnie odnosi się do sytuacji pracowników, w tym osób samozatrudnionych i na śmieciówkach - dodaje.
Najważniejszy z postulatów, które jutro zostaną przedstawione premierowi Mateuszowi Morawieckiemu w specjalnym apelu, to wsparcie pracodawców środkami Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i Funduszu Pracy w celu utrzymania miejsc pracy w przypadku tzw. przestoju ekonomicznego lub obniżenia wymiaru czasu pracy pracownikowi.
Związkowcy chcą, by pracownik otrzymywał pensję co najmniej na poziomie 50 proc. dotychczasowego wynagrodzenia, nie mniej jednak niż obowiązująca wysokość minimalnego wynagrodzenia. Państwo miałoby pokryć z tej kwoty równowartość 100 proc. zasiłku dla bezrobotnych. Pracodawca otrzymałby też refundację z Funduszu Pracy części wypłaconego wynagrodzenia (np. do wysokości 50 proc.).
Osoby znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej mogłyby ubiegać się o wydłużenie terminu spłaty należności wobec wspólnot mieszkaniowych i spółdzielni mieszkaniowych z tytułu opłat czynszowych. Dostawcy wody, prądu czy gazu mieliby zakaz odłączenia mediów od zadłużonych mieszkań. Osoby na umowach cywilnoprawnych mogłyby skorzystać również z 14-dniowego płatnego zasiłku opiekuńczego, który wprowadziła specustawa.
- Państwo otrzymało 7,4 mld euro wsparcia z Unii Europejskiej na przeciwdziałanie skutkom epidemii koronawirusa. Są również pieniądze na koncie Funduszu Pracy oraz Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Te pieniądze należą do pracowników i powinny do nich w tej trudnej sytuacji wrócić - uważa Radzikowski.
Co na to Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej? Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, resort jest w trakcie opracowywania rozwiązań wspierających gospodarkę i rynek pracy, w tym osoby samozatrudnione i na umowach śmieciowych. O szczegółach urzędnicy nie chcą jednak jeszcze rozmawiać z mediami.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl