W środę na Zachodzie doszło do kilku wydarzeń, które można nazwać "politycznym trzęsieniem ziemi". Pierwsza to wygrana Donalda Trumpa w wyścigu do Białego Domu, a druga — zdymisjonowanie ministra finansów i szefa koalicyjnej FDP Christiana Lindnera przez kanclerza Niemiec Olafa Scholza.
Rozpad koalicyjnego rządu oznacza, że przedterminowe wybory u naszego zachodniego sąsiada są niemal pewne. Głos w tej sprawie zabrał prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.
- Koniec koalicji to nie koniec świata. To kryzys polityczny, który musimy pozostawić za sobą i który pozostawimy za sobą - powiedział Steinmeier i podkreślił, że niemiecka demokracja jest silna, a ustawa zasadnicza zawiera jasne wytyczne dotyczące dalszych działań.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czas na rozsądek i odpowiedzialność
Niemiecki prezydent zadeklarował, że jest gotów podjąć decyzję o rozwiązaniu Bundestagu, by umożliwić przeprowadzenie wyborów parlamentarnych. - Kraj potrzebuje stabilnej większości i rządu zdolnego do działania - zaznaczył.
Od 2021 roku Niemcami rządziła trójpartyjna koalicja SPD, Zielonych i FDP, ale rozpadła się w środę po dymisji Christiana Lindnera z FDP. Olaf Scholz argumentował, że chodzi o rozbieżność zdań w sprawie polityki gospodarczej i budżetowej.
Decyzja ta pozbawiła rząd większości w Bundestagu. Scholz zapowiedział, że podda swój rząd pod głosowanie w sprawie wotum zaufania, a następnie rozpisze wybory.
Prezydent Steinmeier przy okazji odniósł się do wygranej Donalda Trumpa z Kamalą Harris. Stwierdził, że "to nie czas na taktykę i potyczki", ale "czas na rozsądek i odpowiedzialność". Wyraził oczekiwanie, że wszyscy odpowiedzialni będą w stanie sprostać skali wyzwań.