Ukrainie może grozić załamanie gospodarcze. W marcu o 10 proc. spadła wartość hrywny, która w zeszłym roku była jedną z najsilniejszych walut świata. Przed epidemią za dolara płacono 24 hrywny, za euro 28, a w tej chwili kosztują odpowiednio 28 i 30 hrywien. Złotówka wzmocniła się mniej i obecnie kosztuje 6,7 hrywny. W bankach zabrakło walut obcych, bo Ukraińcy w nich właśnie oszczędzają – relacjonuje na łamach "Rzeczpospolitej" Karol Kubica, kierownik Zagranicznego Biura Handlowego PAIH w Kijowie.
Zapytany został o to, czy trudna sytuacja u sąsiada może być szansą dla polskich firm. Nie ma wątpliwości, że to możliwe, tym bardziej że nasza żywność jest na Ukrainie bardzo ceniona.
- Obserwujemy duży popyt na produkty spożywcze o przedłużonym terminie przechowywania, urząd celny już odnotował wzmożony import (…). Głównymi eksporterami są Wedel, Mlekowita, Spomlek czy Tarczyński. Polskie sery żółte robią tu furorę, choć są dwa razy droższe niż ukraińskie – wyjaśnił ekspert.
Zapewnił, że niezależnie od trudnej sytuacji, kierowane przez niego biuro działa i pomaga polskim firmom, które chcą wejść na rynek ukraiński. Producenci nie muszą się obawiać, że ich ciężarówki nie przejadą przez granice. Trzy przejścia (Hrebenne, Korczowa i Dorohusk) działają normalnie, ciężarówki z Polski czekają ok. 6-9 godzin. Bardzo długie kolejki tworzą się natomiast od strony Ukrainy: ciężarówki muszą czekać nawet pięć dni, choć jeszcze do niedawna przejeżdżały po ośmiu godzinach stania.
Karol Kubica wyraził też nadzieję, że pracownicy z Ukrainy, którzy przed kilkoma dniami w liczbie 120 tys. opuścili Polskę wrócą gdy sytuacja się ustabilizuje.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl