Po tym, jak konflikt handlowy przełożył się na dużą zmienność na rynkach w ubiegłym roku, od początku roku bieżącego inwestorzy karmieni byli nadziejami na porozumienie handlowe z Chinami, które miało ożywić światową gospodarkę.
Jeszcze w piątek prezydent USA twierdził, że rozmowy idą dobrze i podobno powoli miało miejsce szukanie daty spotkania z prezydentem Chin - w domyśle, w celu podpisania porozumienia. Jednak już w niedzielę wieczorem sprawy przybrały inny obrót.
Trump napisał na Twitterze, że rozmowy idą zbyt wolno i od piątku cła na import o wartości 200 mld USD zostaną podniesione z 10 do 25 proc., zaś cały pozostały import (obecnie stawka 25 proc. obejmuje import o wartości ok. 50 mld USD) wkrótce również zostanie oclony na poziomie 25 proc.
To może być zagranie negocjacyjne, ale bez wątpienia jest to zagranie bardzo twarde. Chiny w ubiegłym roku zarzekały się, że nie będą rozmawiać stawiane pod ścianą i choć nie ma jeszcze oficjalnej odpowiedzi chińskiego rządu, pierwsze głosy sugerują taką postawę. W tym tygodniu wicepremier Chin miał udać się na kontynuację rozmów do USA i od tego czy te rozmowy w ogóle się odbędą zależeć mogą losy porozumienia, a z pewnością reakcje rynków. Na ten moment oczywiście reakcje te są nerwowe, tracą rynki akcji, ale także część towarów rolnych (szczególnie soja).
Prezydent Trump w uzasadnieniu swojej deklaracji wskazał na odporność amerykańskiej gospodarki, która jego zdaniem na cłach miałaby wręcz korzystać. Być może prezydenta zwiodły mocne raporty: o PKB za pierwszy kwartał, a także ostatnie dane z rynku pracy (stopa bezrobocia w USA wynosi 3,6 proc. i jest najniższa od 1969 roku!) i uznał on, że konflikt handlowy nie stanowi ekonomicznego zagrożenia dla jego reelekcji, zaś może zyskać punkty polityczne.
Ta kalkulacja może okazać się jednak mylna. O ile amerykański rynek pracy pozostaje mocny, wskaźniki wyprzedzające wskazują na wyraźne spowalnianie amerykańskiej gospodarki od początku roku. Spowalniająca gospodarka USA może utrudnić globalne ożywienie, tak jak to miało miejsce w 2015 roku, przy czym wtedy gospodarka korzystała ze znacznie większego wsparcia ze strony banków centralnych.
Podsumowując, Trump odpalił bombę, która zdominuje w tym tygodniu sytuację rynkową. Inwestorzy czekać będą teraz na reakcję chińskich władz. Eskalacja konfliktu handlowego ma największy wpływ na rynki akcji i część surowców, ale złotemu raczej też nie pomoże. O 9:05 euro kosztuje 4,2841 złotego, dolar 3,8274 złotego, frank 3,7672 złotego, zaś funt 5,0238 złotego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl