Ustawa Prawo Komunikacji Elektronicznej nazywana "lex pilot" miała zastąpić obecne Prawo telekomunikacyjne. Sprzeciw wielu środowisk budził zapis mówiący o tym, że na pierwszych listach miały znaleźć się: TVP1, TVP2, TVP3, TVP Info i TVP Kultura.
W środę, 29 marca Sejmowa Komisja Cyfryzacji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii odrzuciła rządowy projekt ustaw w tej sprawie.
Informację tę potwierdził także na Twitterze wiceprzewodniczący komisji Marcin Kierwiński z PO.
"Lex pilot". Rząd wycofał kontrowersyjne zapisy
Już od kilku dni spekulowano, że rząd zamierza wycofać się z najbardziej kontrowersyjnych zapisów zawartych w ustawie nazywanej "lex pilot". Z rządowego projektu usunięto zapisy dotyczące tego, aby wymieniona wcześniej piątka stacji TVP zajmowała pierwsze miejsca w wykazie stacji każdego operatora.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wycofane zostały również zapisy nadające uprawnienia Krajowej Radiofonii i Telewizji do powiększenia listy stacji "must carry" (zasada "must carry, must offer" polega na tym, że operatorzy płatnej telewizji obowiązkowo zapewniają swoim abonentom dostęp do określonych stacji, natomiast nadawcy telewizyjni są zobowiązani te kanały operatorom udostępnić nieodpłatnie).
- Po wysłuchaniu publicznym doszliśmy do wniosku, że ta część najbardziej kontrowersyjna, powinna zostać zmodyfikowana. W przypadku zasady must carry, must offer zdecydowaliśmy się, by nie było ustalonej kolejności kanałów - poinformował w środę Paweł Lewandowski, minister w kancelarii premiera, na posiedzeniu sejmowej Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, cytowany przez serwis wirtualnemedia.pl.
Planowane zmiany w prawie zostały zauważone u naszych sąsiadów. "Polska zrobiła kolejny krok na drodze do republiki bananowej" - napisał na początku tego roku Hans-Joerg Vehlewald w materiale opublikowanym na stronie "Bilda".
Tabloid przekonywał, że nadawca państwowy TVP jest w Polsce "instrumentem propagandy rządowej".
Autor tekstu Hans-Joerg Vehlewald, cytowany przez Deutsche Welle, nazywał nowe przepisy "bezwstydną ingerencją w wolność mediów".