W poniedziałek prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich, nazywaną "lex Tusk". Mimo protestów z wielu stron wskazujących m.in. na jej niekonstytucyjność.
Jak argumentują jej przeciwnicy, ustawa jest próbą nadania nowo powołanej komisji możliwości, których nie przewidują przepisy ustawy o sejmowej komisji śledczej. Komisja ds. badania wpływów rosyjskich ma mieć m.in. możliwość wydania zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat i to – jak wskazuje RPO – za działania, które niekoniecznie musiały być niezgodne z prawem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Olbrzymie kary za niestawienie się na posiedzeniu
Wśród zapisów, których nie ma w ustawie o komisji śledczej, a są w ustawie nazywanej "lex Tusk", jest też zapis o możliwości nałożenia grzywny przez komisję za niestawienie się na jej posiedzeniu.
Ustawa o komisji śledczej z 1999 r. przewiduje, że w takiej sytuacji komisja może zwrócić się do Sądu Okręgowego w Warszawie z wnioskiem o zastosowanie kary porządkowej.
Tymczasem "lex Tusk" stwierdza, że komisja ds. badania wpływów rosyjskich może ukarać osobę, która nie stawi się na przesłuchanie grzywną do 20 tys. zł, a w razie ponownego niezastosowania się do wezwania – grzywną do 50 tys. zł.
Kary dla Gronkiewicz-Waltz uchylały sądy
Posłowie PiS wskazują, że komisja ds. badania wpływów rosyjskich będzie działać na zasadach podobnych do komisji ds. reprywatyzacji warszawskiej. Tyle że... tamtej komisji też zarzucano niekonstytucyjność w działaniach, a kary za niestawienie się lub odmowę złożenia zeznania wynosiły 10 tys. i 30 tys. zł (w przypadku ponownego wezwania).
Przed komisją ds. reprywatyzacji nie planowała stawić się była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Argumentowała wtedy w mediach, że komisja ta jest niekonstytucyjna.
Gdy później nie pojawiała się na posiedzeniach, komisja ds. reprywatyzacji nałożyła na nią kilka kar rzędu kilkudziesięciu tysięcy zł łącznie. Postanowienia w tej sprawie uchylały później sądy, obciążając komisję kosztami procesu.
Z kolei lider PO Donald Tusk był wzywany na posiedzenie komisji ds. Amber Gold w 2018 r.. Stawił się i odpowiadał na pytania członków komisji.
Walka z rosyjskimi wpływami, czy walka z opozycją?
Celem powołanej teraz do życia komisji jest "walka z rosyjskimi wpływami w Polsce". Jednak okoliczności (m.in. zbliżające się wybory) budzą obawy, że ma być to przede wszystkim narzędzie do walki z opozycją.
Rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że "rząd USA jest zaniepokojony przyjęciem przez polski rząd nowej legislacji, która może zostać nadużyta do ingerencji w wolne i uczciwe wybory w Polsce".
Podzielamy obawy wyrażane przez wielu obserwatorów, że to prawo tworzące komisję badającą rosyjskie wpływy, może być wykorzystane do blokowania kandydatur polityków opozycji bez należytego procesu prawnego – czytamy w oświadczeniu Millera.
Jak komentuje "Politico", cała sprawa prawdopodobnie jeszcze mocniej nadwyręży i tak już napięte relacje z Unią Europejską. A przecież Komisja Europejska zamroziła miliardy euro, które miały trafić do Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy, z powodu nieprzestrzegania zasad praworządności.