Premier Mateusz Morawiecki w piątek ogłosił częściowe luzowanie obostrzeń. Od połowy lutego działalność wznowią kina, teatry, muzea, baseny, boiska i stoki narciarskie, ale także hotele przy limicie 50 proc. obłożenia. Gastronomia jednak wciąż pozostaje zamknięta.
- Sytuacja jest dla nas niezrozumiała - mówi money.pl Piotr Popiński, właściciel takich lokali, jak "Oberża pod Czerwonym Wieprzem", "Folk Gospoda", "Elixir by Dom Wódki" czy "The Roots". Jasno wyraża żal i rozczarowanie decyzjami rządu.
Gastronomia się buntuje. "Dostawcy nas ograbiają"
- Bardzo liczyliśmy, że ta szansa zostanie nam dana, że restauracje zostaną otwarte w reżimie sanitarnym - dodaje. Nie potrafi powiedzieć, jak długo jeszcze restauratorzy wytrzymają zamknięcie. - Sytuacja jest dramatyczna - podkreśla jednak restaurator.
Jak wyjaśnia, rozumie konieczność pewnych ograniczeń, ale przekonuje, że otwarcie sektora restauracyjnego jest możliwe przy zachowaniu wszelkich zasad sanitarnych.
- Jesteśmy gotowi, aby dochowywać wszelkich wytycznych, kontrolować stosowanie się do zaleceń sanitarnych, dezynfekować, rozstawiać stoliki, rozbić specjalne przegrody. Branża restauratorska może bezpiecznie funkcjonować - argumentuje.
Popiński nie rozumie, według jakiego klucza wybierane są branże do odmrożenia.
- Otwiera się markety, galerie handlowe, gdzie kumulują się tłumy ludzi i o regularną dezynfekcję trudno. Uruchamia się baseny, teatry, kina i hotele, a restauracja mają być zamknięte? To bardzo zła i rozczarowująca decyzja - stwierdza.
Ostrożność w otwieraniu gospodarki tłumaczył podczas piątkowej konferencji premier Mateusz Morawiecki. - Od wielu tygodni obserwujemy swego rodzaju stabilizację zakażeń koronawieusem. Liczba zgonów jest jednak niepokojąca. COVID-19 zbiera żniwa, które niepokoją. Dlatego dziś możemy mówić tylko o kruchej stabilizacji - zaznaczył szef rządu.
Wskazywał także na problemy innych krajów, np. Portugalii, gdzie nastąpił nagły wzrost zakażeń.