Potwierdziły się zaskakujące dane GUS sprzed tygodnia. Ceny rosną średnio w tempie 3,4 proc. w skali roku. Takiej inflacji nie było od 2012 roku.
Profesor Marek Belka w rozmowie z money.pl przyznaje, że inflacja na poziomie 3,4 proc. nie jest jeszcze wielkim problemem dla gospodarki. W przeszłości ceny rosły szybciej. Ostrzega jednak, że może wymknąć się spod kontroli. A wtedy będzie to już szerszy problem społeczny.
- Niestety inflacja szybko nie odpuści i wzrośnie w pierwszych miesiącach tego roku. W związku z choćby wzrostem cen prądu może wystrzelić nawet do 4,5 proc. Choć w drugiej części roku spadnie w związku z efektem bazy. Nie wchodząc w konkretne liczby, jedno jest pewne, na dobre wkroczyliśmy w okres podwyższonej inflacji - podkreśla Marek Belka.
Były premier i minister finansów zwraca uwagę, że najważniejszą informacją dotyczącą inflacji jest ta, o której nie ma słowa w dzisiejszej publikacji GUS. Mowa o inflacji bazowej, a więc wskaźniku określającym wzrost cen bez uwzględniania żywności, paliw i energii.
- Jest ona prawie na tym samym poziomie co główny wskaźnik - wskazuje profesor Belka. Tym samym zwraca uwagę m.in. na wyraźny wzrost cen usług, o których rzadziej się mówi.
Uwagę zwracają np. stawki za wywóz śmieci. Średnio wzrosły w rok o 32 proc. Więcej trzeba zapłacić też za usługi lekarskie (o 6,3 proc.) i stomatologiczne (4,5 proc.). Transport podrożał o 7,5 proc., a usługi telekomunikacyjne o 4,7 proc. Więcej płacimy też za turystykę. Wycieczki zagraniczne organizowane przez biura podróży zdrożały średnio o 10 proc.
Przegrzana gospodarka
- Walka z inflacją z jednoczesnym spowolnieniem w gospodarce to najgorsza możliwa kombinacja. Odpowiada za to m.in. rząd, który wpadł we własną pułapkę. Chciał nie dopuścić do spowolnienia w gospodarce, uruchamiając programy socjalne, wspierające konsumpcję. Kosztem jest wzrost cen. W momencie, gdy popyt spadnie, zrobi się duży problem - ostrzega Belka.
Według niego lepiej byłoby dać zwolnić PKB w naturalny sposób np. do 3,5 proc. Sugeruje, że ludzie nie odczuliby tego, a ceny utrzymane byłyby w ryzach.
- Za przegrzanie gospodarki trzeba będzie w końcu zapłacić - wskazuje Marek Belka. Przyznaje, że na krótką metę wydatki socjalne stymulują konsumpcję i wzrost gospodarczy, ale rząd przedobrzył. Żeby ostudzić gospodarkę, musiałby podjąć kilka niepopularnych decyzji.
RPP powinna zachować spokój
Rosnąca inflacja i perspektywa przekroczenia 3,5 proc. już na początku tego roku będzie wywierać presję na Radę Polityki Pieniężnej w kwestii stóp procentowych. Gdy inflacja przekracza cel, można myśleć o podnoszeniu stóp procentowych, a to oznaczałoby m.in. wyższe oprocentowanie kredytów.
Na razie jednak członkowie rady zapewniają, że sytuacja jest pod kontrolą i w perspektywie najbliższych miesięcy raczej nie należy się spodziewać rosnących rat.
Marek Belka, a więc były prezes NBP i przewodniczący RPP, nie jest zwolennikiem gwałtownych ruchów i na pewno nie zdecydowałby się teraz na podniesienie stawek oprocentowania w banku centralnym. Sugeruje jednak, by komunikacja rady z rynkiem finansowym była otwarta. Sam sygnalizowałby gotowość do podwyżek, ale przy założeniu, że inflacja będzie utrzymywać się na podwyższonym poziomie przez dłuższy czas.
Pomysłów np. Eryka Łona dotyczących obniżek stóp procentowych Belka nawet nie chce komentować, sugerując, że w obecnej sytuacji nie ma to sensu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl