A Ty zyskałeś czy straciłeś na Polskim Ładzie? Podziel się z nami swoją historią na dziejesie.wp.pl
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Klasa średnia - o której ostatnio zrobiło się głośno za sprawą Polskiego Ładu i który ma jej pomóc - jest grupą liczną i w porównaniu do swoich zachodnich odpowiedników wręcz biedną. Ale czy można się temu dziwić, skoro zarabiamy ponad dwa razy mniej od przeciętnego Europejczyka?
Kim są przedstawiciele klasy średniej? Zostawmy za sobą definicje historyczne i teorie Marksa. Dziś za klasę średnią uznaje się osoby, które nie są ani bogate, ani biedne, mają wyższe wykształcenie i "wyższe kompetencje kulturowe niż klasa robotnicza".
Jeśli chodzi o zarobki, za członków klasy średniej uznaje się osoby, których dochód rozporządzalny (zarobki na czysto, po odliczeniu podatków i składek zdrowotnych) na członka rodziny mieści się w przedziale od 67 do 200 proc. mediany całego społeczeństwa. Co to oznacza w praktyce?
Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego w 2019 roku, by należeć do klasy średniej, trzeba było mieć przynajmniej 1,5 tys. zł dochodu rozporządzalnego na członka rodziny. Czyli do klasy średniej należały wtedy np. dwie osoby zarabiające łącznie na czysto 3 tys. zł albo dwójka rodziców z jednym dzieckiem dostająca łącznie 4,5 tys. zł miesięcznie.
Maksimum dla klasy średniej to dwukrotność mediany – czyli 4,5 tys. zł na członka rodziny. W takim przypadku małżeństwo bez dzieci w klasie średniej zarabiało do 9 tys. zł, z jednym dzieckiem – 13,5 tys. zł miesięcznie. Wedle tej definicji klasa średnia faktycznie jest w Polsce bardzo liczna, ale i niesamowicie zróżnicowana.
PIE wyliczył też medianę (połowa ma mniej, połowa więcej) dla klasy średniej – było to dokładnie 2546 na członka rodziny. W takim przypadku małżeństwo bez dzieci miało przeciętnie ok. 5,1 tys. zł dochodu rozporządzalnego, z jednym dzieckiem – nieco ponad 7,6 tys. złotych. W efekcie do klasy średniej zaliczono ok. 54 proc. społeczeństwa.
- Faktyczne zróżnicowanie klasy średniej jest ogromne. Zupełnie inne problemy mają osoby zarabiające łącznie 3 czy 4 tysiące złotych, inne ludzie mający do dyspozycji dwa razy więcej. Ale jest pewna wspólna cecha naszej klasy średniej – brak oszczędności. Połowa nie ma odłożone nic na czarną godzinę, tyle samo ma kredyt – mówi money.pl socjolog Hubert Gieliński.
Dodaje, że bardzo celne jest powiedzenie, które ostatnio zauważył w internecie – że polską klasę średnią od bezdomności dzielą dwie raty kredytu.
Jakie zarobki są "dobre"?
W tej kwestii z pomocą przychodzi nam firma doradcza KPMG, regularnie badająca zamożność Polaków. KPMG uznaje za dobrze zarabiające osoby takie, które dostają powyżej 7,1 tys. zł brutto. To niecałe 5,1 tys. zł netto w przypadku umowy o pracę. Ta kwota oznacza wejście w drugi próg podatkowy. KPMG wylicza, że takich osób w Polsce jest niecałe 1,7 miliona.
Mediana zarobków Polek i Polaków to ok. 3 tys. zł na rękę. Jedynie 5 proc. podatników łapie się na drugi próg podatkowy, większość płaci 17 proc. z pierwszego progu. Zaledwie 1 proc. ludzi zarabia powyżej 20 tys. zł brutto (nieco ponad 14 tys. na rękę przy umowie o pracę).
Gieliński, analizując naszą klasę średnią, podkreśla, że cały czas mówi się o wysokości zarobków. Tymczasem warto byłoby też spojrzeć na wartość zgromadzonego majątku, tego, co można przekazać dzieciom w spadku.
- Myślę, że tu jest sedno problemu, dla którego ta nawet wyższa klasa średnia – powiedzmy wchodząca w drugi próg podatkowy – narzeka na podwyższanie podatków. Niewiele osób ma coś odłożone. Co zostawią dzieciom? Mieszkanie kupione na kredyt, starzejący się samochód, działkę na wsi? – pyta retorycznie.
Dodaje, że u nas prawie nie inwestuje się w akcje, dzieła sztuki, nieruchomości. Dopiero od niedawna stało się modne kupowanie mieszkań na wynajem, ale jest to raczej pokłosie bardzo słabo oprocentowanych lokat. I prawdopodobna przyczyna relatywnie niskich oszczędności Polaków.
Jak to się ma do zarobków w UE?
Nijak – brzmi najkrótsza odpowiedź. W Niemczech pensja minimalna w ujęciu godzinowym wynosi 9,50 euro. Przy pracy w zwykłym trybie 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu, wychodzi 1520 euro, czyli prawie 6,9 tys. zł brutto.
A Niemcy mają pensje minimalne również dla poszczególnych grup zawodowych – na przykład wykwalifikowany pracownik budowlany zarabia nie mniej niż 15 euro na godzinę, co przy porównywalnym trybie pracy oznacza - lekko licząc - 11 tys. zł miesięcznie brutto.
We Francji absolutnie minimalny zasiłek dla bezrobotnych nie może spaść poniżej 27,25 euro dziennie – czyli w przeliczeniu ok. 3,7 tys. zł miesięcznie.
W porównaniu do innych krajów UE zarabiamy mało. Średnia europejska z 2019 roku (danych za 2020 jeszcze nie ma) – w przeliczeniu na euro i w wersji netto, do ręki – wynosi 17325 euro rocznie. Czyli mniej więcej 6,5 tys. zł miesięcznie. Najniższa jest w Bułgarii – 4224 euro rocznie, czyli niecałe 1,6 tys. zł miesięcznie. W Czechach jest to niecałe 10 tys. euro rocznie, czyli 3750 zł miesięcznie. W Polsce w 2019 roku było to 7124 euro – czyli 2670 złotych miesięcznie.
Zarobki zarobkami. Ile mamy oszczędności?
- Jedna czwarta Polaków nie ma odłożonego ani grosza, połowa ma do 5 tys. zł – mówi money.pl Maria Bukowska, ekonomistka. Dodaje, że jedna trzecia rodaków za swoje oszczędność jest w stanie przeżyć miesiąc.
Z badań Krajowego Rejestru Długów wynika, że blisko jedna czwarta (24 proc.) Polaków deklaruje, że nie posiada obecnie żadnych oszczędności. Więcej niż co dziesiąta (11,5 proc.) osoba trzyma na czarną godzinę kwotę mniejszą niż 1 tys. zł. Od 1 tys. do 4,9 tys. zł ma 17 proc. osób, a prawie jedna trzecia deklaruje oszczędności wyższe niż 5 tys. zł.
Jedna czwarta respondentów twierdzi, że po utracie pracy byłaby się w stanie utrzymać przez trzy miesiące, niemal co piąty (18 proc.) ma zapewnione finansowanie na miesiąc, a 17 proc. do pół roku. Jedynie 13 proc. Polaków jest w stanie utrzymać się z oszczędności ponad rok.
- Z innych badań wynika, że jedna trzecia Polaków w pandemii musiała naruszyć swoje oszczędności na czarną godzinę. Tymczasem w Europie panował zupełnie inny trend – oszczędzania. Bo skoro nie było gdzie pieniędzy wydawać, to lepiej było wpłacić je na konto – mówi Bukowska.
Dodaje, że oszczędności Niemców w pandemii zwiększyły się o 150 miliardów euro, czyli o ponad jedną trzecią. Przeciętny Francuz przychomikował na koncie około 2,2 tys. euro, Niemiec 1,8 tys. euro, a Włoch i Hiszpan - 1,3 tys. dodatkowych euro.
A jak jest u nas? "Nie ma wyraźnych podstaw, aby sądzić, że pandemia nauczyła Polaków oszczędzania" - ocenia Polski Instytut Ekonomiczny. "Kryzys nie tyle nauczył nas oszczędzania, ile ograniczył rozrzutność" - podkreślili eksperci "PIE".