Prokuratora Generalna zarzuca Sądowi Apelacyjnemu w Warszawie "rażące naruszenie prawa materialnego oraz oczywistą sprzeczność istotnych ustaleń sądu z treścią zebranego w sprawie materiału dowodowego". Chodzi o sprawę kobiety, która będąc w ciąży bliźniaczej została zatrudniona na 3/4 etatu jak dyrektor operacyjna z wynagrodzeniem 42 959,00 zł miesięcznie. W tym samym czasie kobieta była zatrudniona jednocześnie na cały etat w innej firmie, również na stanowisku dyrektora.
Krótko po tym, jak została zatrudniona, przeszła na zasiłek chorobowy, a później ze względu na ciążę. Ostatecznie po ponad 2 latach umowa została rozwiązana. ZUS jednak zakwestionował wysoką podstawę składek kobiety. Spór toczył się w kolejnych instancjach i ostatecznie matka ostatecznie wygrała sprawę.
Teraz ponownie ma zostać zbadana przez Sąd Najwyższy, bo Prokuratura wniosła nadzwyczajną skargę. Wskazała w dniu 1 lutego 2011 roku, kiedy kobieta zaczęła pracę, była w zaawansowanej ciąży bliźniaczej, a z przeprowadzonych w sprawie opinii biegłych sądowych wynikało, że miała ona przeciwwskazania zdrowotne do wykonywania jakikolwiek pracy. W dniu zawarcia umowy pracodawca miał pełną świadomość, że kobieta jest w ciąży. Musiał być więc świadomy tego, że nie będzie ona mogła w pełni świadczyć pracy.
"Gdyby została skierowana na badania lekarskie do lekarza medycyny pracy nie uzyskałaby zaświadczenia o możliwości podjęcia zatrudnienia. Co wskazuje, że w przypadku nie zawarcia przez pracodawcę umowy przyrzeczonej, brak byłoby podstaw do dochodzenia przez nią kary umownej" - podkreśla Prokuratura.
Jak argumentuje prokurator, wynagrodzenie w wysokości prawie 43 tys. zł miesięcznie zostało ustalone tylko i wyłącznie w celu umożliwienia kobiecie uzyskania wysokich świadczeń przysługujących z tytułu choroby i macierzyństwa.
"Wynagrodzenie nie spełniało kryteriów ekwiwalentności i godziwości. Rodzaj wykonywanej pracy przez powódkę nie pokrywał się z zakresem jej obowiązków. Ponadto wynagrodzenie to nie było adekwatne do wykonywanej pracy, także w porównaniu do innych zatrudnionych w spółce pracowników. W tym samym czasie prezes zarządu w tej firmie zarabiał nieco ponad 12 tysięcy złotych. Obowiązująca u zainteresowanego siatka wynagrodzeń oraz średni poziom wynagrodzeń, jak i osiągane przez spółkę dochody, które w przypadku wypłaty wynagrodzenia powódce zostałyby pochłonięte, prowadzą do konkluzji, że wynagrodzenie to było niegodziwe" - podkreśla Prokuratura.
Jak przekonuje, umowa dotycząca wysokości wynagrodzenia za pracę jest nieważna, gdyż jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego.
"Działanie stron umowy było nakierowane na osiągnięcie korzyści z systemu ubezpieczeń społecznych, kosztem innych uczestników systemu. Tym samym wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie jest sprzeczny z zasadą równego traktowania oraz zasadą solidaryzmu ubezpieczonych. W konsekwencji tego orzeczenia powódka osiągnęła nienależne korzyści z systemu ubezpieczeń społecznych" - podsumowała Prokuratura.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie