W sobotę oczy całego świata będą pilnie śledzić wydarzenia na wyspie u wybrzeży Chin. Bogaty, demokratyczny i strategicznie położony na ważnym szlaku handlowym Tajwan od dawna jest najbardziej niestabilną kwestią między USA a Chinami. Wymknięcie się spraw spod kontroli może nawet doprowadzić do globalnej wojny.
- Wybory parlamentarno-prezydenckie na Tajwanie mają znaczenie geopolityczne - mówi money.pl sinolog prof. Bogdan Góralczyk. Jak podkreśla, różnica w sondażowym poparciu dla reprezentanta rządzącej obecnie Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) i opozycyjnego Kuomintangu (KMT) nie jest duża. I choć niewielką przewagę utrzymuje obecny wiceprezydent Lai Ching-te (znany także jako William Lai), to nagłego zwrotu w kierunku jego głównego oponenta - Hou Yu-ih - nie można wykluczyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podkreśla ekspert, kluczowy będzie głos elektoratu trzeciej siły - Tajwańskiej Partii Ludowej, a jej zwolennicy mogą chętniej skłaniać się ku Kuomintangowi.
Wyraźna jest linia podziału wytyczająca stosunek do Chin. William Lai to zastępca obecnie urzędującej prezydent Tsai Ing-wen i jego wygrana będzie oznaczać kontynuację utrzymania statusu quo, chłodnego stosunku i dystansu do Pekinu oraz zbliżenia z USA. Z kolei lider Kuomintangu Hou Yu-ih opowiada się za porozumieniem i zbliżeniem do Pekinu. Wynik tego starcia będzie miał konsekwencje nie tylko dla wyspy. To wybory o charakterze geopolitycznym - przypomina prof. Góralczyk.
Zarzewie kolejnego konfliktu
Wybory na niewielkiej wyspie po drugiej stronie globu uruchomić mogą szereg ogniw, które będą miały istotny wpływ na to, co dzieje się na arenie międzynarodowej.
Problem stanowi bowiem status Tajwanu, który nie jest niepodległym państwem. Pekin uznaje Tajwan za "zbuntowaną prowincję". Demokratyczny rząd w Tajpej podkreśla z kolei swoją autonomię od 1949 roku, a bliskie stosunki z USA miały ugruntować jego pozycję.
Dotychczasowy status quo naruszyła zarówno ostra retoryka Xi Jinpinga, który wprost zapowiedział przyłączenie Tajwanu do "wielkich Chin", jak i aktywność USA - poprzez sprzedaż broni, a także wizyty wysokiej ranki amerykańskich polityków.
Rusza wielka gra o Tajwan. Chiny wyprowadziły cios
Walka o wyspę cały czas się toczy. Chiny - w reakcji na sprzedaż przez USA Tajwanowi broni i technologii o wartości 300 mln dolarów nałożył sankcje na zachodnie firmy. Organizują też ćwiczenia wojskowe u wybrzeży Tajwanu, naruszając jego przestrzeń powietrzną i wody terytorialne.
Same wybory rząd w Pekinie określa jako wybór między dobrem a złem, a nawet między wojną a pokojem. Stany Zjednoczone zaś ostrzegły Pekin przed próbą wpływania na przebieg wyborów na Tajwanie.
- Jeśli w sobotę wygra prozachodnia DPP, Chiny "będą rozrabiały" i sekowały tę władzę. Xi Jinping mówił wprost, że sprawa Tajwanu musi być i będzie rozwiązana. Grozi blokadą cieśniny tajwańskiej - przypomina prof. Góralczyk. - Jeśli wygra Kuomintang, dość szybko zaczną rozmowy z Pekinem, zarysuje się szansa pokojowego połączenia, co uderzy w interesy USA i zapewne spotka się z reakcją - ocenia.
Raczej nie inwazja, ale poważny kryzys
- Stawka jest ogromna - zaznacza prof. Bogdan Góralczyk. Jak podkreśla, każde zachwianie statusu quo w regionie może doprowadzić do eskalacji konfliktu na skalę międzynarodową. Ciąg potencjalnych zdarzeń może z kolei sprawić, że skutki odczuje cały świat, także Polska.
Dla Stanów Zjednoczonych i Japonii Tajwan jest ważną twierdzą w ciągu archipelagów. Przez lata powstrzymał ekspansję Chin w regionie i chronił szlaki handlowe.
- Potencjalny kryzys w Cieśninie Tajwańskiej miałby dużo większe znaczenie dla światowej gospodarki niż np. wojna rosyjsko-ukraińska - zaznacza w rozmowie z money.pl dr Tomasza Smury z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. - Wokół Tajwanu przebiegają ważne morskie szlaki transportowe do m.in. Japonii i Korei Południowej. Sam Tajwan jest ok. 20 co do wielkości gospodarką świata i m.in. największym światowym producentem powszechnie wykorzystywanych w elektronice półprzewodników i niemal monopolistą w produkcji tych najbardziej zaawansowanych - dodaje.
Znajdujące się na terenie Tajwanu firmy, produkują 90 proc. wysokotechnologicznych chipów wykorzystywanych do produkcji iPhonów, jak i sprzętu wojskowego. Z Tajwanem związanych jest wiele firm technologicznych takich jak Acer, Asus oraz Foxconn. Wyspa jest też ważna dla innych graczy w sektorze chipów, takich jak AMD czy Nvidia.
- Kluczowe znaczenie ma tu TSMC, który na rynku półprzewodników i chipów osiągnął udział na poziomie niemal 58 proc. - zaznacza prof. Góralczyk.
"Jakiekolwiek działania wojenne na Tajwanie doprowadziłyby do kryzysu technologicznego, który prawdopodobnie wpłynąłby na totalną zapaść gospodarczą na całym świecie" - oceniają w ostatniej analizie eksperci XTB.
Jak uspokaja dr Tomasz Smura, pełnoskalowa inwazja na Tajwan jest stosunkowo najmniej prawdopodobnym wariantem. - Oznaczałoby to bowiem konieczność przeprowadzenia ogromnej operacji amfibijnej (największej od czasu lądowania w Normandii) i przeprowadzenia skomplikowanej wielodomenowej operacji przy współpracy i koordynacji różnych rodzajów sił zbrojnych oraz ryzyko bezpośredniej konfrontacji z USA - podkreśla ekspert.
Blokada Tajwanu
- Starożytna chińska tradycja - której uczą w szkołach wojskowych - mówi, że nie atakuje się silniejszego przeciwnika. A USA wciąż są silniejsze. Chiny będą raczej działać hybrydowo, stosować blokady, naciski, eskalacja może oznaczać wojnę handlową, ale niekoniecznie inwazję amfibiami - zaznacza z kolei prof. Góralczyk.
Poza tym działania wojenne doprowadziłby do zniszczenia potencjału Tajwanu, który jest równie potrzebny Pekinowi co Zachodowi. TSMC jest kluczowym dostawcą chipów do Chin.
Chiny jednak już ćwiczyły blokadę Tajwanu. Analitycy i komentatorzy zwracają uwagę, że Pekin mógłby próbować zastosować selektywne zamknięcie wyspy dla amerykańskich statków przy jednoczesnym pozostawieniu dostępu dla innych krajów.
Jak podkreśla prof. Góralczyk, to oznaczałoby większe zaangażowanie USA w strategicznie ważniejszy region Pacyfiku, a co za tym idzie - poważne problemy dla Europy i zachwianie strategicznego bezpieczeństwa również Polski.
- Tajwański kryzys oznaczać będzie, że USA przeniosą swoją uwagę i zaangażowanie z Europy w tamten region. Strategiczne położenie Tajwanu to pierwsza linia dla USA i istota geopolitycznego starcia.To oznacza poważne i bezpośrednie zagrożenie dla Polski, która swoje bezpieczeństwo opiera na gwarancjach bezpieczeństwa w ramach NATO - zaznacza prof. Góralczyk.
Podobnego zdania jest dr Smura. - Starcie dwóch największych światowych gospodarek, tj. USA i Chin, oznaczałoby już gospodarczą katastrofę dla świata i wymusiłaby na USA zmniejszenie zaangażowania w Europie. Na szczęście jest to na tę chwilę najmniej prawdopodobny scenariusz w kontekście wyborów na wyspie - podkreśla.
Między USA a Chinami
Zaostrzenie konfliktu Ameryki z Chinami postawi zarówno Europę, jak i Polskę (która jest bramą do UE na Nowym Jedwabnym Szlaku) w trudnym położeniu. USA to główny sojusznik w NATO, ale też gwarant bezpieczeństwa gazowego dla wielu krajów UE. Z kolei Chiny wciąż pozostają ważnym partnerem handlowym.
Jak pisaliśmy w money.pl, obecnie Europy może po prostu nie stać na odcięcie się od Chin, jak zrobiła to w przypadku Rosji. Istniejące wzajemne powiązania są bardzo silne. Choć politycy europejscy zaostrzają retorykę wobec Chin, to z drugiej strony walczą o utrzymanie pozycji i dostępu do rynku. Tajwan może więc spowodować, że również Europa stanie więc między młotem a kowadłem.
Wyborcy na Tajwanie będą mogli oddać głosy w 17 794 lokalach wyborczych w całym kraju w godz. 8–16 (godz. 1-9 w Polsce). 1,03 miliona osób zagłosuje po raz pierwszy. Na Tajwanie czynne prawo wyborcze przysługuje obywatelom, którzy skończyli 20 lat.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl