Podpisane w środę w Hucie Stalowa Wola porozumienie odbyło się za plecami innych dużych central związkowych - Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych oraz Forum Związków Zawodowych. Co więcej, rozmowy z rządem miały miejsce poza Radą Dialogu Społecznego, odpowiednim miejscem do ustalania omawianych podwyżek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podwyżki dla budżetówki
Jak wynika z komunikatu na rządowej stronie internetowej, gabinet Mateusza Morawieckiego przeznaczy w tym roku dodatkowe 906,25 mln zł dla pracowników państwowej sfery budżetowej, 765 mln zł dla nauczycieli i 46 mln zł dla sędziów, asesorów sądowych oraz referendarzy sądowych. - Oczywiście w przyszłym roku też będzie podwyższone wynagrodzenie przeciętne co najmniej o ten wskaźnik inflacyjny - zapowiedział w środę premier Morawiecki.
Według danych z 2022 roku w sferze budżetowej zatrudnionych było niemal 1,7 mln pracowników. Zapytaliśmy Kancelarię Premiera, co dokładnie oznacza dla nich zapowiedź Mateusza Morawieckiego, dotycząca 2024 roku. Z odpowiedzi, którą uzyskaliśmy, wynika, że na razie obiecany jest tak naprawdę jedynie jednorazowy zastrzyk pieniędzy w tym roku.
"To przełomowy dokument, który kończy kilkumiesięczne negocjacje i wprowadza nowe rozwiązania dla pracowników. Wśród nich znajdują się także dodatkowe środki w 2023 roku na nagrody dla pracowników tzw. budżetówek" – przekazało nam Centrum Informacyjne Rządu.
"Jednocześnie pracujemy nad budżetem państwa na przyszły rok, który szczegółowo określi te kwestie w 2024 r. Po podjęciu konkretnych rozwiązań, poinformujemy o nich na stronie internetowej" – dodało CIR. Żadnych szczegółów nie podało.
Poprosiliśmy Marka Lewandowskiego, rzecznika prasowego "Solidarności", o uściślenie, co zostało zawarte w porozumieniu. W rozmowie z money.pl Lewandowski przekazał, że w tym roku rząd podniesie wynagrodzenia pracownikom budżetówki o 8 proc. Dodał, że na przyszły rok planowany jest wzrost wynagrodzeń o "co najmniej wskaźnik inflacyjny".
8-procentowy wzrost wynagrodzeń to za mało?
Przypomnijmy, że zarówno OPZZ, jak i FZZ postulowały o wyższe podniesienie wynagrodzeń w sferze budżetowej w tym roku. Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych w rozmowie z money.pl stwierdza wprost: – Żyjemy obecnie w takiej atmosferze i w takiej kulturze politycznej, w której nie prowadzimy dialogu, który odpowiadałby standardom europejskim.
Piotr Ostrowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, uważa z kolei, że przy stole negocjacyjnym można było uzyskać zdecydowanie więcej niż 8-procentowe podwyżki. – W naszej opinii osiem procent to za mało, biorąc pod uwagę, że w poprzednich latach mieliśmy zamrożony wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej – komentuje.
Po co Rada Dialogu Społecznego
Sikora i Ostrowski punktują też, że ich związki nie miały okazji do przeprowadzenia dwustronnych rozmów z rządem. Taką szansę dostała tylko "Solidarność". Zwracają też uwagę na to, że ustalenie podwyżek wynagrodzeń odbyło się poza Radą Dialogu Społecznego.
– Takie sprawy powinny być rozstrzygane na poziomie Rady Dialogu Społecznego. Dzisiaj przewodniczący "Solidarności" mówił, że RDS umarł [podczas konferencji w Hucie Stalowa Wola – przyp. red.]. W mojej ocenie to on przyłożył rękę do tej śmierci. Należy dialog umacniać i naprawiać, trzeba tam rzetelnie pracować, tymczasem to wielu przedstawicieli rządu przykłada się do niszczenia rady, ponieważ nawet nie przychodzą uczestniczyć w posiedzeniach – mówi w rozmowie z nami Piotr Ostrowski.
Szefowie centrali związkowych nie kryją oburzenia z dzisiejszego porozumienia. - Takie postępowanie to jest miękkie niszczenie kolejnej instytucji, którą mamy w Polsce. RDS jest pośrednio umocowana w konstytucji, gdzie mowa o tym, że współpraca z partnerami społecznymi jest podstawą ładu społeczno-gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej - komentuje Piotr Ostrowski.
Pytamy Marka Lewandowskiego z "Solidarności", czy stanowisko w sprawie podwyżek w sferze budżetowej nie powinny być w takim razie omówione na RDS-ie.
– Oczywiście, że powinny – mówi nam rzecznik "S". – Wołaliśmy, aby takie wspólne stanowisko wypracować, ale do tego nie doszło. W przypadku strony związkowej przecież i OPZZ, i FZZ żądali wzrostu o 25 proc., nie chcąc go negocjować, nie potrafiąc uzasadnić, czy takie środki są w ogóle możliwie. Jak więc w takiej sytuacji prowadzić dialog? – pyta retorycznie rzecznik prasowy "Solidarności".
I dodaje, że skoro nie wypracowano wspólnego stanowiska w RDS, to "my robimy swoje". – Jesteśmy największą, najsilniejszą i najlepiej zorganizowaną grupą społeczną w Polsce, co przekłada się też na dużo większe możliwości, niż mają pozostałe centrale związkowe – kwituje.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl