W historię, którą jako pierwszy opisał "Super Express", trudno było uwierzyć. Sportowiec kilka miesięcy temu przyszedł do hostelu w Andrychowie w asyście 5-6 wysportowanych współpracowników. Zaczął przeganiać hotelowych gości, wykręcać zamki, wywozić kanapy i materace samochodami dostawczymi. Pudzianowski nie przejął się nawet tym, że w obiekcie znajdowali się goście weselni.
Sytuacja mogła przez chwilę wyglądać na żart. Ale przedsiębiorca Andrzej Kowalczyk przekonuje w rozmowie z money.pl, że do śmiechu mu wcale nie było, a sportowiec złamał jego zdaniem mnóstwo przepisów - i to przy braku reakcji policji czy prokuratury.
Co ciekawe, w jednym z nagrań Pudzianowski zdobywa się na zaskakującą szczerość. - Może pan powiedzieć, że kradnę [rzeczy z hostelu - przyp. autor] - mówi Pudzian.
Dyskusji przysłuchuje się dwójka policjantów. Delikatnie mówią, że Pudzianowski poszedł za daleko. Ale nie reagują. Według przedsiębiorcy, rzeczy zabrane z hostelu przez celebrytę, ciągle do niego nie wróciły. Jak były strongman zaklejał kamery w hostelu, można zobaczyć poniżej.
Z udostępnionych money.pl nagrań wynika, że ekipa Pudzianowskiego bardzo nie chciała, by hotelowa akcja ujrzała światło dzienne. Na nagraniach widać, jak jego ludzie zaklejają hotelowe kamery na korytarzach. Na jednym z nagrań robi to nawet sam Pudzian.
Zdaniem Kowalczyka, na tym się jednak nie skończyło. Ekipa "Pudzian Team" porozrywała też kable, niszcząc de facto sprzęt do monitoringu. W tej sprawie od października policja prowadzi postępowanie o zniszczenie kamer.
Współpracownik "Pudziana" wywierca klamkę do drzwi w hostelu. Na drzwiach współpracownicy sportowca zawiesili karteczkę "Właściciel: Pudzian Team".
"Próba wymuszenia"
Skąd Mariusz Pudzianowski wziął się w hostelu w Andrychowie? Andrzej Kowalczyk tłumaczy, że sprawa wiąże się z jego sytuacją osobistą, gdyż, jak uważa, jego żona spotykała się z Pudzianowskim.
Dziś to już była żona Kowalczyka. Jednak przysługiwała jej połowa udziałów w hostelu. Kobieta następnie sprzedała je właśnie Mariuszowi Pudzianowskiemu. - Problem w tym, że postępowanie o podział majątku było w toku - zaznacza Kowalczyk. Pudzianowski jednak zakupioną w ten sposób połową hostelu się nie zadowolił i próbował od Kowalczyka odkupić resztę. Zaoferował jednak niezadowalające dla przedsiębiorcy pieniądze.
I tak doszło do "akcji" w hostelu. Andrzej Kowalczyk nie ma wątpliwości: to była próba wymuszenia sprzedaży pozostałej części za zaproponowaną cenę. Pudzianowski tymczasem tłumaczył, że skoro 50 proc. obiektu należy już do niego, to może zająć.... dwa z czterech pięter obiektu.
Czy "Pudzian" miał prawo to zrobić? Zdaniem przedsiębiorcy, absolutnie nie. - Akt notarialny dotyczący sprzedaży udziałów w nieruchomości, na podstawie którego pan Pudzianowski kupił udziały od mojej byłej żony, jest bezskuteczny wobec mnie z mocy samego prawa. Sprzedaż udziałów w hotelu została dokonana przed podziałem majątku i bez mojej zgody - tłumaczy w rozmowie z nami pan Kowalczyk.
Jak dodaje, strongman i jego była żona zostali o tym pouczeni przez notariusza, więc mieli tego świadomość.
- Dodatkowo, jeżeli pan Pudzianowski uważa, że ma prawo do wejścia na nieruchomość jako współwłaściciel pomimo braku mojej zgody, to mógł i może złożyć w sądzie pozew o dopuszczenie do posiadania nieruchomości jak przewiduje prawo, czego o ile wiem, nie zrobił. Nie wolno mu przemocą wdzierać się do hostelu - mówi Kowalczyk.
Jak zareagował Pudzianowski? - To ten pan działa niezgodnie prawem, to on ma sprawy karne w toku, nie ja - mówił "Pudzian" w rozmowie z "SE". Co na to Kowalczyk? Pokazuje swoje zaświadczenie o niekaralności. Tymczasem sportowiec miał niegdyś problemy z prawem. Sam "Pudzian" przyznawał, że w latach 2000-2001 przebywał w więzieniu za udział w bójce.
Policjanci robią "selfie"
Przedsiębiorca wysłał nam wiele filmów i zdjęć z zajścia. Przedstawiają one bardzo pewnego siebie Pudzianowskiego oraz jego współpracowników i dość zagubioną policję. Andrzej Kowalczyk jest zdania, że zarówno policja, jak i prokuratura nie stanęła w tej sprawie na wysokości zadania.
Przedsiębiorca jest też zdania, że Pudzianowski wykorzystał swój status celebryty. I to się, jego zdaniem, udało. Policjanci w pewnym momencie mieli być nawet bardziej zainteresowani spotkaniem ze sportowcem niż działaniem. Z niektórych relacji wynika nawet, że policjanci robili sobie na miejscu zdjęcia z celebrytą. Nawet gdy Pudzianowski przyznaje, że wywozi rzeczy, które do niego nie należą, funkcjonariusze nic nie robią.
Czy policja i prokuratura mają sobie coś do zarzucenia w tej sprawie? Na komendzie w Andrychowie odmówiono nam komentarza. Odesłano nas do Wadowic. Rzeczniczka tej jednostki doskonale zna sprawę, zaznaczając, że jest ona "skomplikowana". Nie chce się odnosić do zajścia, prosi o "konkrety". Wysyłamy więc konkretne pytania, ale słyszymy, że na odpowiedzi trzeba będzie zaczekać.
Prokuratura w Wadowicach jest natomiast gotowa rozmawiać na ten temat po świętach wielkanocnych.
Z samym "Pudzianem" udaje się nam porozmawiać chwilę o jego biznesach, jeszcze przed tym, jak odezwał się do nas biznesmen. Po ujawnieniu rewelacji, próbujemy się skontaktować z nim jeszcze raz. Nie odbiera, ale wysyła SMS-a z pytaniem "o co chodzi". Wyjaśniamy i prosimy o odpowiedź. Najpierw dostajemy krótką odpowiedź "nie".
Potem dochodzą dwie kolejne wiadomości; "prasa nie jest sądem i miejscem do rozstrzygania spraw. A sąd, policja, prokuratura przyznały mi rację we wszystkich sprawach" - brzmi pierwszy. "Koniec tematu" - brzmi drugi.
Strongman, sportowiec, celebryta. Teraz pan biznesmen
Pudzianowski od lat pielęgnuje wizerunek sympatycznego sportowca, który daje z siebie wszystko na ringu MMA, ale poza nim jest dla wszystkich przyjazny. Dba o fanów, nie jest problemem autograf czy zdjęcie.
Pudzian na pewno korzysta ze statusu sportowca-celebryty. W rozmowie z money.pl opowiada, że sam bardziej uważa się dziś za biznesmena. Jak mówi, ma firmę transportową, salę bankietową oraz gospodarstwo ogrodnicze. Zatrudnia przynajmniej kilkanaście osób, choć sezonowo jest to nawet kilkadziesiąt pracowników.
Czytaj też: Strajk nauczycieli. Milioner grozi pozwem szkole. "Jeśli chcą podwyżki, zapraszam do mnie"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl