Polska z racji swojego położenia znalazła się w trudnej sytuacji geopolitycznej. Graniczymy zarówno z Ukrainą, która od ponad miesiąca walczy z rosyjskim agresorem, jak i – za pośrednictwem obwodu kaliningradzkiego – z Rosją. Od momentu wybuchu wojny coraz głośniej zaczęto mówić o potrzebie modernizacji polskiej armii. Nie dziwi więc, że ustawa o obronie ojczyzny została poparta w parlamencie przez wszystkie siły polityczne. Jednym z założeń ustawy jest zwiększenie wydatków przeznaczonych właśnie na obronność.
Zakup Abramsów to jeden z ważniejszych kontraktów zbrojeniowych
Polska nowoczesne uzbrojenie kupuje od Stanów Zjednoczonych, chodzi m.in. o zakup samolotów wielozadaniowych F-35, baterii rakiet Patriot, artylerii rakietowej HIMARS oraz czołgów ciężkich Abrams. Wojna w Ukrainie przyśpieszyła niektóre działania, stąd w lutym było już zielone światło ze strony Amerykanów na sprzedaż czołgów. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zapowiedział, że pierwsze egzemplarze Abramsów mogą trafić do polskiego wojska jeszcze w tym roku.
Polska kupi 250 czołgów III generacji Abrams M1A2 SEPv3. Jest to najnowocześniejsza pod względem technicznym wersja czołgu, która weszła na wyposażenie w latach 2019-2020. Czołgi będą posiadały m.in. system pozwalający na współpracę z wyrzutniami HIMARS i samolotami F-35, będą też miały zdolność do wykorzystywania programowalnej amunicji. Wraz z czołgami Polska otrzyma także pakiet logistyczny oraz szkoleniowy.
Czołgi mają być rozlokowane we wschodniej części Polski, a więc trafią na wschodnią flankę NATO. "Wojsko Polskie musi być wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, żeby nie stało się z Polską to, co dzieje się z Ukrainą, żeby agresor wiedział, że jeżeli uderzy na Polskę, to spotka się ze stanowczą odpowiedzią" – przekonuje szef resortu obrony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Abramsy są nowoczesne, ale czy będą przydatne?
Tuż po tym, jak rząd ogłosił zamiar kupienia Abramsów, które na przestrzeni lat zdobyły status pojazdu "niezniszczalnego" i stały się jednym z symboli amerykańskich wojsk lądowych, rozpoczęła się dyskusja, czy oby na pewno jest to odpowiedni pojazd dla polskiej armii.
Emerytowany generał Leon Komornicki już kilka lat temu, mówiąc o czołgach Leopard, które ma polska armia, przekonywał, że jednym z podstawowych zadań dotyczących systemu obronności kraju jest dostosowanie infrastruktury do wymogów armii.
Proszę mi powiedzieć, który most w Rzeczpospolitej ma nośność pozwalającą na przejazd kolumny ciężkich czołgów. Mosty, które budowane były po II wojnie światowej i praktycznie takie buduje się do dziś, mają nośność 30 ton. One były budowane pod czołgi średnie" – mówił w rozmowie z "Gazetą Pomorską", opublikowanej w 2017 r.
A warto zauważyć, że Abramsy, które kupuje polska armia, są cięższe od Leopardów.
Prof. Jan Biliszczuk z Wydziału Budownictwa Lądowego i Wodnego Politechniki Wrocławskiej nie zgadza się jednak z takim poglądem i w rozmowie z nami przekonuje, że według jego wiedzy nie będzie problemu, aby "przerzucić" czołgi np. z zachodniej granicy na wschodnią.
Nie mam wątpliwości, że takie mosty jak Rędziński we Wrocławiu, czy Siekierkowski w Warszawie będą w stanie wytrzymać obciążenie nowych czołgów — mówi money.pl naukowiec.
Eugeniusz Chimiczuk, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego, w analizie opublikowanej przez Klub Jagielloński wylicza zalety amerykańskich pojazdów: "udany układ konstrukcyjny z odizolowanymi magazynami do bezpiecznego przechowywania amunicji, mała powierzchnia osłabionych obszarów, grube przedziały pancerza specjalnego, zaś w wersji, którą chce pozyskać Polska, także najnowocześniejsze rozwiązania w dziedzinie pancerzy (pancerz kompozytowy NGAP), ulepszony system kierowania ogniem (SKO) i pomocniczy system zasilania".
Nie oznacza to jednak, że ekspert nie widzi wad, wręcz przeciwnie. Zwraca uwagę, że "bez zaplecza naprawczo-modernizacyjnego drogie nowoczesne czołgi w ciągu kilku dni walk z symetrycznym przeciwnikiem zamieniają się w złom".
Jakkolwiek Abramsy to jedne z najlepszych czołgów na świecie, ich zakup wzbudza szereg wątpliwości. Brak integracji łączności i wspólnych standardów amunicji może doprowadzić Siły Zbrojne RP do "syndromu państw arabskich" – posiadania sprzętu nowoczesnego, ale działającego jako osobne jednostki uzbrojenia, a nie spójne elementy jednego systemu" – czytamy w analizie Chimiczuka.
Ekspert zwraca także uwagę na nietypowy silnik – turbowałowy, znany przede wszystkim jako napęd śmigłowców. "Silnik turbowałowy musi podtrzymywać wysokie obroty jałowe, aby nie zgasnąć. Biorąc pod uwagę, że czołgi często poruszają się w zmiennym tempie – w tym wolno i z przerwami – względne zapotrzebowanie silnika turbowałowego na paliwo jest wyższe niż w wysokoprężnych odpowiednikach" – czytamy w analizie.
Marek Świerczyński, szef działu bezpieczeństwa Polityki Insight, zwraca uwagę, że program pozyskania czołgów jest rozpisany na wiele lat i obejmuje on dostosowanie infrastruktury zarówno wojskowej, jak i cywilnej. Przyznaje, że choć Abrams jest nieco większy i cięższy od np. Leoparda, to te różnice nie są aż tak istotne i nie stanowią przeszkody do odpowiedniego wykorzystania czołgów w polskiej armii.
Gen. Różański: priorytety powinny być inaczej ustawione
Generał Mirosław Różański, emerytowany dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, nie ma żadnych wątpliwości, że Abramsy należą do najlepszych czołgów na świecie, mówi jednak, że gdyby decyzja należała do niego, to te 23 mld zł wydałby zupełnie inaczej.
To, co obserwujemy za wschodnią granicą, pokazuje jedno: w dzisiejszych czasach musimy bardziej inwestować w obronę powietrzną, zabezpieczenie przed uderzeniami rakietowymi i samolotami wroga. W tym momencie to nie jest najmocniejsza strona polskiej armii. Jeżeli ja miałbym decydować, to przeznaczyłbym np. więcej pieniędzy na baterie Patriot, to jest ważniejsze niż wzmocnienie wojsk lądowych — mówi money.pl gen. Różański.
Zauważa także, że jesteśmy jedyną armią w tej części Europy, która po zakupie amerykańskich Abramsów będzie miała na wyposażeniu aż trzy typy czołgów, bo dojdą do nich jeszcze postradzieckie czołgi typu T i Leopardy.
– To rodzi ogromne wyzwanie logistyczne. Ten sam mechanik nie będzie mógł serwisować wszystkich pojazdów, więc będziemy musieli tworzyć nowe jednostki logistyczne – mówi generał Różański. Dodaje także, że Abramsy, ze względu na pancerz, są jednymi z najcięższych czołgów na świecie i będą miały ograniczoną zdolność manewru, co wiąże się z kolejnymi inwestycjami, np. z zakupem zestawów niskopodwoziowych do transportu tych czołgów.
– Kupujemy po prostu czołgi, do których musimy dostosować całą infrastrukturę. To będzie generowało kolejne koszty, więc te 23 mld zł to jest dopiero początek – mówi Różański.