W rozmowie z portalemspożywczym.pl prezes Pawiński zwrócił uwagę na to, że jako lider rynku spożywczego, jego firma musiała dostosować się do nowych przepisów dotyczących opakowań.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Bezsensowna zmiana"
Według Pawińskiego, wiele obecnych rozwiązań w branży opakowań plastikowych jest nielogicznych, ponieważ problemu mikroplastiku nie da się rozwiązać samymi regulacjami. Podkreślił, że większość zanieczyszczeń mikroplastikiem pochodzi z włókien syntetycznych w ubraniach, które degradują się podczas prania, a nie z samych opakowań.
Prezes Maspexu zwrócił także uwagę, że zanieczyszczenie plastikiem oceanów pochodzi głównie z rzek spoza Europy. Jego zdaniem, podczas targów na Dalekim Wschodzie można było zauważyć, że tam problem plastiku jest zupełnie ignorowany, podczas gdy Europa stara się działać, choć efekty mogą być niewystarczające.
Pawiński odniósł się także do ostatnich zmian, jakie wprowadziła Unia Europejska, który wskazał, że nie ma ona sensu.
Wprowadzamy innowację typu przykręcona zakrętka do butelki. PWC policzyło ostatnio koszty tej unijnej inicjatywy - 8 mld euro to koszty po stronie firm i konsumentów w Europie. Przecież to jest kosztowo kontrproduktywna zmiana. Bezsensowna zmiana - skomentował prezes Maspkesu.
Jego zdaniem, aby skutecznie rozwiązać problem, konieczne jest zrozumienie całego łańcucha przetwarzania plastiku, a nie wprowadzanie pojedynczych restrykcji, które jedynie generują koszty bez realnych efektów w zakresie zarządzania odpadami.
Nakrętkowy szał za 30 mln zł
Przypomnijmy, że unijną dyrektywę krytykował także Tadeusz Mroczkowski, prezes firmy Mlekpol w trakcie XVI Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. - Musieliśmy się tłumaczyć, bo konsumenci nadal chcieli brać udział w zbiórkach charytatywnych polegających na zbieraniu nakrętek. Posypały się na nas gromy - powiedział.
Prezes firmy Mlekpol zdradził, że dostosowanie się firmy do unijnych przepisów kosztowało już 30 mln zł. Zmiany mogą uderzyć w kieszenie nie tylko producentów napojów.
- Nakrętki, których dotyczą unijne przepisy to mały procent naszego portfolio. Ale i tak inwestycja w tym momencie sporo nas kosztowała i pewnie będzie rosnąć w zależności od potrzeb klientów. Obecnie nie mamy sygnałów z rynku, żeby firmy chciały wyprzedzająco dostosować do tych wymogów produkty, których jeszcze nie ma na liście. Konsumenci bardzo nie lubią tego rozwiązania. Niemniej na pewno znajdą się firmy, które chcą stawiać na ekologię i inwestować w te rozwiązania pomimo braku wymogu na ich produktach - uważa Mateusz Krajewski z Wilk Group, która dostarczyła przez lata na rynek miliardy produktów.