Kierowcy, którzy w sobotę rano chcieli zatankować na stacji Shell, przy ul. Lazurowej w Warszawie mogli zobaczyć kartki, że brakuje paliwa.
To zupełnie inna polityka niż ta stosowana przez Orlen.
Informowanie o awarii dystrybutora zamiast komunikatu o deficycie paliwa - takie polecenie wydał PKN Orlen pracownikom swoich stacji - wynika z e-maila, do którego dotarł money.pl. Koncern przekonuje, że problem z brakami był chwilowy i został zażegnany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Awarie" na Orlenie
Przypomnijmy: od kilku dni internet zalewa fala zdjęć podejrzanych kartek z informacją o "awarii" dystrybutorów na stacjach Orlenu w różnych częściach kraju. Na alarm bili także politycy i samorządowcy. Donosili m.in. o problemach z tankowaniem karetek na Pomorzu Zachodnim i policyjnych radiowozów na Śląsku.
Wcześniej w money.pl pisaliśmy o tzw. cudzie paliwowym. Wbrew sytuacji na europejskich i światowych rynkach, w Polsce ceny paliw cały czas spadają. Na stacjach są już poniżej psychologicznej granicy 5,99 zł/l.
Kupić paliwo na zapas? Ekspert: nie ma sensu
"Komunikat o awarii dystrybutora jest wywieszany standardowo w przypadku braku możliwości korzystania z danego urządzenia. Przyczyny braku dostępności dystrybutora mogą być różne. Spółka cały czas monitoruje sytuację na stacjach paliw. W przypadku chwilowego wystąpienia braku jakiegokolwiek produktu, jest on niezwłocznie uzupełniany" - podkreśla Orlen.
Stanowiska spółki broni też minister aktywów państwowych Jacek Sasin. - Chcę wyraźnie powiedzieć, bo jestem w stałym kontakcie z prezesem Danielem Obajtkiem, że po pierwsze te ceny nie są absolutnie cenami sztucznymi, ale rynkowymi wynikającymi z polityki koncernu. Po drugie chcę powiedzieć, że paliwa nie zabraknie - przekonuje minister Sasin.