Paweł Pietruszczak, prezes Towarzystwa Okrętowego przyznał w rozmowie z "Głosem Szczecińskim", że zagraniczni pracownicy są spółce niezbędni. A dlaczego właśnie Filipińczycy? Bo Filipiny to kraj wyspiarski, więc jego mieszkańcy są silnie związani z gospodarka morską. Poza tym to głównie katolicy, więc ich przyjazd nie powinien podsycać antymuzułmańskich nastrojów.
- Filipińczycy przyjadą tu tylko na kontrakty. Będą zakwaterowani pewnie w mieszkaniach albo w hotelach robotniczych. Nie przyjadą z rodzinami. Po skończonym kontrakcie wyjadą z Polski – zapewnił Paweł Pietruszczak.
Pierwsi pracownicy mają się pojawić na Pomorzu Zachodnim na przełomie roku.
Obejrzyj: Chodzą po plaży i sprzedają orzeszki. Ich zarobki robią wrażenie
Problemem może być to, że na Filipinach nie ma przedstawicielstwa polskiego i nie ma kto sprawdzać kwalifikacji przyszłych pracowników ani wydawać wiz do Polski. Potencjalni pracownicy z Filipin musieliby po pozwolenia na pracę i wizy jeździć do Kuala Lumpur w Malezji, a to prawie 2,5 tysiąca kilometrów.
Na jakie stanowiska jest największe zapotrzebowanie?
- Potrzebni są nam spawacze, rurarze, pracownicy obróbki stali. W tej chwili, jeśli chodzi o fachowców z branży stoczniowej, to wytworzyła się taka dziura pokoleniowa. Brak jest wykształconej kadry – wyjaśniła Małgorzata Jacyna-Witt, przewodnicząca Rady Nadzorczej Stoczni Szczecińskiej sp. z o.o. dziennikarzom "Głosu Szczecińskiego".
* Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl*