- Przez dziesięć lat nic nie robili z moimi mandatami i nagle z dnia na dzień postanowili ściągnąć je w całości - narzeka w rozmowie z "Wyborczą" Aleksandra, farmaceutka. Na jej koncie zajęto prawie 2 tys. zł za trzy mandaty z lat 2015, 2012 i 2011. Jak czytamy, od tego czasu "pensję w dniu wypłaty przelewa koleżance, a potem bierze od niej gotówkę". To dlatego, że warszawski ZTM będzie ściągać kolejne pieniądze za czwarty "mandat" z 2008 r.
Takich przykładów jest więcej. U pani Barbary egzekucja komornicza nastąpiła po ponad 20 latach. - To był 2000 r., wracałam z pracy, kiosk nie działał, u kierowcy biletów nie dało się kupić. Miałam pecha, bo akurat wtedy wsiadł kanar. Uznałam, że nie będę płacić, bo to nie moja wina - tłumaczyła się dziennikowi. Pierwsze wezwanie do zapłaty dostała w 2010 r. 12 lat później na jej koncie zablokowano 612 zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
ZTM ściąga długi. Średnio 4,5 mln zł miesięcznie
W ustawie Prawo przewozowe znajdziemy przepis, mówiący o tym, że wierzytelność wynikająca z kary za brak biletu przedawnia się z upływem roku. Jak czytamy w dzienniku, przedsiębiorstwo może wystąpić z roszczeniem o przedawniony dług do sądu. Wówczas nakaz zapłaty może się uprawomocnić i być egzekwowany przez komornika. Dłużnik ma 14 dni, aby udowodnić, że roszczenie jest przedawnione.
ZTM broni się, przekonując, że wierzytelności nie są przedawnione. Sprawy do sądu kierowane są w ciągu roku, ale na decyzję czeka się latami. - Postępowanie sądowe może trwać długo. To więc nie nasza opieszałość, tylko sądu - usłyszała "Wyborcza" w dziale windykacji.
W styczniu 2020 r. warszawski ZTM ściągnął 3,1 mln zł wierzytelności, w grudniu 2,5 mln zł. Rok później kwoty oscylowały wokół 3 mln zł miesięcznie.
Jednak w styczniu 2022 r. suma wpłat przekracza 4 mln zł, a w kwietniu dochodzi do 5,8 mln zł. Od tego czasu znów zaczyna spadać, oscylując wokół 4,5 mln zł. Może to oznaczać, że albo tempo ściągania długów spadło, albo też ludzie nauczyli się, jak unikać ich spłacania - czytamy dalej.