W austriackim koncernie Gerot Lannach w Styrii przecierano ze zdumienia oczy na widok największego zamówienia w historii firmy. Dotarło z Niemiec i dotyczyło 50 milionów opakowań tabletek z jodem. Poinformowała o tym na początku sierpnia austriacka telewizja ORF. Tabletki zamówiono w ramach prewencji raka tarczycy, który mogłaby wywołać awaria reaktora atomowego. Zdziwienie wywołał fakt, że zamówienie przyszło akurat z kraju, który zamierza wycofać się z energii atomowej.
Lekcja Fukuszimy
W odpowiedzi na pytanie dziennikarzy publicznej telewizji niemieckiej WDR, Urząd ds. Ochrony przed Promieniowaniem potwierdził zwiększanie zapasów. 190 milionów zamówionych tabletek z jodem to czterokrotność obecnych zapasów. Urzędnicy zrealizowali w ten sposób zalecenia ekspertów wydane po katastrofie reaktora w Fukuszimie. Zdaniem szefa powołanej po katastrofie komisji ekspertów Wolfganga Muellera, Fukuszima pokazała, że należy liczyć się z dużo poważniejszymi wypadkami niż dotychczas uważano. – Jeszcze przez wiele dni po awarii może dochodzić do promieniowania, a w przypadku zmiany kierunku wiatru może to dotyczyć większych obszarów niż w przypadku promieniowania trwającego jeden dzień – podkreśla Mueller.
Za radą rządowych ekspertów rozszerzono strefy wokół elektrowni atomowych, w których będzie potrzebna nagła pomoc. W kategorii "daleka strefa", w której mieszczą się na przykład ciężarne kobiety oraz dzieci i młodzież do lat 18, znalazł się cały obszar RFN.
Zagrożenie z krajów sąsiedzkich
Wedle planów rządowych, z końcem 2022 roku Niemcy mają zamknąć swoje ostatnie reaktory. Mimo to zdaniem Muellera, ważne jest zabezpieczenie się na wypadek katastrofy nuklearnej, gdyż także „w procesie likwidacji szkód może dojść do małych wypadków”. – O wiele groźniejsze jest ryzyko pochodzące z elektrowni atomowych leżących blisko granic – mówi ekspert, wskazując na Belgię, Francję, Szwajcarię i Czechy. Katastrofa w którymś z tych krajów również wymagałaby pomocy na terenie Niemiec.
Dwa lata temu podobnych argumentów użyły władze Akwizgranu, gdy z powodu wątpliwego stanu pobliskiego belgijskiego reaktora Tihange, tabletki jodu rozdawano mieszkańcom poniżej 45. roku życia.
Nie panika, lecz ostrożność
Władze Akwizgranu były za to krytykowane. Zarzucano im szerzenie paniki. Przy zamawianiu gigantycznych zapasów jodu nie brano tego argumentu pod uwagę. – To nie wywołuje paniki, ale zrozumienie, że trzeba być dobrze przygotowanym. Bo leżące blisko Niemiec zagraniczne reaktory jeszcze długo będą czynne – podkreśla ekspert i wskazuje też na pogarszający się stan coraz starszych reaktorów.
Za zapas 190 milionów tabletek z jodem zapłacono 8,4 miliona euro netto. Wydawanie ich mieszkańcom leży w gestii władz krajów związkowych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl