W Aleksandrowie Łódzkim pod Łodzią obecnie działają dwie fabryki koncernu ABB, gdzie produkuje się silniki niskich napięć. Jednak do końca roku jeden zakład zostanie zamknięty, a produkcja przeniesiona do Chin. W efekcie ponad 400 osób straci pracę.
"Decyzja została podjęta w związku ze zmieniającą się dynamiką rynku oraz sytuacją geopolityczną. Jest to decyzja biznesowa, a nie reakcja na ocenę pracy lokalnego zespołu" - wyjaśniła firma w komunikacie. I zapowiedziała, że ustali ze związkami zawodowymi "rozwiązania, jakie będą stosowane podczas zwolnień".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec z fabryką alkoholu
Znacznie szybciej, bo do końca maja, wypowiedzenia otrzymają pracownicy fabryki alkoholu z Chełmży pod Toruniem. Firma Bioetanol AEG działa tam od 1947 r., ale właśnie złożyła wniosek o upadłość. Z pracą pożegna się 55 osób. Fatalna sytuacja firmy ma wynikać m.in. ze wzrostu cen surowców.
Krzysztof Grabowski, prezes spółki Bioetanol AEG, wyjaśnił w rozmowie z TVN24, że chodzi m.in. o napływ kukurydzy z Ukrainy do Polski. - Wpłynęło to na spadki cen alkoholu, który spółka Bioetanol AEG produkuje. Tania kukurydza to też tani alkohol - zaznaczył.
Natomiast w firmie transportowej Don Trucking w Bydgoszczy wypowiedzenia otrzymało 102 pracowników. Spółka znajduje się w stanie upadłości.
O powodach tej decyzji "Gazeta Pomorska" pisała, że w branżę transportową uderzyła pandemia, spadła liczba zamówień i wzrosły koszty. Potem doszło do blokady granicy podczas protestów rolników. Kierowcy musieli podróżować dłuższymi trasami, a "za nadkilometry" nikt nie płacił. "Pomorska" wskazywała też na coraz wyższe raty leasingowe za pojazdy, a przy niższych dochodach jest to duże obciążenie dla budżetu firmy.
Natomiast w kwietniu do urzędu pracy w Elblągu wpłynęło zawiadomienie o planach przeprowadzenia zwolnień grupowych w odlewni staliwa należącej do firmy GE Power. Pracę ma stracić maksymalnie 166 osób, a zwolnienia potrwają od początku lipca tego roku do końca marca roku 2025.
Giganci zwalniają setki osób
Wcześniej wygaszenie produkcji w Płocku i zwolnienie blisko 800 osób zapowiedziała firma Levi Strauss. Producent jeansów działa na Mazowszu od 31 lat. Andrzej Burnat, przewodniczący zarządu regionu płockiego Związku Zawodowego "Solidarność", w rozmowie z money.pl wskazywał, że produkcja może w takiej sytuacji zostać przeniesiona do Azji. Bo tam jest taniej. - Pokazuje to dobrze przykład firmy Mann. Zakład w Polsce będzie zlikwidowany, a cała produkcja zostanie przeniesiona do Indii - tłumaczył.
Także do Azji, a dokładniej również do Indii, przeniesie się firma IT Infosys z Poznania, która planuje zwolnić 192 osoby. Kolejnych 468 pracowników straci pracę w bielskiej fabryce FCA Powertrain, wytwarzającej silniki spalinowe dla aut osobowych. Natomiast w marcu informowano o planowych zwolnieniach grupowych w tyskich zakładach motoryzacyjnych MA Polska S.A oraz BCUBE Poland Logistics Sp. z o.o. Ich przedstawiciele zapowiedzieli, że z zatrudnieniem może pożegnać się odpowiednio 250 i 120 osób.
"Kwestia sezonowości"
Informacje o kolejnych zwolnieniach i wygaszaniu produkcji pojawiają się właściwie w każdym tygodniu.
To w dużej mierze kwestia sezonowości. Przełom roku na rynku pracy jest zwykle najsłabszy, bo część sektorów wygasza swoją aktywność, by powrócić na wiosnę. Jednocześnie to również czas przełomu roku, gdy wprowadzane są restrukturyzacje czy plany naprawcze w firmach - mówił nam w kwietniu Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Natomiast Mateusz Żydek, rzecznik prasowy międzynarodowej agencji zatrudnienia Randstad, w kwietniowej rozmowie z money.pl przypomniał o wzroście najniższej krajowej. Od stycznia 2024 r. wynagrodzenie minimalne wynosi 4242 zł, a od lipca wzrośnie do 4300 zł.
- Coraz więcej firm zwraca uwagę na wzrost kosztów pracy w Polsce, w tym przede wszystkim podwyżkę płacy minimalnej. Znaczna część firm decyduje się więc na przeniesienie produkcji poza Polskę - podkreślił Żydek.
Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" dodawał, że "pojawią się nowe zakłady". - To na przykład cała dziedzina, którą hasłowo nazwijmy ładowaniem samochodów elektrycznych. Tu będą potrzebne nowe etaty, nowe umiejętności, nowi ludzie - ocenił.
Czy jest się czego bać?
Według najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego nowych pracowników zatrudniło w tym roku 12 proc. polskich firm, a 24 proc. chce to zrobić, zwłaszcza w budowlance, gdzie brakuje rąk do pracy. Podobnie jest w produkcji, gdzie 49 proc. firm narzeka na niedostępność pracowników.
Przedsiębiorcy nie planują masowych zwolnień, chociaż może tak się wydawać ze względu na regularnie napływające informacje o redukcjach w zatrudnieniu.
"Sezonowość tej branży (budowlanej - przyp. red.) powoduje, że wiosną i latem pracownicy wykonujący prace budowlane są najbardziej poszukiwani. Obecnie budownictwo jest branżą, w której niedostępność pracowników najbardziej utrudnia działalność - czytamy w raporcie.
"Bilans nowych rekrutacji i redukcji zatrudnienia jednoznacznie wskazuje, że polskie przedsiębiorstwa nie planują masowych zwolnień pracowników i mimo rosnących kosztów pracowniczych zamierzają zatrudniać nowych pracowników. Problemem jednak pozostaje niedostępność pracowników - przy niskiej stopie bezrobocia zwiększanie zatrudnienia staje się niejednokrotnie wyzwaniem, z którym boryka się znaczna część przedsiębiorców" - podsumowali eksperci z PIE.