Główny Urząd Statystyczny poinformował o tempie wzrostu cen w lutym. Ekonomiści oczekiwali, że inflacja wyniesie 2,6 proc. Tymczasem okazało się, że wzrost cen był nieco mniejszy i wyniósł 2,4 proc. w skali roku.
To nieco mniej niż w styczniu (2,6 proc.) oraz tyle samo co w grudniu. To także wynik znacznie niższy niż lutym 2020 roku, kiedy ceny rosły średnio o 4,7 proc. w skali roku.
Zobacz też: Tony złota. Śmiałe plany prezesa NBP
Trzeba też pamiętać, że wynik 2,4 proc. odnosi się do średniego wzrostu cen, który dla poszczególnych kategorii dóbr mógł być znacznie większy lub mniejszy. Towary zdrożały średnio o 1,1 proc., natomiast usługi aż o 7 proc. w skali roku.
Średnie ceny żywności praktycznie stanęły w miejscu - według GUS poszły w górę zaledwie o 0,1 proc. w skali roku. Jednak kiedy przyjrzymy się poszczególnym kategoriom produktów okazuje się, że np. ryż podrożał aż o 7 proc. , a pieczywo prawie o 6 proc. Z kolei mięso wieprzowe potaniało o ponad 12 proc.
Wynik 2,4 proc. oznacza, ze inflacja znalazła się poniżej celu NBP (który wynosi 2,5 proc. z możliwością odchyleń w górę lub w dół o 1 pkt. proc.). "Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo w kolejnych miesiącach inflacja zacznie bardzo szybko rosnąć" - oceniają ekonomiści mBanku.
Drożyznę widać wyraźnie w przypadku użytkowania mieszkania – ceny w tej kategorii poszły w górę o 6 proc. Usługi lekarskie, stomatologiczne czy fryzjerskie zdrożały o odpowiednio 7,7 oraz 12,7 proc. oraz 10 proc. Z kolei średnie ceny usług finansowych świadczonych przez banki i inne instytucje finansowe poszły w górę aż o 50 proc.
Jednocześnie jednak GUS dokonał rewizji koszyka dóbr, na podstawie które wyliczana jest inflacja co sprawia, że prognozy obarczone są wyższą niż zwykle niepewnością.