Wysychają studnie, opadają poziomy rzek, a woda z wodociągów podlega ścisłej kontroli. To efekty temperatur sięgających nawet 35 st. C. Sprawiają, że sytuacja hydrologiczna w Polsce jest coraz trudniejsza, a w kolejnych miejscowościach wprowadzane są ograniczenia w zużyciu wody.
Jak poinformowały nas Wody Polskie, analiza wykazała, iż 55,64 proc. powierzchni kraju znajduje się w zasięgu poważnego zagrożenia suszą. Tereny o najwyższym, ekstremalnym poziomie zagrożenia, obejmują blisko 5 proc. kraju.
Musimy zdawać sobie sprawę, że Polska jest krajem ubogim w wodę, statystycznie jesteśmy na końcu w Europie. Musimy o nią dbać. Po pierwsze nie podlewać naszych ogródków wodą wodociągową, ponieważ służy ona przede wszystkim celom bytowym mieszkańców. Musimy łapać deszczówkę, nawet w proste beczki i to z niej korzystać do podlewania roślin – informuje prezes Wód Polskich Przemysław Daca.
Jak wynika z danych portalu Świat Wody, już w 298 gminach w Polsce wystosowano apele lub nakazy, aby nie zużywać wody do celów innych niż bytowe. Za niedostosowanie się grozi kara. Podlewanie trawnika, mycie samochodu i napełnianie oczek wodnych czy ogrodowych basenów może kosztować nawet kilka tysięcy złotych.
Oni łapią deszcz
Podczas gdy dla wielu ograniczenia w zużyciu wodociągowej wody staje się poważnym problemem, coraz więcej Polaków korzysta z własnej wody. Robi tak na przykład pan Adam Mostalczuk z Wrocławia, który już od dwóch lat wykorzystuje wodę z czterech zbiorników do podlewania ogrodu czy mycia warzyw.
- Podłączyliśmy w sumie cztery zbiorniki, każdy umożliwia magazynowanie 300 litrów deszczówki - wyjaśnia pan Mostalczuk, którego ekologiczne inwestycje money.pl śledzi już od kilku lat. Jak dodaje, wystarczy 1,5 dnia opadów, aby zmagazynować 1200 litrów wody.
Teraz, ze względu na coraz rzadsze deszcze, myślimy o rozbudowie systemu o kolejne dwie beczki. Specjalne środki dosypywane do beczek pozwalają na zmagazynowanie wody na dłużej, bez obawy, że woda się zepsuje - zaznacza w rozmowie z money.pl.
Pan Adam skorzystał z dopłat, jakie daje miasto. W system łapiący deszcz razem z osprzętem, kranami, rurkami czy łańcuchem kaskadowo-deszczowym w sumie zainwestował dokładnie 4290 zł.
Jak przekonuje nasz rozmówca, ograniczenia korzystania z wody wodociągowej nie stanowią problemu, jeśli ma się beczki. Jednak nie to nie jedyny atut. System pozwala skutecznie obniżyć rachunki.
Kolejne samorządy przystępują do programów dotujących tych, którzy chcą zbierać deszczówkę. Może być to nawet 5 tys. zł dopłaty dla indywidualnych "łapaczy", lub 10 tys. dla wspólnot i spółdzielni. Program pokrywa 80 proc. kosztów budowy deszczowego ogrodu, studni chłonnych czy właśnie instalacji zbierającej wodę z dachu.
Ile deszczu łapiemy
Zapytaliśmy o skalę łapania wody w Polsce Wody Polskie, ale jak się okazało, szczegółowych danych z całego kraju nikt nie zbiera.
"W kwestii programów promujących zbieranie deszczówki informujemy, że wiele polskich samorządów prowadzi dofinansowania dla mieszkańców na budowę błękitno-zielonej infrastruktury np. montaż beczek na deszczówkę, tworzenie ogrodów deszczowych, sianie kwietnych łąk, etc. Dofinansowaniami działań proretencyjnych zajmują się również Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej" - odpowiada nam biuro prasowe Wód Polskich.
Jednak na podstawie danych z kilku miast możemy uzyskać jako taki ogląd sytuacji. Jak przekazała nam Joanna Kuszkowska, z wydziału Klimatu i Energii działu Infrastruktury Zielono-Niebieskiej Urzędu Miejskiego Wrocławia, od początku wprowadzenia Programu "Złap Deszcz" - czyli od roku 2019 do końca roku 2021 - mieszkańcy Wrocławia wykonali 427 przydomowych systemów do "łapania" deszczówki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miasto dopłaciło im w sumie 1 256 470 zł. W roku 2022 zaplanowano w budżecie Wrocławia kwotę 565 tys. zł na Program "Złap deszcz" i na taką wartość zostały zawarte umowy dotacyjne.
Jak się to przekłada na oszczędność wody? Zbudowane przez wrocławian systemy są stanie zgromadzić 926 330 litrów wody (czyli ponad 926 m3) z przeznaczeniem na podlewanie ogrodów przydomowych.
W Gdańsku z kolei od dwóch lat funkcjonuje program "Moja Woda", w ramach dwóch edycji miasto wypłaciło 7 590 940,83 zł. Do początku lipca 2022 roku gdańszczanie zbudowali 2682 instalacje o łącznej pojemności zbiorników retencyjnych rzędu 87 462 m3.
Jak poinformowała nas Urszula Pakulska z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku, łączna ilość zaoszczędzonej wody to 254 075 m3 rocznie.
- Od 2014 do 2021 roku w ramach programu dotacyjnego zamontowano przy krakowskich domach 1065 instalacji, zbiorników podziemnych, naziemnych, systemów drenażowych, bioretencji i nawadniania za kwotę blisko 6,9 mln zł - powiedział nam z kolei Kamil Popiela z Urzędu Miasta Krakowa.
Miasto wciąż wspiera łapaczy deszczu, w 2022 roku w ramach programu mikroretencji przyznano w tym roku kolejne 290 dotacji na kwotę 4,7 mln zł. Te instalacje są obecnie montowane.
Bez retencji czeka nas susza i powódź jednocześnie
Nie tylko mieszkańcy zbierają deszcz, również miasta przeznaczają coraz więcej środków na infrastrukturę pozwalającą zagospodarowanie wody opadowej. Dla przykładu, w Krakowie powstają parki deszczowe i zielone dachy retencjonujące wodę opadową poprzez maty retencyjne.
- Z planowanych działań warto wspomnieć o przygotowaniach do retencjonowania wody z dachu biblioteki przy ul. Karmelickiej. Miasto zamierza wykonać kanał odprowadzający wodę do podziemnego zbiornika retencyjnego, która krążyć będzie w obiegu zamkniętym i częściowo będzie wykorzystywana do podlewania zieleni miejskiej - dodaje Kamil Popiela.
Woda staje się coraz częściej produktem deficytowym, a problemy bieżącym dostępem do będą pojawiać się coraz częściej w związki ze zmianami klimatycznymi. Zaledwie 1 proc. wszystkich jej zasobów na świecie nadaje się do spożycia lub wykorzystania w produkcji czy rolnictwie.
Zabetonowane miasta tym bardziej powodują, że pod względem hydrologicznym przypominają tereny górskie. Woda opadowa nie jest zatrzymywana tylko odprowadzana systemami kanalizacyjnymi, które i tak podczas nawałnic i gwałtownych opadów są niewydolne. W efekcie brak małej retencji sprawia, że w czasie upałów panuje pustynny żar i susza, a przynoszące chwilową ulgę deszcze prowadzą do tzw. błyskawicznych powodzi.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl