Coś za coś. Mniejsza wypłata co miesiąc, ale wyższa emerytura na przyszłość - taki byłby efekt zmian w umowach cywilnoprawnych. Pomysł szerszego oskładkowania takich kontraktów (głównie umów zlecenia, z wyłączeniem umów o dzieło) nie zniknął. Wręcz przeciwnie - zyskuje nowe życie.
Wiceminister rodziny i polityki społecznej Stanisław Szwed przekonuje nawet, że obecnie obowiązujące przepisy "kłócą się z polityką prospołeczną Zjednoczonej Prawicy".
W jaki sposób? Niższe (lub dla niektórych nawet zerowe) składki na ubezpieczenia społeczne to wyższe wynagrodzenie na rękę dziś, ale właśnie niższa emerytura w przyszłości. A o zabezpieczenie przyszłości Zjednoczonej Prawicy - jak przekonuje wiceminister - ma chodzić.
I jak przyznaje, analizy zmian w przepisach są cały czas prowadzone w resorcie rodziny i polityki społecznej. Co warto podkreślić, żadnej decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma. To jednak już kolejne podejście do tematu.
O tym, że rząd premiera Mateusza Morawieckiego nie rezygnuje z pomysłu mocniejszego oskładkowania umów cywilnoprawnych pisaliśmy w money.pl już 11 września. To reforma powracająca niczym bumerang. Proponowała ją już lata temu Platforma Obywatelska, przymiarki robi Prawo i Sprawiedliwość. Zmian zero. Ale to się może zmienić.
- Rozmawiamy o reformie, szukamy jak najlepszych rozwiązań, które przyniosą korzyść Polakom. Dążymy do tego, by Polacy otrzymywali jak najwyższe świadczenia emerytalne, które pozwolą godnie przeżyć jesień życia. Obecne rozwiązania tego nie gwarantują - przekonuje Stanisław Szwed. O tym, że rząd nie porzucił reformy, mówił podczas prezentacji raport "Pełne dochody - niepełne składki".
Kto zapłaciłby więcej?
Dokument przygotował think-tank Fundacja Inicjatyw Strategicznych na zlecenie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (i korzystał z danych udostępnionych przez ZUS). I oczywistym jest, że to raport wspomagający tworzenie ewentualnych projektów ustaw. Przyznał to sam wiceminister, który powiedział, że to doskonała baza do dalszych prac.
- Kluczowe jest wypracowanie takich rozwiązań, które w odpowiedni sposób zabezpieczą przyszłych emerytów. W tym kierunku zmierzamy - mówił Stanisław Szwed.
Co miałoby się zmienić? Dziś zasady dotyczące tej formy zatrudnienia są mocno skomplikowane. Niekiedy występuje tzw. zbieg tytułów do ubezpieczeń. To sprawia, że niektórzy płacą składki od każdego zlecenia, inni od jednego. Składki ZUS na umowie zlecenia nie obejmują natomiast w ogóle studentów przed ukończeniem 26. roku życia i uczniów.
W przypadku kilku umów zlecenia (wyłącznie takich), składki są płacone tylko do osiągnięcia kwoty minimalnej z umów.
Co to oznacza w praktyce? Osoba, która pracuje na pięciu umowach zlecenia na kwotę 2 tys. zł brutto, jest w o wiele lepszej sytuacji niż osoba pracująca na jedną umowę o pracę na kwotę 10 tys. zł brutto. "Lepszej" jeśli mówimy o wypłacie "na rękę". "Gorszej", jeśli myślimy w perspektywie emerytury.
I to właśnie takich sytuacji miałoby być mniej - w domyśle każda umowa, która przynosi przychód miałaby być oskładkowana. Spokojni mogą być ci, którzy korzystają z umów o dzieło. Na ich reformę nie ma zgody politycznej - sprzeciwiają się wicepremierzy Jarosław Gowin i Piotr Gliński.
Rząd właśnie dostał jednak poważny oręż dla reformy pozostałych układów (czyli łączonych umów o pracę z umowami zlecenia, wieloma umowami zlecenia, czy łączeniem etatu z działalnością gospodarczą).
Z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że na zasadach dot. oskładkowania różnych umów (np. umowy o pracę łączonej z umową zlecenia lub działalnością gospodarczą) korzystają Polacy, którzy średnio zarabiają ponad 7,5 tys. zł brutto miesięcznie. Autorzy raportu przekonują, że oskładkowanie umów wcale nie dotknie młodych Polaków, którzy dorabiają w wielu miejscach. A to był często podnoszony argument na "nie" dla zmian.
Wskazują za to, że beneficjentami obecnego systemu są osoby w wieku powyżej 40. roku życia. Na ogół są to też osoby, które pracują na etacie i dorabiają zleceniami lub pracę na etacie łączą z działalnością gospodarczą. Do tej drugiej grupy zaliczają się często lekarze i pielęgniarki. Mają etat w szpitalu, prowadzą też własną działalność gospodarczą w ramach prywatnej prakyki.
Analitycy dodają, że ponad 160 tys. osób korzystających ze zbiegów w oskładkowaniu pracuje właśnie w sektorze zdrowia i pomocy społecznej. Kolejne tysiące osób działają w sektorze kultury i rozrywki. W handlu to kolejne 100 tys. osób. W edukacji następne 82 tys.
ZUS gotowy na reformę
- Obecne zasady opłacania składek na ubezpieczenia społeczne są skomplikowane. I dla administracji publicznej, i dla ubezpieczonych, i dla firm - wymienia prof. Gertruda Uścińska, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. I sugeruje wprost: tam, gdzie są skomplikowane przepisy, tam łatwiej o ich naginanie.
- Polskie przepisy są też prawdziwą osobliwością na skalę europejską. Nigdzie indziej w Europie nie jest możliwe, aby umowa generująca dla zatrudnionego największy dochód nie pracowała na jego emeryturę. Od lat jest jasne, że potrzeba kompleksowej reformy upraszczającej system, która zwiększyłaby pewność prawa i rozliczenia z ZUS oraz ukróciłaby wiele schematów unikania oskładkowania - mówi.
I co ciekawe, prof. Gertruda Uścińska znalazłaby sprzymierzeńców i po stronie związków zawodowych, i po stronie pracodawców. Obie wskazują, że zmiany są konieczne.
- Naprawdę konieczna jest pilna interwencja ustawodawcy w zakresie nie tylko kumulacji zbiegów tytułów, ale również ujednolicenia wysokości proporcjonalnej składki od uzyskiwanych dochodów dla wszystkich wykonujących i świadczących pracę zarobkową oraz prowadzących działalność gospodarczą - ocenia wnioski z raportu Henryk Nakonieczny z NSZZ "Solidarność".
Z kolei Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich zwraca uwagę, że bardzo często przedsiębiorcy budują swoją "przewagę biznesową" właśnie na żonglowaniu formami zatrudnienia.
Dlaczego? Ten, który płaci mniejsze składki za pracowników może walczyć o kontrakty mniejszą ceną. Ten, który płaci wyższe składki może wydawać się mniej konkurencyjny i np. przetargu w ogóle nie wygrać. Przedstawiciel przedsiębiorców podkreśla jednak, że reforma powinna być punktem wyjścia do całego szeregu zmian, w tym również obniżającego koszty pracy. I w tym zakresie postulat popiera nawet związkowa "Solidarność".
- Zróżnicowanie zasad w zależności od formy kontraktu zatrudnienia nie jest uzasadnione i wymaga pilnych zmian. Reforma mogłaby być neutralna finansowo w pierwszym okresie poprzez wprowadzenie ulg dla przedsiębiorców decydujących się na zatrudnianie pierwszych pracowników - mówi dr Tomasz Lasocki, adiunkt w Katedrze Prawa Ubezpieczeń z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
- Nie ma podstawy, żeby taki system istniał nadal - dodaje.
Zwraca jednak uwagę, że reforma nie powinna być przeprowadzona z dnia na dzień. Eksperci solidarnie wskazują, że realną datą jest 1 stycznia 2022 roku. Podobnie zresztą uważa prof. Gertruda Uścińska.