Jeszcze kilkanaście miesięcy temu mogło się wydawać, że to interes życia: mieć kilka mieszkań i wynajmować je. Kto biznes zaprogramował tak, że będzie wynajmował mieszkania turystom na doby, to już w ogóle – jakby na loterii wygrał. Jedna doba to nawet 300-400 zł, a jako że w najpopularniejszych miastach (Wrocław, Kraków, Gdańsk) drzwi do tych mieszkań niemalże się nie zamykały, właściciele wyłącznie liczyli zyski.
Aż przyszła pandemia i postawiła wszystko na głowie. Turystów zabrakło, wielu ludzi wróciło do rodzinnych miejscowości lub przeniosło się na wymarzoną wieś, bo w czasie, gdy wiele firm nadal pracuje zdalnie, nie jest to problemem.
Ciosem ostatecznym może być kontynuowanie przez uczelnie zdalnego trybu nauczania. Wprawdzie większość szkół zapowiedziała powrót do auli wykładowych, ale branie jakiegokolwiek scenariusza ze pewnik jest w dzisiejszych czasach ryzykowne.
Efekt jest taki, że mamy koniec września, a setki mieszkań na wynajem stoją puste, bo nie ma chętnych. Warszawska "Gazeta Wyborcza" ustaliła, że mieszkań, które czekają na lokatora, jest w mieście ponad 10 tys.
Gazeta opisuje losy czteroosobowej rodziny z Wilanowa, która postanowiła wynająć mniejsze, "panieńskie" mieszkanie, a za pieniądze z czynszu spłacać kredyt za to, w którym obecnie mieszka.
Właścicielka mieszkania przyznaje, że na kredyt i czynsze obydwu mieszkań rodzina wydała już oszczędności i jeśli we wrześniu nie uda się znaleźć najemcy, będą pod kreską. A mieszkanie i tak zostało wystawione za cenę znacznie niższa niż rok temu o tej porze.
Kobieta przyznaje, że do tej pory to oni, wynajmujący, stawiali warunki najemcom bez oglądania się na to, czy czynsz aby na pewno nie powinien być niższy.
- Wiem, że do tej pory rynek nas rozpieszczał. Choć ceny dostosowywaliśmy do tego, co oferowała konkurencja, a nie do możliwości finansowych studentów, to chętnych nie brakowało. Co zrobimy teraz? Jeśli przez tydzień nikogo nie znajdziemy, będziemy musieli obniżyć cenę, a to znaczy, że koszty przewyższą przychody – mówi w rozmowie z "GW".
Ekspert przyznaje: czegoś takiego nie było
Ekspert rynku nieruchomości Bartosz Turek, główny analityk spółki HRE Investments, przyznaje w "Gazecie Wyborczej", że z taką anomalią – by na mieszkania zwyczajnie nie było chętnych – jeszcze nigdy się nie spotkał.
- Niektórzy właściciele, aby zatrzymać najemców, musieli zgodzić się na upusty w czynszach, mimo to wskaźnik pustostanów zaczął rosnąć. Przed pandemią wahał się od 5 do 7 proc., ale w lipcu osiągnął rekordowy poziom. Na sto mieszkań przeznaczonych na wynajem pustych było aż 15. Dziś wskaźnik ten w największych miastach w Polsce, w tym w Warszawie, wynosi 12 proc. – wylicza.