Tuż po ogłoszeniu pierwszych sondaży niedzielnych wyborów prezydenckich minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zasugerował, że rządzący planują wprowadzić "nowy ład w mediach".
– Nie powinno być tak, że część mediów staje się tak naprawdę sztabem wyborczym jednego z konkurentów; nie możemy udawać, że tego nie widzimy - mówił Ziobro. Jak podkreślał, trzeba "zadbać o podstawowe mechanizmy działania demokracji, do nich należy na pewno rzetelne informowanie o tym, co dzieje się realnie w obszarze władzy publicznej w Polsce." Jak można przypuszczać, cytowany nie mówił o TVP.
Z kolei w poniedziałek, prezes Porozumienia, były wicepremier Jarosław Gowin powiedział, że repolonizacja mediów to "jest dobry kierunek, ale można to przeprowadzać wyłącznie na zasadach rynkowych".
Jasny sygnał, że zmiany w mediach są w politycznej agendzie dał tuż przed II turą wyborów prezydenckich prezes PiS Jarosław Kaczyński, który ocenił, że "miała miejsce niezwykle brutalna i bardzo daleko idąca interwencja ze strony prasy". - Nie ukrywajmy tego - niemieckiej po prostu. Na przyszłość musimy w ogóle zapobiec tego rodzaju sytuacjom - dodał.
Problem w tym, że nikt jednak nie wie, jak ewentualnie repolonizacja miałaby wyglądać.
Media bez narodowości
- Już Marks powiedział, że kapitalizm nie jest narodowy, więc media również narodowości nie mają, skoro są kapitalistyczne. Oczywiście, w kraju tak podzielonym jak Polska zawsze jest możliwy wariant białoruski, w którym państwo bierze odpowiedzialność za wszystko. Nie wydaje mi się jednak, żebyśmy mieli pójść tą drogą - mówi money.pl medioznawca prof. Leszek Pułka, wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak zapewnia, dopóki będziemy w UE, a nasza gospodarka pozostanie wolnorynkowa, to repolonizacja mediów nie jest możliwa.
- Ekonomia to system współzależności społecznych. Polityka jednak jest na drugim planie. Można jedynie przy pomocy manipulacji prawnych obniżać zasięgi mediów i grać koncesjami tak, żeby utrudnić działanie tych nadawców, którzy rządzącym nie odpowiadają. Jednak w dobie internetu nie wyobrażam sobie, żeby to miało sens - mówi medioznawca.
Klasyczne media nie są już jedynym źródłem informacji i rozrywki. Dlatego próby cenzurowania przekazu, tworzenie jednego spójnego i wygodnego dla rządzących, skazane są na porażkę. - Możliwe jest nakładanie kluczy technologicznych, swoistych kodów dostępu do mediów. Tak w Chinach blokuje się określone pasma internetu lub tworzy alternatywy przeglądarek, ale póki w Polsce nie będziemy mieli zapożyczonego stamtąd modelu komunizmu, nie wyobrażam sobie tego - mówi prof. Pułka. I nie bardzo wierzy, że mogłby to się zmienić. - To nie ten potencjał ekonomiczny, nie takie rozumienie obywatelskiej wolności i praw człowieka - podkreśla.
"Kto miałby mieć pieniądze?"
A co z pomysłem na zgodne z prawami wolnego rynku próby repolonizacji mediów, o których mówił Gowin?
- Nie bardzo wiem, kto i za co miałby wykupić media należące do zagranicznych podmiotów. Polski rząd nie ma środków, by przeprowadzić taką operację. Dlatego repolonizacja mediów ciągle pozostanie dla mnie hasłem wyborczym - mówi prof. Leszek Pułka.
Dla Macieja Mrozowskiego, prawnika i medioznawcy z SWPS, repolonizacja mediów również jest mało realistycznym projektem.
- Teoretycznie jest to możliwe, jeśli znajdzie się polski kapitał i wykupi od zagranicznych posiadaczy media funkcjonujące w Polsce. Sprzyja temu atmosfera kryzysowa, która również uderzyła w tę branżę. Jednak na to musieliby się zgodzić obecni właściciele, ale dla nich to ciągle jednak dobry biznes - mówi prof. Mrozowski.
Nacjonalizacja?
Innych rozwiązań nasz rozmówca w ogóle nie dopuszcza.
- Coś na kształt nacjonalizacji w ogóle nie wchodzi w UE w grę. Traktat unijny jasno definiuje wspólną przestrzeń gospodarczą. Nie można sobie zapisać w ustawie, że np. właścicielem mediów może być tylko Polak - wyjaśnia Mrozowski.
W jego ocenie w grę nie wchodzi również narażenie się Amerykanom, których koncern mediowy jest właścicielem TVN. Ostra reakcja ambasador USA na polityczne ataki na tę stację nie pozostawia złudzeń. Nikt takich prób repolonizacji nie pozostawi bez echa.
Mrozowski przywołuje słynny cytat z "Ziemi obiecanej". "Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę". - Może ktoś dostanie tani kredyt ze wsparciem rządu i kupi media. Tyle, że widzowie, słuchacze, czytelnicy po takiej transakcji mogą odejść od tych mediów i będzie problem - mówi ekspert.
Jego obawy podziela też drugi z naszych rozmówców. - Po repolonizacji mogłaby spaść liczba widzów czy odbiorców tych mediów. Kto, za co i czym miałby wypełniać ramówki i szpalty? Tymczasem one muszą przynosić zysk, by ich istnienie miało sens. To jest po prostu biznes przypisany do określonych publiczności - mówi prof. Leszek Pułka.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie