Dane, które przywołujemy, obejmują przelewy do 20 czerwca 2022 r. za zajmowanie się uchodźcami od 4 marca do 31 maja 2022 r.
W Nadarzynie umiejscowiony jest największy punkt relokacji uchodźców z Ukrainy w Europie, nazwany Centrum Pomocy Humanitarnej Ptak. Średnio przebywało w nim 5350 osób na dobę, co daje ponad 492 tys. tzw. osobodób.
Nierówność w stawkach
33 mln zł to dla spółki, której beneficjentem jest jeden z najbogatszych Polaków - Antoni Ptak - solidna kwota.
Dzięki organizacji imprez targowych w Nadarzynie spółka miała w 2018 r. niespełna 44 mln zł przychodów, zaś w 2019 r. - 50,3 mln zł.
2020 r. ze względu na pandemię koronawirusa i konieczność odwołania większości imprez był beznadziejny. Dla Ptak Warsaw Expo także - przychody z organizacji imprez targowych wyniosły raptem 10,8 mln zł.
Wynagrodzenie dla spółki zarządzającej gigantyczną halą wystawienniczą, w której ulokowano uchodźców, budziło kontrowersje już od marca.
To dlatego, że - jak ujawnił Michał Janczura z TOK FM - podczas gdy przeciętny Polak za przyjęcie uchodźcy z Ukrainy otrzymywał od państwa po 40 zł za dobę, to Ptak Warsaw Expo otrzymywało od urzędu wojewódzkiego po 95 zł.
Co ciekawe, wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł początkowo nie chciał tej informacji ujawnić.
- Proszę wybaczyć, ale na temat tego, jak wygląda umowa, nie będę mówił - tłumaczył Radziwiłł spytany przez reportera TOK FM.
Dziennikarze radia postanowili wówczas skierować w tej sprawie wniosek w trybie dostępu do informacji publicznej.
"Stawka pieniężna na dobę na utrzymanie jednej osoby przebywającej w Centrum Pomocy w Nadarzynie wynosi 95 zł brutto" - odpowiedział Mazowiecki Urząd Wojewódzki.
Wiele osób to zbulwersowało. W pomoc udzielaną w Nadarzynie włączyło się bowiem wielu wolontariuszy, żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej, a jedzenie dla uciekających przed wojną osób przywozili zatroskani ich losem ludzie.
Dobra organizacja Ptaka
Mazowiecki Urząd Wojewódzki w korespondencji z WP zaznacza, że przy ustaleniu stawki na poziomie 95 zł za osobodobę brano pod uwagę m.in. zapewnienie miejsca noclegowego, wyżywienia, bieżącego administrowania obiektu w tym utrzymania sprawności instalacji i czystości.
"Pragniemy dodać, że mając na uwadze powagę sytuacji – zaledwie w 3 godziny od podjęcia decyzji o przystosowaniu hal do miejsc noclegowych, obiekt Ptak Warsaw Expo został w pełni przygotowany i dostosowany do potrzeb zakwaterowania. Tym samym firma Ptak Warsaw Expo udostępniając przestrzeń dla uchodźców z Ukrainy musiała zmienić przeznaczenie obiektów, np. poprzez konieczność wprowadzenia innej organizacji pracy, zabezpieczenia czy uporządkowania" - wskazują służby wojewody.
Ponadto urzędnicy podkreślają, że od kwietnia (gdy znana była już kwota wypłacana zwykłym obywatelom pomagającym Ukraińcom) stawka uległa zmniejszeniu - do 55 zł za osobodobę.
Taka obowiązuje do dziś.
Zastrzeżenia do organizacji
Zapytaliśmy Ptak Warsaw Expo, czy działalność spółki ma charakter komercyjny, czy jest świadczona w ramach pomocy humanitarnej ("po kosztach"). Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Wiadomo za to, że spółka nadal liczy na wsparcie darczyńców. Wskazuje, że chętnie przyjmie m.in. artykuły higieniczne, środki medyczne, koce i poduszki, żywność oraz kamizelki odblaskowe.
Centrum nadal bowiem funkcjonuje - przebywa w nim obecnie ok. trzech tys. uchodźców z Ukrainy. Kilka dni temu ze swoją pierwszą oficjalną wizytą przybył do niego nowy ambasador Ukrainy w Polsce, Wasyl Zwarycz.
Przywiózł dary - kilkaset książeczek dla dzieci, które przekazała pierwsza dama Ołena Zełenska.
"To dla nas duży zaszczyt! Cieszymy się, że mogliśmy gościć taką osobistość w największym punkcie relokacji uchodźców z Ukrainy w Europie. Ambasador na zakończenie swojej wizyty dziękował w imieniu narodu ukraińskiego za wsparcie okazane jego rodakom przez Ptak Warsaw Expo" - pochwaliła się spółka w mediach społecznościowych.
Na przełomie lutego i marca centrum pomocy w Nadarzynie miało jednak kiepską prasę. Wolontariusze oraz informatorzy mediów mówili o bałaganie, dezorganizacji i braku podstawowych produktów.
"Reporter TOK FM Michał Janczura zastał osoby mówiące o bałaganie, wręcz chaosie. Były to jednak relacje przypadkowo napotkanych wolontariuszek czy mundurowych, bo oficjalnie w imieniu centrum nie chciał się wypowiedzieć nikt, kto zna sytuację na miejscu. Nie pozwolono mu się także dostać do wnętrza hal, gdzie jest udzielana pomoc" - informowało radio.
W rozmowie z nim jedna z wolontariuszek twierdziła, że organizacji w zasadzie nie ma wcale, a wolontariuszy wciąż brakuje.
TOK FM wskazywał, że wiele osób prosi wolontariuszy o informacje na temat przyjeżdżających i odjeżdżających z terenu hal autobusów.
- My tego nie wiemy, bo nikt nam tego nie mówi. Więc jest jedno wielkie zamieszanie, na które my niestety nie mamy wpływu. A wszyscy udają, że jest w porządku. Nie jest - skwitowała jedna z wolontariuszek.
Przypuszczała, że władze spółki nie wyrażają zgody na wpuszczanie do środka dziennikarzy, gdyż nie chcą, aby opinia publiczna dowiedziała się, co dzieje się w środku.
W internecie dostępnych było wiele postów umieszczanych przez wolontariuszy, w których wskazywali oni, jakich produktów brakuje. Na listach znajdowały się m.in. jednorazowe kubki, talerzyki i sztućce, pasztety i mielonki w puszkach, podpaski, żele pod prysznic, czyli towary pierwszej potrzeby.
Z naszych informacji wynika, że obecnie sytuacja w Nadarzynie jest co prawda daleka od ideału, ale znacznie lepsza.
- Do niektórych rzeczy wszyscy się przyzwyczaili, a niektóre z czasem zaczęły lepiej funkcjonować. Znaczenie ma też fakt, że po pierwszych tygodniach, gdy był okrutny kocioł, sytuacja się uspokoiła: nie ma już ciągłych przyjazdów i wyjazdów, przez co jest spokojniej - wskazuje nam osoba znająca realia funkcjonowania centrum w Nadarzynie.
Ale zarazem dodaje, że jej zdaniem nadarzyńskie centrum to typowy obóz dla uchodźców. Tych - jak przekonywali rządzący - w Polsce dzięki ofiarności Polaków nie ma.
Najbogatsi pomogli najbardziej
Niezależnie od tego, czy uznamy, że obozy dla uchodźców w Polsce istnieją, czy nie, Polacy stanęli na wysokości zadania. W ciągu pierwszych trzech miesięcy od rozpoczęcia rosyjskiej agresji w pomoc Ukraińcom zaangażowało się 70 proc. Polaków. Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego wartość prywatnych środków wydanych na ten cel mogła wynieść nawet 10 mld zł.
- W czasie pierwszych miesięcy inwazji w działaniach pomocowych uczestniczyło 70 proc. dorosłych osób. Jednak połowa Polaków była zaangażowana w pomoc uchodźcom w sposób konsekwentny – zarówno na początku wojny, jak i w kolejnych tygodniach działań zbrojnych - zauważa Agnieszka Wincewicz-Price, kierownik zespołu ekonomii behawioralnej w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Z obliczeń instytutu wynika, że najpopularniejszymi formami wsparcia były pomoc rzeczowa oraz przekazy pieniężne. 59 proc. badanych zaangażowało się w zakup potrzebnych artykułów, a 53 proc. wpłacało pieniądze na rzecz uchodźców.
20 proc. Polaków pomagała uchodźcom załatwiać różne sprawy, 17 proc. zaangażowało się w wolontariat, a 7 proc. z nas udostępniło uchodźcom własne mieszkania.
Polacy pomagają bez względu na swoją sytuację finansową. Jakkolwiek wśród osób o najwyższych dochodach (powyżej 5 tys. zł netto) odsetek osób, które udzieliły względnie największej pomocy uchodźcom, był trzy razy większy niż wśród osób o najniższych dochodach (poniżej 2 tys. zł), to ci biedniejsi też włączyli się w akcję pomocową - jedynie 26 proc. zarabiających poniżej 2 tys. zł nie wsparło Ukraińców w żaden sposób.
To, co istotne: informacje przekazane przez Polski Instytut Ekonomiczny opierają się na deklaracjach - nikt nie jest w stanie zweryfikować tego, czy rzeczywiście taki odsetek pomagał Ukraińcom w jakiejkolwiek formie.
Instytut zauważa, że pomoc polskiego społeczeństwa w pierwszych tygodniach miała wymiar nie tylko materialny, lecz także symboliczny; w znacznej mierze zwykli Polacy wyprzedzili pomoc instytucjonalną, której mechanizmy w lutym i na początku marca były dopiero budowane.
"Wraz z upływem czasu zmieniała się nie tylko liczba uchodźców stale przebywających w Polsce, ale także ich potrzeby. Na kolejnym etapie, określanym przez autorów raportu mianem adaptacji, kluczowa stała się rola państwa, gdyż konieczne było włączenie uchodźców w system społeczno-państwowy poprzez umożliwienie dostępu do infrastruktury publicznej i społecznej oraz zapewnienie wsparcia instytucjonalnego" - zauważa Polski Instytut Ekonomiczny.
Zdaniem analityków PIE wydatki publiczne związane z zagwarantowaniem uchodźcom dostępu do świadczeń oraz pomocy społecznej, a także możliwością korzystania z usług publicznych – zwłaszcza opieki zdrowotnej i edukacji - wyniosą w tym roku łącznie ok. 15,9 mld zł.
A zatem wspólnymi siłami - prywatnymi i państwowymi - przeznaczymy na pomoc uchodźcom ok. 1 proc. polskiego PKB.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski