Złotoryja to urokliwe średniowieczne miasteczko na Dolnym Śląsku. To tu mieści się polska firma, która od lat daje zatrudnienie mieszkańcom. Rzemieślnicy dmuchający szkło i zdobnicy znajdują całymi rodzinami zatrudnienie w firmie przygotowującej produkt, na który boom jest tylko w jednym miesiącu w roku.
Kiedy upadały słynne polskie fabryki bombek w Miliczu, Krakowie, Gdańsku, we Wrocławiu, w Koszalinie czy Bydgoszczy, konkurencji nie wytrzymało też kilka innych zakładów produkujących bombki w Złotoryi, ale Vitbisowi udało się przetrwać.
Dziś polska marka rozsławia rodzime rękodzieło na świecie. Zakład zatrudnia 300 osób i produkuje 25 mln bombek rocznie, czyli około 100 tysięcy sztuk każdego dnia.
Nie jest to jednak taśmowa produkcja. To produkt w dużej mierze rękodzielniczy, oparty na starych polskich technologiach. Wykorzystują srebro zamiast powszechnego i tańszego aluminium, zdrowe, ekologiczne farby z atestami, szkło zamiast plastiku. Czasem w zdobnictwie wykorzystuje również techniki stemplowania czy sitodruku.
Inna w USA, a inna w Warszawie
Większość bombek, bo aż 60 procent, trafia na eksport. Kupują je głównie Niemcy. Ale od lat złotoryjskie bombki jadą także do Holandii, Wielkiej Brytanii czy nawet Hiszpanii. Dzięki tym odbiorcom rozprowadzane są dalej do Francji i krajów Beneluksu.
Polskie bombki sprzedawane są również do Stanów Zjednoczonych. Dawniej był to bardzo ważny rynek dla polskich producentów. Jeszcze do lat 80. byliśmy tam potentatem. Dziś nasze firmy walczą o miejsce z producentami z Czech, Rumunii i Niemiec. Vitbis sprzedaje tam bezpośrednio... głównie ogórki.
To tradycja. Każdego roku do USA trafia 100 tys. złotoryjskich bombek w kształcie ogórków naturalnej wielkości. Amerykanie wierzą w ich cudowną moc. Powieszony na choince ma zapewniać powodzenie materialne, dostatek i szczęście.
- To faktycznie popularny motyw w USA i, o dziwo, w Polsce też się przyjmuje. Wiąże się ze starą niemiecką tradycją i bożonarodzeniową zabawą. Kto w Boże Narodzenie rano jako pierwszy wypatrzy ogórka, będzie miał w nadchodzącym roku szczęście - wyjaśnia prezes Vitbisu Błażej Prus.
Na rynki europejskie trafiają inne bombki niż za ocean. Co innego kupujemy też w Polsce. - Amerykański rynek jest bardzo konserwatywny, podobny do rosyjskiego. Wybierają bombki tradycyjne i bogato zdobione. Europejski jest bardziej subtelny i mniej tradycyjny, a bardziej podążający za modą, kolorem i motywem. Polski rynek zawsze był konserwatywny i chętnie kupowane były tradycyjnie motywy i kolorowe ozdoby, ale w ostatnich latach również Polska zaczęła się zmieniać - zaznacza prezes Vitbisu.
W pałacu i w Pepco
Wśród bombek ze złotoryjskiego zakładu znajdują się również prawdziwe skarby. Specjalną kolekcję dolnośląska firma stworzyła wykorzystując do zdobienia bombek kryształy Swarovskiego. Kupić je można było w słynnym londyńskim domu handlowym Harrods. Kosztowały nawet 100 funtów za sztukę.
- Polską bombkę można znaleźć także w odpowiedniku Harrodsa w Paryżu - luksusowym domu Bon Marché czy KaDeWe w Berlinie i w sklepach w Moskwie - wylicza Błażej Prus.
Specjalna, bursztynowa seria kupowana była przez Pałac Prezydencki jako prezent dla zagranicznych delegacji, a same bombki wisiały na prezydenckiej choince Andrzeja Dudy. - Do dziś mamy zamówienia z Kancelarii Prezydenta. To głównie bombki z motywem Pałacu Prezydenckiego i życzeniami od pary prezydenckiej - zaznacza szef Vitbisu.
To jednak linie specjalne, dedykowane. Tymczasem firma musi walczyć z największą konkurencją, jaką są chińskie fabryki i produkowane masowo ozdoby - tanie i dostępne na każdym kroku. Dlatego też polskie bombki ze szkła złotoryjska firma sprzedaje także za pośrednictwem popularnych sieci, jak choćby Pepco czy Auchan, i w marketach budowlanych.
- Prestiżowi klienci to wycinek naszej działalności, głównym celem są sieci handlowe. To tam trafia najwięcej szklanych bombek - wyjaśnia prezes Prus. - Rzuciliśmy wyzwanie Chinom. Szczęśliwie czas, kiedy klienci zachłysnęli się plastikowymi bombkami z Azji, minął. Mamy odwrót od plastiku i masowej produkcji. Dziś bardziej liczy się estetyka, ekologia i ręczna praca - zaznacza Błażej Prus.
Ile kosztuje wyprodukowanie jednej bombki?
Koszt produkcji bombki jest bardzo różny. Wszystko zależy od tego, jakie materiały i techniki zostaną wykorzystane do jej produkcji i zdobienia. Kamienie szlachetne, bursztyny - wszystko to podnosi koszt, a więc i cenę ostateczną bombki.
Wydmuchiwana w Vitbisie sześciocentymetrowa bombka kosztuje około złotówki. - Kiedyś to ona stanowiła podstawę, dziś popularniejsze są większe, około 8-centymetrowe bombki. Wyprodukowanie takiej kosztuje od dwóch do czterech złotych - wylicza prezes firmy.
Jak przyznaje, kończący się właśnie rok jest trudny. Wzrosły koszty pracownicze, a przy produkcji zdobionych bobek duże znacznie ma praca dekoratorów i formierzy szkła. - Przy wydmuchiwaniu szkła częściowo wspomagamy się maszynami, co pozwala zachować potencjał produkcyjny, ale te bardziej wymyślne i większe bombki wymagają pracy dmuchacza - zaznacza prezes Prus.
Również ceny materiałów bardzo wzrosły. - Kupujemy szkło niemieckie, a słaby złoty w relacji do euro nie pomógł. Była alternatywa chińskiego, ale tu z kolei koszt transportu i zatory sprawiały, że się nie opłacało - wylicza nasz rozmówca. - Wzrosła też cena srebra oraz chemikaliów. Lakiery podrożały o 50 proc., a rewolucja na rynku papieru wywindowała ceny opakowań o około 100 proc. - dodaje.