Pani Monika zatrudniła się razem z mamą w radomskiej agencji pracy tymczasowej. Ich praca polegała głównie na pakowaniu szkła w hucie. Zlecenie było na miesiąc i miało obejmować cały wrzesień.
Po dwóch tygodniach pracy mama pani Moniki źle się poczuła. Od lekarza dowiedziała się, że ma zakrzepicę i nie może dalej pracować.
Obie kobiety były zmuszone zakończyć współpracę z agencją. Pani Monika ma w domu jeszcze młodszego brata i musiała pomóc matce w opiece nad rodzeństwem.
Klauzula źródłem problemów
Kiedy w połowie miesiąca kobiety pojechały do biura agencji pracy złożyć wypowiedzenie, okazało się, że nie mogą z dnia na dzień rozwiązać umowy. W jej treści zawarta jest bowiem klauzula, która przewiduje za wcześniejsze zakończenie współpracy karę umowną w wysokości 800 zł.
Argument, że mama pani Moniki jest ciężko chora, nie przekonał agencji. Przy zleceniach L4 nie jest honorowane.
- Przy zatrudnianiu podpisywałyśmy wszystkie dokumenty pod presją czasu, którą na nas wywierała agencja. Nie przeczytałyśmy dokładnie, co jest w tej umowie napisane. Musiałyśmy jeszcze podpisać się pod szkoleniem BHP i mnóstwem innych obiegówek i kwestionariuszy. Chciałyśmy gdziekolwiek się załapać w tej pandemii, żeby chociaż trochę zarobić. Wiem, że to był błąd – mówi pani Monika.
Czytaj też: Średnie zarobki. GUS podał kwotę
Kobieta twierdzi, że praca odbywała się w bardzo ciężkich warunkach. W hucie szkła panował huk, a ona i jej matka nie miały słuchawek ani nawet stoperów do uszu. Nie dostały też odzieży ochronnej.
- Agencja nie chciała z nami rozmawiać o polubownym zakończeniu współpracy. Dla nas 1600 zł to duża kwota do zapłaty – przyznaje pani Monika, która uczy się także na studiach stacjonarnych.
Agencja się tłumaczy
Zapytaliśmy właścicielkę agencji Akord Serwis z Radomia, Agnieszkę Dziubę-Strojną, dlaczego wpisuje do umów-zleceń zapisy o karach finansowych w przypadku rozwiązania umowy przed wyznaczonym terminem.
Właścicielka agencji nie ukrywa, że ma problemy z pracownikami. Ludzie coraz częściej porzucają pracę z dnia na dzień.
Twierdzi, że o lojalnych pracowników jest coraz trudniej. Ludzie odchodzą bez słowa po dwóch dniach, zabierając czasami ze sobą stroje ochronne. Jak przyznaje, stroje służbowe są więcej warte niż dniówka.
Podkreśla, że ponosi duże koszty związane z zatrudnianiem nielojalnych zleceniobiorców. Kierownictwo huty wymaga od niej, by wyposażała ich w stroje ochronne i kierowała na badania lekarskie. Ponosi też odpowiedzialność za szkody i starty materialne wyrządzone przez swoich zleceniobiorców.
Podkreśla też, że kobiety wiedziały, co podpisują. - Nikt ich do tej umowy przecież nie przymuszał. Jesteśmy uczciwą firmą. Działamy na radomskim rynku od ponad 20 lat. Rozumiemy, że zdarzają się różne sytuacje rodzinne. W każdej zgłoszonej do nas sprawie działamy indywidualnie - zapewnia właścicielka agencji.
Adwokat Alicja Wasielewska, partner kancelarii Walczak Wasielewska Adwokaci, rozumie argumenty agencji i to, że zabezpiecza ona swoje interesy, ale też zwraca uwagę, że obie zatrudnione kobiety nie są w sporze z agencją bez szans.
Prawo nie jest bezradne
Według prawniczki należałoby się zastanowić, czy w tej konkretnej sytuacji mamy do czynienia z umową cywilnoprawną, czy też relacje stron przypominały bardziej stosunek pracy niż zlecenia. Kobiety pracowały wszak w podporządkowaniu, wykonywały pracę określonego rodzaju, pod konkretnym kierownictwem, w wyznaczonym miejscu i czasie, a za wykonaną pracę otrzymać miały wynagrodzenie.
- Gdyby sąd pracy uznał, że łączący strony stosunek odpowiada stosunkowi pracy, nie natomiast zlecenia, agencja nie miałaby prawa żądać od pracownic zapłaty kar umownych na wypadek niewykonania jakiegokolwiek zobowiązania. Kodeks pracy tego zabrania – przypomina adwokatka.
Agencja uprawniona byłaby wyłącznie do dochodzenia od pracownic odszkodowania, lecz w tym wypadku musiałaby wykazać ich winę, szkodę oraz związek przyczynowo-skutkowy między zawinionym działaniem lub zaniechaniem kobiet a powstałą szkodą. Jeśli szkoda zostałaby wyrządzona nieumyślnie, jej wysokość limitowana byłaby do trzykrotności miesięcznego wynagrodzenia każdej z pań.
Jednak w przypadku uznania, że łącząca strony umowa była faktycznie umową-zleceniem, strony obowiązywała w chwili jej zawierania fundamentalna zasada swobody kształtowania treści tej umowy.
W tym wypadku wprowadzenie do umowy-zlecenia zapisów dotyczących kar umownych było dozwolone.
Zgodnie jednak z przepisami Kodeksu cywilnego obwarowanie stosunku prawnego karą umowną nie mogło jednak sprzeciwiać się zasadom współżycia społecznego.
Pamiętać należy również o zapisach w Kodeksie cywilnym, w myśl których nie można czynić ze swojego prawa w sposób sprzeczny m.in. z zasadami współżycia społecznego.
- Jedna z kobiet była chora i nie mogła kontynuować pracy, co potwierdza zaświadczenie lekarskie. Druga, z powodu choroby matki, musiała zrezygnować z pracy z uwagi na konieczność opieki nad rodzeństwem. W obu przypadkach, przy uwzględnieniu wszystkich okoliczności sprawy, dochodzenie kar umownych przez zleceniodawcę mogłoby zostać potraktowane jako sprzeczne z zasadami współżycia społecznego – uważa Wasielewska.
Spotkaliście się z podobnymi sytuacjami? Piszcie do nas na platformę dziejesie.wp.pl.