Koronawirus, czyli wirus powodujący śmiertelnie groźne zapalenie płuc, to w tej chwili zmartwienie numer jeden w Chinach. Do tej pory zachorowało kilkaset osób, kilkanaście zmarło. Wirus już dotarł do Pekinu, Szanghaju i Makau, a także poza granice Chin. I wędruje dalej.
Temat nie ominął Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos. Jak informują amerykańskie media, przedstawiciele biznesu pytali o chorobę Donalda Trumpa podczas jednego ze spotkań. Prezydent USA w środę zorganizował śniadanie dla biznesu. Miało być o gospodarce, było o wirusie. I powód jest oczywisty.
Firmy z całego świata mają w Chinach liczne oddziały i swoich pracowników. Oddziały w Azji mają np. J.P. Morgan, Citigroup, Morgan Stanley i Bank of America. Zatrudniają w sumie kilkanaście tysięcy osób tylko w Chinach. I w ten sposób wirus to też problem USA.
Jak przekonują informatorzy telewizji CNBC, część szefów banków już poinformowała pracowników, by na bieżąco kontrolowali sytuację. Jeżeli sytuacja zacznie się wymykać spod kontroli, będą podejmować decyzję o wyjazdach.
Warto pamiętać, że lada dzień zaczną się w Chinach obchody chińskiego Nowego Roku, a to tradycyjny moment na podróże. I idealny moment na roznoszenie chorób. W sprawie wypowiedział się już prezydent USA – zapewnił, że sprawa jest cały czas pod kontrolą. Co ciekawe, przyznał, że w kwestii walki z chorobą ma pełne zaufanie do władz swojego głównego gospodarczego konkurenta. Potwierdził jednak, że jeden z przypadków zachorowania miał miejsce w jego kraju. - To podróżny z Chin - podał.
W efekcie większość amerykańskich lotnisk już kilka dni temu wzmocniła swoje procedury kontrolne. Samoloty z Chin często są wysyłane na odległe miejsca terminali, pasażerowie z kolei są poddawani kontroli. Podczas Światowego Forum Ekonomicznego o wirusa byli pytani w zasadzie wszyscy przedstawicieli sąsiadujących z Chinami krajów. I wszyscy odpowiadają, że są przygotowani.