Wprowadzone w związku z COVID-19 przepisy nadal pozwalają zarządom firm nie składać wniosków o upadłość.
– Pamiętajmy, że Niemcy są w roku wyborczym, co może powodować presję rządu na ograniczanie liczby upadłości. Najlepsi specjaliści od prawa upadłościowego w Niemczech twierdzą jednak, że fala upadłości ruszy najpóźniej od kwietnia - mówi w dzienniku Jakob Krupski, adwokat i doradca restrukturyzacyjny zarządzający berlińską kancelarią KKP Legal. I dodaje: - Polskie firmy, które już mają kontrakt albo go negocjują, powinny być świadome zagrożenia.
Jak duża może być skala problemu? Jak czytamy w "Pulsie Biznesu", który powołuje się na szacunki Instytutu Gospodarki Niemieckiej, liczba upadłości wzrośnie do 23 tys. Z kolei Zrzeszenie niemieckich Izb Przemysłowo-Handlowych uważa, że upadłość ogłosi nawet 175 tys. niemieckich firm.
Przy upadłości może pojawić się problem z zabezpieczeniem roszczeń eksportowych. - W przypadku upadłości niemieckiego kontrahenta wierzyciele mogli otrzymać bardzo niewiele, albo i nic - przestrzega Krupski. Dochodzą jeszcze kłopoty podatkowe.
Koronakryzys. Firmy na skraju upadłości
To, że trudniej jest odzyskać należności w Niemczech, potwierdza Amelia Bień z departamentu windykacji KUKE. Jak mówiła w "PB", część dłużników wchodzi w procedurę upadłościową, inni w restrukturyzację, a niektórzy po prostu pozbyli się biznesów, a kontakt z nowym właścicielem jest często niemożliwy. W takich czasach radzi korzystanie z rozwiązań chroniących bezpieczny handel, w tym wypadku z ubezpieczenia należności.