- Problemy kardiologiczne, pulmonologiczne, nefrologiczne. Do tego dochodzą zaburzenia osobowości, problemy mentalne – wylicza prof. Włodzimierz Gut w rozmowie z money.pl. Takie są i będą konsekwencje COVID-19 dla sporej części ozdrowieńców. U niektórych pojawiają się od razu, inni zachorują nawet po kilku latach.
Dziś najwięcej mówimy o nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. Tysiące nowych przypadków każdego dnia, dziesiątki zmarłych. Ale to nie jest pełny obraz sytuacji. Osoby, które wyzdrowiały mogą jeszcze przez wiele lat, nawet do końca życia, zmagać się ze skutkami COVID-19.
Bo – jak podkreślają naukowcy z amerykańskiego CDC (Center for Disease Control and Prevention, Centrum Monitoringu Chorób) – jest to choroba w pewnym sensie niebinarna. Tu nie obowiązuje prosty podział chory – zdrowy. Ozdrowieńcy często wcale nie są w dobrej formie. Lista objawów chorobowych utrzymujących się po wyzdrowieniu jest długa i bardzo zróżnicowana. Obejmuje zmęczenie, przyspieszone bicie serca, duszność, ból stawów, zamglone myślenie, utratę węchu oraz uszkodzenia serca, płuc, nerek i mózgu.
Co dziesiąty zachoruje
Pandemia uderza falami, każda z nich oznacza silny wzrost liczby chorych. Pojęcie "trzeciej fali" znane jest już w USA, gdzie koronawirus trzykrotnie wzmagał swoją aktywność. W Polsce "trzecia fala" może przyjąć inną formę, o której również mówią naukowcy - niezbyt silnego, ale długotrwałego wzrostu zachorowań na inne ciężkie choroby, spowodowane pierwotną infekcją koronawirusa.
Badanie COVID Symptom Study, które wykorzystuje dane pacjentów z USA, Wielkiej Brytanii i Szwecji, sugeruje, że od 10 do 15 proc. osób - w tym niektóre "łagodne" przypadki – wcale nie zdołały całkowicie wyzdrowieć. Z kryzysem zmagamy się zaledwie kilka miesięcy i nikt nie wie, jak daleko w przyszłości będą trwać objawy i czy COVID-19 spowoduje wystąpienie chorób przewlekłych.
Skąd wiemy, że pandemia rozciągnie w czasie proces leczenia tysięcy pacjentów? Prof. Włodzimierz Gut wskazuje tu na dwie sprawy. Po pierwsze mamy doświadczenia z pierwszego ataku wirusa SARS-CoV-1 w 2003 roku. U znacznej liczby chorych obserwowano poważne powikłania nawet 3 lata po przejściu choroby. Jeden z pracowników służby zdrowia w Azji rok po epidemii SARS-1 zachorował na zapalenie płuc. Nie udało się go wyleczyć przez 15 lat.
Trzeba tylko zastrzec, że problemem jest stosunkowo mała liczba chorych (mowa o dokładnie 8 096 osobach odnotowanych przez WHO), która nie pozwala na skuteczne prognozowanie przyszłości pacjentów z obecnym koronawirusem, czyli SARS-CoV-2.
Druga sprawa to już opisywane przypadki powikłań po SARS-CoV-2. Tu problemem jest z kolei czas, bo ten wirus jest z nami niecały rok. Wszystkich możliwych powikłań i ich skali jeszcze po prostu nie znamy. Ale liczba chorych jest wielokrotnie większa niż w przypadku SARS-CoV-1 – na całym świecie mówimy jak na razie o 40 milionach osób.
W Polsce liczba chorych (również wyleczonych) przekroczyła 200 tysięcy. A to oznacza, że 20 – 25 tysięcy osób będzie miało ciężkie powikłania. Szczególnie powinny uważać osoby, które przeszły chorobę bezobjawowo bądź lekko.
Łagodnie? Tym gorzej
- Między 8 tysiącami a 40 milionami jest olbrzymia różnica. Kolejna polega na tym, że te opóźnione zespoły występują tym częściej, im umieralność jest niższa – tłumaczy prof. Gut. Czyli im mniej osób umrze, tym więcej zachoruje później w związku z komplikacjami. Co więcej, już dziś wiadomo, że osoby, które łagodnie przeszły COVID-19, są bardziej narażone na komplikacje niż te, które chorowały ciężko. To na razie wstępne wnioski naukowców, ale różnica jest zauważalna.
- Koronawirus może spowodować ciężką niewydolność serca nawet u osób nie cierpiących w danym momencie na choroby sercowo-naczyniowe poprzez wniknięcie do komórek mięśnia sercowego przez receptory ACE2. Takie same receptory występują w komórkach pęcherzyków płucnych. Mechanizm infekcji i uszkodzenia organów jest więc taki sam – mówi prof. Adam Witkowski, szef Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Według statystyk sprzed pandemii w Polsce ok. 70 tys. osób rocznie przechodzi zawał, ok. 170 tysięcy umiera z powodu problemów kardiologicznych. To dramatyczne dane, nawet bez powikłań po koronawirusie, zapadalność na zawały jest u nas 30-50 proc. wyższa niż w Europie Zachodniej.
Ile może nas kosztować "trzecia fala"?
Czysto teoretyczne zwiększenie liczby zawałów w Polsce o 10-15 proc. oznaczałoby nie tylko poważne konsekwencje dla służby zdrowia czy koszty społeczne. To też wymierne pieniądze. Ratowanie jednego chorego z zawałem to koszt dochodzący do 20 tysięcy złotych.
7 tysięcy zawałów więcej to 140 milionów złotych wydane tylko i wyłącznie na ratowanie życia pacjenta. Rehabilitacja osoby po zawale powinna trwać 5-6 tygodni i kosztuje 4-5 tysięcy złotych. To kolejne 35 milionów. A mówimy tylko o jednej chorobie, która może zaatakować chorych na COVID-19.