Ceny gazu w Niemczech sięgają zenitu - informuje "Deutsche Welle". Serwis przytacza smutną historię niemieckiej rodziny spod Berlina. "List od lokalnego dostawcy energii wywołał przerażenie pewnej rodziny w Brandenburgii" - czytamy.
Ceny gazu w Niemczech. Rodzina za Odrą dostała otrzeźwiający list
Za dostawę gazu do swojego jednorodzinnego domu na obrzeżach Berlina klient - zamiast 143 euro - będzie musiał płacić astronomiczną kwotę 1515 euro miesięcznie. Jest to po prostu nie do zrealizowania dla tej rodziny. Dostawca jest niewielką firmą, która zaopatruje tylko około 20 tysięcy gospodarstw domowych i przez długi czas przyciągała klientów niskimi cenami. Został szczególnie mocno dotknięty kryzysem na rynku energii - wyjaśnia sprawę "DW".
Jak przekonuje serwis, wiadomości - jak ta z Brandenburgii - stają się coraz częstsze, teraz gdy w Niemczech robi się coraz zimniej i rozpoczyna się sezon grzewczy.
Co można na to poradzić? "Centra konsumenckie doradzają klientom, takim jak rodzina z Brandenburgii, by korzystali ze specjalnego prawa do wypowiedzenia umowy i szukali tańszego dostawcy. Ale czasy, gdy było tanio, już minęły. Wspomniana rodzina znalazła w końcu firmę, która dostarcza im gaz za około 700 euro miesięcznie" - czytamy.
Problem z cenami gazu także w Polsce
To jednak oznacza i tak 5-krotną podwyżkę cen. Nie mniejsze problemy są w Polsce. Jak opisywaliśmy nieraz w money.pl, piszą do nas rodacy, których rachunki poszybowały w górę o paręset procent.
Problem jest np. w Gołdapi, gdzie zawrzało po tym, jak miasto dostrzegło kolejną zatwierdzoną przez Urząd Regulacji Energetyki taryfę dla dostawcy gazu, który zaopatruje około 8 tys. mieszkańców. Społecznicy, którzy zwrócili się do nas, mieli pretensje nie tylko do spółki, przez którą ich czynsze ponownie wzrosną, ale i do rządu, który obiecał, że rachunki za ciepło nie wzrosną wyżej niż 40 proc. Oni z kolei dostali podwyżkę o ponad 100 proc.
- To szaleństwo cenowe, które zostało nam zafundowane. Te podwyżki uderzają bezpośrednio w nasze kieszenie, kieszenie mieszkańców, za nas państwo nie płaci - mówił w rozmowie z money.pl Adam Bruś, prezes wspólnoty mieszkaniowej z Gołdapi.
"Jeśli rząd nie zainterweniuje, w przyszłym roku koszt ogrzewania domu tym surowcem wzrośnie nawet od 25 tys. zł. Rachunki mogą wzrosnąć o 400 proc., a zagrożonych byłoby 2 mln gospodarstw domowych" - pisał pod koniec sierpnia portal WysokieNapięcie.pl.
Limit na prąd - kontrowersyjny pomysł rządu
Rząd podjął w tej sprawie działania. Ceny prądu w 2023 roku zostaną zamrożone do cen z 2022 roku do zużycia 2 tys. kWh prądu rocznie. Wyższe koszty prądu
obejmą wyłącznie nadwyżkę zużycia. Ponadto dla rodzin z osobami niepełnosprawnymi, dla gospodarstw domowych z 3 lub większą liczbą dzieci oraz dla rodzin rolniczych, rząd przewidział wyższy próg wynoszący 2,6 tys. kWh rocznie.
Niestety, ten limit nie spotkał się z uznaniem części naszego społeczeństwa.
Rocznie zużywamy 2,8 tys. kWh. Mniej się już po prostu nie da. Wyliczyłem, że sama płyta indukcyjna to jakieś 1,2 tys. kWh rocznie. Jak mamy się zmieścić w proponowanym przez rząd limicie? Nie gotować i jadać na mieście? Podwyżek realnie brak, brak też nadziei. Żyjemy w kraju absurdów - pisała rodzina z Krosna Odrzańskiego w liście do redakcji money.pl.
Inna nasza czytelniczka z kolei nie owijała w bawełnę: "Takie podejście rządu jest jak naplucie mi w twarz". Eksperci przekonują, że zaproponowane limity są zbyt małe, aby nawet przy oszczędnym zużyciu energii załapać się na zamrożenie cen.