Od czasu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej mieszkańcy Wysp mają problem z zakupem wielu produktów w sklepach.
Niedawno największe sieci handlowe zaczęły wydzielać klientom niektóre świeże warzywa i owoce z importu. Palce Wyspiarzy wskazują na rząd premiera Rishiego Sunaka, który zamiast uspokajać gniew konsumentów, jeszcze bardziej go nakręca.
W ubiegły piątek temperaturę dyskusji podniosła brytyjska minister środowiska Thérèse Coffey. Przekonywała w Izbie Gmin, że jedzenie rzepy pomoże przezwyciężyć niedobory owoców i warzyw w miesiącach zimowych. A gdyby Wielka Brytania "pielęgnowała specjalizacje rolnicze", które posiada, to "wiele osób jadłoby teraz rzepę" w ramach sezonowego modelu żywności. Zamiast myśleć o sałacie, pomidorach i podobnych produktach.
Polacy na Wyspach o pustych półkach
Na facebookowej grupie dla brytyjskiej Polonii na pytanie, czego najbardziej brakuje im w sklepach, nasi rodacy odpowiadają, że głównie świeżych warzyw i owoców z importu oraz jaj. W gorącej wymianie zdań, udokumentowanej zdjęciami pustych półek sklepowych, mieszkający na Wyspach Polacy próbowali znaleźć przyczyny problemu.
Pan Piotr z Norwich uważa, że to przez to, że kierowcy zawodowi odmawiają jeżdżenia do Wielkiej Brytanii. "Kierowcy ciężarówek nie chcą jeździć do UK, bo to zbyt duży problem. Kontrole celne, nielegalni emigranci, kolejki" – wylicza.
Z kolei pani Alicja z Londynu, która wcześniej pracowała w Holandii przy sortowaniu papryki, zauważa, że o tej porze roku papryka, pomidory czy ogórki, sprowadzane są na Wyspy głównie z Holandii, z tamtejszych szklarni.
Teraz kiedy holenderscy farmerzy musieli ograniczyć produkcję z powodu bardzo wysokich cen energii, zaczyna się panika. Ludzie wykupują ze sklepów więcej, niż w rzeczywistości potrzebują – relacjonuje Polka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Część naszych rodaków mieszkających na Wyspach wątpi w oficjalne tłumaczenia powodów całej sytuacji. Uważają, że braki w zaopatrzeniu sklepów oraz reglamentowanie niektórych warzyw i owoców przez największe sieci handlowe ma na celu manipulowanie klientami, czyli wywołanie tzw. panic buying (kupowanie pod wpływem emocji).
"Sieci robią to specjalnie, żeby wywindować ceny. Mam problem ze znalezieniem warzyw, w szczególności pomidorów, ale też jajek. Politycy mówią nam o przymrozkach w Hiszpanii i Maroku, że podobno tam jest źródło problemu, a tymczasem w tych krajach półki są pełne towarów" – zauważa pan Piotr z Bristolu.
Dodaje, że ma rodzinę na Teneryfie, która twierdzi, że żadnego problemu z warzywami czy owocami u nich nie ma. – W Europie tego problemu nie ma, tylko u nas. Jesteśmy Europejczykami drugiej kategorii przez ten brexit – ocenia Polak mieszkający na Wyspach.
Trzy brokuły, nie więcej. Handel reaguje
Przypomnijmy: tydzień temu cztery duże sieci supermarketów – Tesco, Aldi, Asda i Morrisons – zadecydowały o limitowaniu niektórych importowanych warzyw i owoców. Morrisons np. wprowadził limit dwóch sztuk opakowań pomidorów, ogórków, sałaty i papryki na osobę.
Tesco oraz Aldi z kolei zaczęły racjonować zakupy papryki, ogórków i pomidorów do trzech opakowań na osobę. Asda zapowiedziała, że na jednego kupującego przypada maksymalnie do trzech sztuk brokułów, kalafiorów, malin i sałat.
Jak podkreślają handlowcy, na problemy z zaopatrzeniem w sklepach wpływ miało kilka czynników: rosnące koszty energii oraz brak wsparcia dla rodzimej produkcji szklarniowej ze strony rządu.
Do tej pory warzywa szklarniowe w Wielkiej Brytanii były uprawiane pod szkłem przez 52 tygodnie w roku, ale kiedy ceny energii wzrosły, a tym samym koszt ogrzewania szklarni, brytyjscy farmerzy zmniejszyli areał upraw.
Rząd postawił tej zimy głównie na import, ale tu spotkała go niespodzianka w postaci niekorzystnej pogody w krajach, z których sprowadzane są warzywa i owoce, czyli: Egiptu, Hiszpanii, Tunezji i Maroka (gdzie szalały tej zimy sztormy).
Jak podaje dziennik "The Guardian", dostępność niektórych warzyw i owoców spadła na Wyspach o ok. 30-40 proc., a papryki z Hiszpanii nawet o 70 proc. Warto przy tym dodać, że ok. 80 proc. importu owoców i warzyw w okresie zimowym pochodzi właśnie z Hiszpanii.
Sezon na lokalne warzywa w Wielkiej Brytanii rozpoczyna się zwykle już w marcu, ale brytyjskie tabloidy nie odpuszczają rządowi. W ubiegły czwartek brytyjski "Daily Star" zrobił okładkę z przebranym za pomidora mężczyzną, który stał przed Big Benem z transparentem: "Chcemy warzyw. Teraz!". Tabloid obiecał też 12 paczek nasion warzyw dla każdego czytelnika.
Z kolei gazeta "Metro" – potępiając rząd za "wielki niedobór owoców i warzyw" – doniosła o kobiecie, której odmówiono sprzedaży 100 ogórków w supermarkecie Lidl, mimo że powiedziała personelowi, że musi zrobić napoje detoksykacyjne dla swojej firmy cateringowej.
Rząd pod ostrzałem krytyki
Barbara Mirowska, redaktor polonijnego portalu "Polish Express", w rozmowie z money.pl potwierdza, że braki świeżych warzyw i owoców, w szczególności pomidorów, ogórków i papryki, tłumaczone są niefortunną kombinacją paru czynników.
Wprawdzie nic nie wskazuje, że na obecną sytuację w Wielkiej Brytanii miał wpływ brexit, jednak widać, że sytuacja związana z niedoborem świeżych warzyw i owoców jest gorsza w Wielkiej Brytanii niż w innych krajach w Europie – mówi Mirowska.
Z relacji naszej rozmówczyni wynika, że większość brytyjskich rolników i dostawców mówi, że nie wierzy, iż wyjście Wielkiej Brytanii z UE jest głównym powodem niedoborów warzyw i owoców w brytyjskich supermarketach.
Jednak wielu przyznaje, że brexit – a także pandemia – zwiększyły koszty dla rolników, głównie dlatego, że muszą płacić wyższe wynagrodzenia pracownikom i zmagają się z niedoborem siły roboczej.
Natomiast biurokracja wynikająca z brexitu sprawiła, że Wielka Brytania znalazła się na końcu kolejki po dostawy od europejskich producentów.
– Niestety sytuacja w kraju jest nieciekawa. Przewodnicząca Krajowego Związku Rolników Minette Batters powiedziała, że krajowa produkcja sałat, ogórków i pomidorów, spadła do najniższego poziomu od czasu rozpoczęcia prowadzenia tego typu rejestracji w 1985 roku – podaje przykład Mirowska.
Oprócz wysokich cen energii, które przekładają się na skromniejsze uprawy w szklarniach także w Wielkiej Brytanii, wpływ na ubogie zbiory miał również mróz przed świętami Bożego Narodzenia, który negatywnie wpłynął na uprawę kalafiora, kapusty i marchwi.
Co więcej, wielu rolników zdecydowało się także opóźnić sadzenie pomidorów i sałat w ostatnich miesiącach z powodu niepewności gospodarczej.
Jak dodaje dziennikarka, Krajowy Związek Rolników wypomina rządowi, że ten przyznał wsparcie finansowe ogrodom botanicznym z dużymi szklarniami, a rolnicy produkujący pod szkłem żywność go nie dostali.
– Oczywiście w tym kontekście słowa minister środowiska o tym, że Brytyjczycy powinni zasmakować w krajowej rzepie i zwrócić się w kierunku produktów rolnictwa rodzimego ujawniają ignorancję w podejściu do problemu, z którym mierzą się obecnie brytyjscy rolnicy – kwituje Barbara Mirowska.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.