Aliko Dangote to najbogatszy człowiek Afryki. Majątek nigeryjskiego biznesmena wycenia się na 14 mld dol. netto. Dangote Group to imperium przemysłu spożywczego. Handluje produktami spożywczymi i nawozami. Jego spółki zajmują się też produkcją cementu, frachtem, telekomunikacją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Największa fabryka nawozów w Afryce
I to właśnie nawozy będą głównym motorem wzrostu jego firmy w nadchodzących miesiącach. Bo uruchomił właśnie, jak donosi CNN, największą na całym kontynencie afrykańskim fabrykę nawozów. 500 hektarów powierzchni nieopodal Lagos (największe miasto i dawna stolica Nigerii). Przedsięwzięcie kosztowało go 2,5 mld dol., zakład ma być w stanie wytwarzać 3 mln ton nawozów rocznie (głównie mocznik i amoniak). Ma dać 5 mld dol. przychodu w przyszłym roku.
Naturalnie, inwestycję rozpoczął znacznie wcześniej i nie mógł wiedzieć o agresji Rosji na Ukrainę, co najwyżej podejrzewać, że w krymskim kotle znów kiedyś zabulgocze. Niemniej czas złożył się dla Aliko Dangote idealnie. Bo jedni z najpotężniejszych konkurentów są obecnie odcięci od konkurencji.
"Ludzie błagają nas, byśmy im sprzedawali. Jesteśmy bardzo wybredni co do tego, komu sprzedać. Ładujemy statki do USA, Brazylii, Meksyku, Indii, nawet Unia Europejska próbuje u nas kupować" - mówił na antenie CNN Aliko Dangote.
"Mamy szczęście posiadając tę fabrykę. Właściwie złożyło się w czasie z wojną Rosji i Ukrainy, oba te kraje kontrolują znaczące części światowej produkcji rolnej. To może pomóc wielu krajom afrykańskim. Rynek eksportowy jest rynkiem sprzedającego" - dodał.
Kryzysy się nakładają
Bo świat przeżywa obecnie kryzys żywnościowy, a to, co teraz obserwujemy, to w zasadzie tylko wstęp do właściwego kryzysu. Choćby dlatego, że oba Rosja i Ukraina razem są jednymi z największych spiżarni świata. Według UN Comtrade oba kraje razem odpowiadają za przeszło 10 proc. globalnych dostaw zboża, 13 proc. dostaw kukurydzy i przeszło 50 proc. oleju słonecznikowego. Przez sankcje i wojnę ten sezon będzie gorszy.
A już wiemy, że plony będą w tym roku mniejsze. Kraje, jak Polska, z własnym rozwiniętym rolnictwem, bardziej odczują wzrost cen jedzenia niż jego braku. Ale są państwa znacznie mocniej bazujące na imporcie żywności i tam tak wesoło nie jest. Jak pisaliśmy w money.pl, Egipt wprowadził sztywną cenę chleba.
Do układanki dodajmy Białoruś - poplecznika Rosji, również objętego sankcjami, przy okazji jednego z największych producentów nawozów. Ze względu na wewnętrzne problemy w zeszłym tygodniu eksport żywności ograniczyła kolejna wielka spiżarnia świata - Argentyna.
Ceny nawozów są trzy-cztery razy wyższe niż w 2020 r. A już wtedy sytuacja makroekonomiczna daleka była od doskonałej. Żywność będzie droższa w produkcji i będzie jej mniej, co odbije się na cenach.
I Rosja jest tego świadoma. Jak mówił w programie "Money. To się liczy" prof. Andrzej Polus z Uniwersytetu Wrocławskiego, Rosja zablokowała eksport surowców rolnych, słyszymy przede wszystkim o braku dostępu do nawozów. – Możliwe jest także, że Rosja będzie dążyć do tego, żeby użyć produktów żywnościowych jako broń, aby wytworzyć presję migracyjną na kraje europejskie – przekazał. Z kolei wzrosty cen żywności doprowadzić mogą do protestów społecznych. Ekspert zaznacza jednak, że Polska powinna sobie poradzić, dzięki już wprowadzonym przez rząd subsydiowaniu na nawozy rolne.