Rząd rozważa odebranie władzom samorządowym nadzoru nad powiatowymi urzędami pracy – usłyszeliśmy w dwóch niezależnych źródłach. Wzorem niemieckim, urzędy pracy mogłyby mieć nowego zwierzchnika, czyli centralny urząd pracy – odpowiednik Federalnej Agencji Pracy w Niemczech. Teraz 340 urzędów powiatowych w kraju podlega bezpośrednio starostom powiatowym.
Samorządy walczyły z firmami?
- Najlepiej funkcjonująca w Europie administracja pracy, czyli Federalny Urząd Pracy w Niemczech ma strukturę mieszaną (rządowo – samorządową), Jest najdroższy w Europie, poważnie finansowany i z ubezpieczenia od bezrobocia i z dotacji budżetowych rządu federalnego i landów - opisuje prof. Jacek Męcina, doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego i były wiceminister pracy.
Dodaje, że w Polsce Fundusz Pracy jest jedynym źródłem finansowania i zasiłków, i aktywnych instrumentów rynku pracy, i kosztów obsługi administracji. Urzędy pracy utrzymują się zatem wyłącznie z tego, co dostaną z tego funduszu. Nie są natomiast dofinansowywane z budżetu
Ale nie o same źródła finansowania urzędów pracy tu chodzi, ale też o ich postawę w czasie kryzysu. Pod adresem tych instytucji padają gorzkie zarzuty o nieradzenie sobie z instrumentami antykryzysowymi, opóźnienia w rozpatrywaniu wniosków o pomoc i niekompetentną obsługę przedsiębiorców.
- Tylko w Warszawie do urzędów pracy spłynęło 400 tysięcy wniosków o dopłaty do wynagrodzeń i mikropożyczki. Za rozpatrzenie jednego wniosku jest płacone urzędnikowi ekstra 30 zł. W ciągu godziny można przejrzeć sześć takich dokumentów. Nic nie stało na przeszkodzie, by prezydent Rafał Trzaskowski zlecił urzędnikom nadgodziny lub oddelegował do pomocy urzędom pracy swoich podwładnych z ratusza. Z jakiegoś powodu tego jednak nie zrobił. A przecież o pomoc występowali przedsiębiorcy, czyli jego elektorat – dziwi się jeden z wysokiej rangi urzędników resortu pracy.
To niejedyny taki przypadek. Dość radykalnie przedsiębiorców potraktował też wrocławski urząd pracy, który - przypomnijmy - z powodu błędów formalnych odrzucił wszystkie przesłane do niego formularze. Urzędnicy skrupulatnie weryfikowali przesłane wnioski.
W ostatnim badaniu przeprowadzonym przez prof. Jacka Męcinę dla Konfederacji Lewiatan aż 34 proc. firm skarżyło się na brak możliwości uzyskania informacji od urzędników w związku ze składanymi przez nich wnioskami w ramach tarczy antykryzysowej.
Efekt jest taki, że coraz więcej zadań, które mogłyby realizować urzędy pracy, jest powierzane przez rząd Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych. ZUS obsługuje m.in wnioski o postojowe samozatrudnionych oraz osób na umowach cywilnoprawnych. Będzie też wypłacał nowe świadczenie solidarnościowe bezrobotnym.
Czytaj też: Pracy coraz mniej
Łukasz Malczyk, przewodniczący Unii Polskich Przedsiębiorców, mówi wprost: urzędy pracy nie poradziły sobie z obsługą firm. - Przez ostatnie lata urzędnicy w urzędach pracy przyzwyczaili się do "nicnierobienia", kiedy przyszedł kryzys, nagle trzeba ostro wziąć się do pracy – mówi przedsiębiorca. Zdaniem Malczyka urzędy pracy należy zreformować albo zlikwidować.
Urzędników było za mało
Związkowcy przyznają przedsiębiorcom rację. Przewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski próbuje jednak szukać usprawiedliwienia dla urzędników. - Nie byli przygotowani do obsługi wniosków, bo nikt ich wcześniej w tym zakresie nie przeszkolił. Musieli działać intuicyjnie, a podejmowali bardzo odpowiedzialne decyzje finansowe. Byli dociążeni dodatkowymi obowiązkami. To wina rządu, a nie ludzi, że tak to zorganizował - mówi krótko.
Również rzecznik prasowy NSZZ ”Solidarność” Marek Lewandowski jest zdania, że czas wspólnie poszukać lekarstwa, które uzdrowiłoby środowisko, w którym pracuje 22 tysiące ludzi. - Wyciąganie pewnej części osób z długotrwałego bezrobocia jest kosztowne i czasochłonne. Z zadaniem tym nie poradziły sobie prywatne agencje pracy. Urzędy są potrzebne. Dobrze, że ministerstwo myśli o ich reformie. Jesteśmy otwarci na rozmowy - podkreśla związkowiec.
Czy zmiana kontrolującego urzędy to właściwy kierunek reform? Według Radzikowskiego, urzędy pracy nie są w stanie aktywizować skutecznie bezrobotnych, gdyż otrzymują za mało środków i mają zbyt małą obsadę kadrową. - Postulowaliśmy do rządu o utworzenie specjalnego Funduszu Podnoszenia Kwalifikacji, który byłyby zasilany dodatkową kwotą 0,2 proc. z Funduszu Pracy - przypomina przewodniczący związków, ale jednocześnie dodaje, że urzędy nie dysponują odpowiednią kadrą i narzędziami, które byłyby w stanie uczyć ludzi nowych poszukiwanych zawodów. Takie zaplecze mają natomiast pracodawcy.
Przypomnijmy, urzędy pracy dysponują rocznym budżetem w wysokości 4 mld zł. W to wliczone są już wynagrodzenia urzędników. Procentowo to ok. 7 proc. środków Funduszu Pracy. 5 proc. z tego urzędy mają zagwarantowane, ale 2 proc. to pieniądze ekstra, które dostają za wyniki w pracy.
- Rząd powinien zintegrować działania na linii państwo-samorząd tak, by urzędy faktycznie dystrybuowały pracę, a nie ją markowały i udawały, że kogoś aktywizują - uważa Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa. Uważa, że rozwiązaniem nie jest zasypywanie urzędników pieniędzmi, ale powiązanie ich ofert pracy z zamówieniami publicznymi.
Prof. Męcina ostrzega natomiast, że centralny nadzór nad urzędami pracy nie rozwiąże problemu. Podobnie uważają też samorządowcy. - Nie można na podstawie pojedynczych przypadków błędów popełnionych w niektórych dużych miastach zmieniać całego systemu. Odżywa resortowa hydra, gdzie władza centralna będzie decydowała za obywateli w regionach, co jest dla nich dobre. Konstytucja nakazuje państwu decentralizację zadań - przypomina Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl