Jak czytamy w rządowym sprawozdaniu z realizacji ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci, w 2019 roku urodziło się o 13 tys. dzieci mniej niż w roku poprzednim.
Rząd przyznaje, że 500+ nie zwiększy dzietności. Co więcej, podniesienie wskaźnika urodzeń nigdy nie było jego celem.
"Warto podkreślić, że oczekiwanym skutkiem wprowadzenia świadczenia wychowawczego nie jest regularny wzrost liczby urodzeń obserwowany z roku na rok. Według prognozy GUS liczba urodzeń w Polsce będzie w najbliższych latach spadała, a efektem wprowadzenia świadczenia wychowawczego będzie przede wszystkim to, że ten spadek nie będzie tak silny" - czytamy w dokumencie.
To zasadnicza zmiana narracji. Jeszcze w 2017 roku ówczesna premier Beata Szydło mówiła, że celem programu jest wzrost liczby urodzeń. Twierdziła nawet, że "baby boom stał się faktem".
– To program wprowadzony po to, by Polakom lepiej się żyło, żeby polskie rodziny miały godne życie, i po to, by w Polsce rodziło się więcej dzieci – mówiła Szydło.
Wzrost liczby urodzeń prognozowano też w ocenie skutków regulacji ustawy wprowadzającej świadczenie.
W 2019 roku urodziło się jednak o 5,4 tys. dzieci mniej niż zakładały te prognozy.
– Może byliśmy zbyt optymistyczni, licząc na to, że poziom urodzeń powyżej 400 tys. się utrzyma – mówi "Rzeczpospolitej" wiceminister rodziny Stanisław Szwed z PiS. – Jednak liczba urodzeń jest uzależniona od liczby kobiet w wieku rozrodczym, których ubywa.
Zdaniem opozycji 500+ to tylko kropla w morzu potrzeb i sam program nie naprawi demografii.
- Wie o tym każdy, kto ma pojęcie o polityce społecznej - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Izabela Leszczyna, posłanka KO. - Młodzi rodzice potrzebują dobrej infrastruktury, która wspiera wychowanie: świetnych żłobków, przedszkoli i szkół dostępnych za darmo. O co będzie trudno w obecnej sytuacji epidemiologicznej.