Takiej zgodności opinii największych central związkowych, przedstawicieli biznesu oraz rządu nie było chyba jeszcze w żadnej sprawie. Ta jest wyjątkiem i dotyczy ponurej przyszłości, jaka czeka cały sektor produkcji surowców budowlanych w Polsce.
W skrócie mówiąc: jeśli polityka klimatyczna Unii oraz jej dyrektywy będą realizowane w obecnym kształcie, grozi nam likwidacja większości miejsc pracy w cementowniach, zakładach wapienniczych, gipsowych czy ceramicznych.
W miejsce polskich surowców na rynek wejdą tańsze, importowane spoza Unii Europejskiej, gdzie przy produkcji nie ma ograniczeń dotyczących emisji CO2.
Polskie zakłady produkujące ceramikę budowlaną, cement czy wapno palone już sprowadzają te komponenty z Białorusi, Turcji, Egiptu, a nawet z Indii.
Białoruś śle nam cement, a i tak nie wystarcza
Przykładem może być cement, którego w ubiegłym roku sprowadziliśmy do Polski (głównie z Białorusi, ale też z Turcji) o 500 tysięcy ton więcej niż jeszcze w 2020 r., a mimo to surowca tego brakowało na naszym rynku.
Cześć polskich firm wyhamowało z produkcją z powodu wysokich kosztów pozyskiwania zezwoleń na emisję CO2. W ubiegłym roku cementownie w Polsce musiały ich dokupić 3 miliony. Również fabryki ceramiki budowlanej zaciągnęły ręczny hamulec i produkują mniej. Towar jest sprowadzany do Polski z Indii i Ukrainy.
Tymczasem przez import cementu z państw pozaunijnych basenu Morza Śródziemnego Grecja nie będzie już produkowała cementu u siebie, a Włochy, Hiszpania i Francja produkcję bardzo znacząco ograniczą. Podobny los wkrótce może spotkać Polskę.
- Cementownie wraz z firmami, które z nimi kooperują, zatrudniają w sumie ok. 22 tys. pracowników. Jeśli cena pozwoleń na emisję CO2 osiągnie pułap 100 euro za tonę CO2 (obecnie jest to 88 euro – red.), to 3/4 zatrudnionych pracowników cementowni straci pracę – mówi wprost Tadeusz Ryśnik, szef Sekcji Krajowej Materiałów Budowlanych w NSZZ "Solidarność".
Dodaje, że już teraz 70 proc. kraju zagrożone jest importem cementu i wapna spoza UE z powodu utraty konkurencyjności krajowych cementowni i zakładów wapienniczych.
To nigdy nie będzie surowiec ekologiczny
Jak podkreśla nasz rozmówca, w przypadku produkcji cementu, jak i wapna palonego, obecne technologie nie pozwalają na osiągnięcie zero-emisyjności albo niskiej emisyjności. Jest to po prostu nierealne.
Jeśli chodzi o cement, to aż 63 proc. emisji CO2 przy jego produkcji powstaje w wyniku rozkładu węglanu wapnia na tlenek wapnia i dwutlenek węgla zawartego w mieszance, tzw. mączce surowcowej, a tylko 37 proc. to emisja wynikająca ze spalania samego paliwa – w tym przypadku węgla kamiennego i paliw alternatywnych.
Natomiast w przypadku produkcji wapna palonego – 70 proc. to emisja wynikająca ze spalania rozkładu związków węglanu wapna, a tylko 30 proc. to efekt spalania do atmosfery gazu ziemnego, który jest głównym paliwem do wypalania tego surowca w piecach wapienniczych.
Mały biznes na krawędzi. Zapłaci mniej za gaz
Zdaniem Tadeusza Ryśnika, by polskie cementownie zaczęły spełniać unijne normy ekologiczne, trzeba w nie zainwestować ok. 4 mld euro. - Nikt takich pieniędzy nie wyłoży na inwestycje w sektorze, którego przyszłość jest tak dzisiaj niepewna i wiedząc już teraz, że koszty produkcji wzrosną dwukrotnie - ocenia związkowiec "Solidarności".
Drugi problem jest taki, że pomimo upływu sześciu lat od wprowadzenia handlu pozwoleniami na emisję CO2, polski rząd, posiadając środki na inwestycje z Brukseli, nie przygotował jeszcze żadnych projektów strukturalnych, jak np. sieci rurociągów, do których zakłady wysoko-emisyjne mogłyby zatłaczać wytworzony dwutlenek węgla, ani miejsc jego składowania pod ziemią lub innej technologii przechowywania czy przetwarzania tego związku.
Zarabiali głównie spekulanci
Również Dariusz Konieczny, szef Zespołu Prawo i Technika w Stowarzyszeniu Producentów Cementu, nie wyklucza, że ponure prognozy związkowców mogą się ziścić. Zastrzega jednak, że ostatnią decyzją, jaką podejmą producenci cementu, będą zwolnienia pracowników.
Zwraca on uwagę, że dotychczasowy system handlu uprawnieniami do emisji CO2 był bardzo podatny na spekulacje giełdowe. To doprowadziło z kolei do wywindowania w bardzo krótkim czasie cen z 20 euro do dzisiejszych 88 euro za tonę CO2.
Dlatego zdaniem Dariusza Koniecznego unijna Dyrektywa o EU ETS, regulująca obrót emisjami gazami cieplarnianymi, powinna jak najszybciej zostać uszczelniona na wypadek kolejnych spekulacji.
Z kolei Jakub Kus, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Budowlani (OPZZ), podkreśla, że problem kosztów związanych z koniecznością wykupu coraz droższych uprawnień do emisji CO2, w równym, jeśli nie większym stopniu dotknie również polskich producentów ceramiki budowlanej, gipsu oraz wapna.
Jak podaje związkowiec, przykładowo przemysł ceramiczny zapewnia bezpośrednio 15 tys. miejsc pracy, głównie w regionach, gdzie trudno dziś o inną pracę, a przemysł wapienny to z kolei ok. 3 tys. pracowników. Zagrożenie, jakim jest likwidacja produkcji lub jej przeniesienie za granicę, dotknie więc w sumie kilkunastu tysięcy osób oraz ich rodzin.
Nowe podatki z Unii nie załatwią sprawy
Komisja Europejska co prawda zapowiada, że wprowadzi mechanizmy finansowe w postaci nowych podatków (tzw. Mechanizm Ochrony Granic – CBAM przyp. red.) dla towarów importowanych spoza Unii, które będą "obciążonych dużym śladem węglowym", ale nie wiadomo, kiedy realnie może to nastąpić i od czego ta opłata będzie naliczana. Ocenia się, że najwcześniej nowe regulacje mogą wejść w życie za 2-3 lata.
Proszący nas o anonimowość duży przedsiębiorca i producent materiałów budowlanych przyznaje, że sytuacja na rynku jest trudna, ale nie jest dramatyczna. Producenci cementu – głównie są to zagraniczne firmy – mają wysoką rentowność netto osiągającą 15 proc., która przewyższa znacząco rentowność producentów innych materiałów wykorzystywanych w budownictwie.
Zdaniem naszego rozmówcy wzrost cen pozwoleń i unijny pakiet klimatyczny bardziej niż w cementownie uderzy w kieszenie producentów ceramiki budowlanej, wapna, gipsu czy wełny mineralnej, którzy mają wysoką emisyjność CO2 i dużo niższą rentowność.
Za obecną sytuację na rynku prezes dużej firmy obarcza – podobnie jak wszyscy nasi rozmówcy – nieudolną politykę klimatyczną prowadzoną przez Brukselę.
Jak wskazuje, unijne statystyki pokazujące spadek emisyjności CO2 nie wskazują, ile emisji zostało przeniesione poza Unię Europejską ze szkodą dla państw członkowskich.
- Unijni technokraci zachowują się jak małe dziecko, które zasłaniając sobie oczy, sądzi, że już nikt go nie widzi. Oni zasłaniają oczy na to, co dzieje się poza Europą. Ile dzięki ich nieudolnej i szkodliwej polityce wyemitowano więcej CO2 do atmosfery i ile Europejczycy muszą dziś płacić za to gospodarczo, gdyż są uzależnieni od dostaw Chin – podkreśla.
Dodaje, że transport morski i lotniczy, którym przywozi się surowce i towary z Chin czy Indii też emituje CO2. Jednak do unijnych statystyk wlicza się tylko emisję wynikającą z paliw zakupionych w UE.
Rząd widzi problem, ale brakuje pieniędzy
Mariusz Zielonka, ekspert Konfederacji Lewiatan, nie ma żadnych wątpliwości, że ceny surowców budowlanych jeszcze poszybują w górę przez rosnące koszty praw do emisji CO2.
- Dla gospodarki większe znaczenie ma cena energii i m.in. gazu ziemnego. Ostatnie wzrosty cen tych ostatnich szczególnie dadzą się we znaki przedsiębiorcom. Prawdopodobnie większość firm, nie mając wyjścia, przerzuci rosnące koszty działalności na klientów - ocenia Zielonka.
- Tymczasem rząd, zamiast walczyć z inflacją poprzez pomoc przedsiębiorcom, koncentruje się głównie na nastrojach wyborców i kupowaniu ich przychylności. Stosując najprostsze rozwiązania w postaci np. zmniejszenia ceny benzyny, tak aby ta spadła poniżej "magicznej" bariery 6 zł. O firmach nikt już nie pomyślał – mówi ekspert Lewiatana.
Zwraca przy tym uwagę, że niektóre duże firmy produkcyjne pragmatycznie zadbały o niższe ceny dostaw gazu poprzez wieloletnie kontraktowanie. To jednak nie załatwia problemu, gdyż polska gospodarka to głównie mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa, które nie mają takich możliwości ani pozycji negocjacyjnych.
Poza tym, jak dodaje Ryśnik, zakłady produkcyjne muszą dokupować paliwo i energię na giełdach.
PGiNG, zasłaniając się tajemnicą handlową, nie chciało nam podać, ile firm wysoko-emisyjnych ma gwarancje utrzymania ceny dostaw gazu.
Co na to wszystko rząd? Ministerstwo Rozwoju i Technologii zapewnia, że na bieżąco analizuję sytuację przedsiębiorców w Polsce. W ubiegłym tygodniu pod obrady Komitetu do Spraw Europejskich Rady Ministrów (Komitet został powołany m.in. do badania zgodności prawa krajowego z prawem unijnym – red.) przekazany został projekt ustawy nowelizującej ustawę o systemie rekompensat dla sektorów i podsektorów energochłonnych - napisało biuro prasowe MRiT.
W ramach nowelizacji przewidziano m.in.: zwiększenie limitu wydatków z obecnych 11 mld zł do blisko 45 mld zł, możliwość ubiegania się o dodatkowe rekompensaty pozwalające zwiększyć poziom dofinansowania do 100 proc. kosztów kwalifikowanych (w przypadku obecnie obowiązującej ustawy maksymalny limit pomocy wynosił 75 proc. kosztów kwalifikowanych) oraz objęcie wsparciem całości zużycia energii elektrycznej, niezależnie od źródła jej pochodzenia.