PIE zwraca uwagę, że tegoroczna epidemia wirusa grypy przytrafia się w czasie trwającej pandemii koronawirusa SARS-CoV-2. Połączenie tych dwóch to realne zagrożenie dla zdrowia i życia Polaków, ale także spory koszt dla polskiej gospodarki.
"Dzięki większej świadomości epidemiologicznej i przy obowiązujących zasadach dystansowania społecznego zachorowalność na grypę będzie wprawdzie w tym sezonie niższa niż zazwyczaj, ale grypę w tym sezonie złapie nawet 2,31 mln Polaków, a koszt społeczny tej choroby może wynieść 3,11 mld złotych" - wynika z raportu "Koszty Grypy w sezonie 2020-2021 - wpływ COVID-19".
W normalnych okolicznościach tj. bez pandemii koronawirusa podana kwota nie byłaby znacząco wyższa. Według ekspertów PIE wyniosłaby ona ok. 3,33 mld złotych.
Chociaż grypa nie jest chorobą niebezpieczną w rozwiniętych krajach, to jednak analitycy zwracają uwagę na wpływ tej choroby na gospodarkę. Ze względu na wysoką liczbę przypadków, jej coroczne koszty na świecie sięgają poziomu miliardów euro.
"Na tę sumę składają się koszty związane z leczeniem choroby i wykorzystaniem zasobów systemu opieki zdrowotnej (tzw. koszty bezpośrednie), czyli m.in. koszty wizyt lekarskich, badań laboratoryjnych, hospitalizacji i leków" - wskazali. Są to - jak określili - wartości namacalne, które stosunkowo łatwo zmierzyć i odnieść do budżetów konkretnych osób czy instytucji.
"Mniej oczywiste są koszty pośrednie, czyli koszty choroby odnoszące się do utraconej produktywności i zysków, które mogły, lecz nie zostały osiągnięte" - zaznaczyli.
Kto konkretnie ponosi owe koszty? Jak zauważają eksperci, koszty epidemii grypy spadają nie tylko na osoby dotknięte chorobą, bądź na instytucje zajmujące się leczeniem, ale na całe społeczeństwo i gospodarkę, "których dobrobyt w kolejnych latach traci w wyniku obniżonej produktywności jednostek".
Koszty epidemii grypy w tym roku skumulują się z kosztami pandemii SARS-CoV-2. A COVID-19 już teraz pustoszy gospodarkę polską, a także służbę zdrowia i budżet państwa.
"Prognozowana liczba zachorowań na grypę w sezonie 2020-2021 w sytuacji trwającej pandemii oraz obowiązujących obostrzeń wynosi 2,31 mln. Zgodnie z naszym modelem leczenia grypy, spośród tych osób 986 tys. będzie szukało profesjonalnej pomocy medycznej a 31 tys. będzie hospitalizowanych z powodu grypy" - ocenił Adam Czerwiński z zespołu strategii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Sprawdź: Ustawa covidowa. PiS nie spieszy się z publikacją, choć wcześniej zarzucał opieszałość opozycji
PIE szacuje, że liczba zgonów związanych z grypą w tym sezonie wyniesie 4,36 tys. - W normalnej sytuacji, tj. gdyby nie pandemia Covid-19, liczba zachorowań na grypę w sezonie 2020-2021 wyniosłaby 3,04 mln. Spośród tych osób 1,31 mln szukałoby profesjonalnej pomocy medycznej, co skutkowałoby 41 tys. hospitalizacji, a liczba zgonów wyniosłaby 6,07 tys. - dodaje Czerwiński.
W bazowym scenariuszu pandemicznym PIE zakłada, że bezpośrednie, pośrednie i całkowite koszty grypy wyniosą odpowiednio: 493 mld złotych, 2,616 mld złotych i 3,109 mld złotych. To przy założeniu, że z powodu COVID-19 nastąpi obniżona skumulowana zapadalność na grypę oraz dłuższy okres zwolnień chorobowych.
Natomiast gdyby pandemia SARS-CoV-2 nie nawiedziła Polski, to - zdaniem analityków PIE - koszty epidemii grypy byłyby podobne. Wyniosłyby odpowiednio: 649 mln złotych, 2,681 mld złotych i 3,329 mld złotych.
Dowiedz się: Pieniądze z UE za praworządność. Europoseł mówi o zawieszeniu wpłat składek przez Polskę
W ocenie analityków wyniki dla obu scenariuszy wskazują, że koszt grypy w sezonie 2020-2021 "nie powinien znacząco odbiegać od kosztów, które zaobserwowalibyśmy w normalnej sytuacji i poniesionych w poprzednich sezonach".
Czerwiński jednak zwraca uwagę, że w tym roku należy spodziewać się zmiany struktury tych kosztów. - Z racji obniżonej zapadalności powinny spaść koszty opieki zdrowotnej, podczas gdy wydłużony czas trwania zwolnień lekarskich powinien zwiększyć skalę utraty produktywności z tego powodu - tłumaczy.
Istotny wpływ na ostateczny koszt grypy w obecnym sezonie będą miały zachowania ludzi, a także skala obowiązujących obostrzeń - ocenia Czerwiński.