- Mieszkańcy Racendowa twierdzą, że o budowie wielkiej fermy bydła w ich sąsiedztwie dowiedzieli się dopiero, gdy na teren wjechał ciężki sprzęt.
- Na fermie, zgodnie z prawem, miało być ok. 4 tys. krów. Jest 8, 10 lub 12 tysięcy. Zależy kto liczy i kiedy.
- W sprawię zaangażowanych jest wiele instytucji, które wzajemnie zrzucają na siebie odpowiedzialność. Są jednak pierwsze kary na właściciela fermy – 100 tys. zł.
- Firma Wojciecha Biernackiego zapewnia, że bydło ma się na fermie dobrze, a pytania o krowy brodzące we własnych odchodach zbywa podając klasę betonu, z którego wykonano posadzki.
- Czy chciałby pan wejść do swojej sypialni i czuć smród obory? - pyta pani Anna, mieszkanka wsi Racendów pod Jarocinem. - My tak żyjemy. Wystarczy przed snem otworzyć okno i wrócić po chwili. Gdy zmieni się kierunek wiatru, w domu po prostu śmierdzi.
Śmierdzi z fermy, którą pani Anna widzi z okien. Jej dom od szarych, betonowych murów dzieli kilkaset metrów. Za murami kilka tysięcy sztuk bydła.
Jak sprawdziliśmy - o wiele za dużo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
KRÓL WOŁOWINY
Właścicielem fermy jest wielkopolski przedsiębiorca Wojciech Biernacki. To brat najbogatszego Polaka Tomasza Biernackiego, jedynego obywatela Polski na liście 500. najbogatszych osób świata sporządzonej przez Bloomberg. Jeszcze kilkanaście lat temu razem prowadzili mięsny biznes pod Jarocinem. Teraz to działka tylko Wojciecha. Tomasz skupił się na rozwoju sieci marketów Dino.
Zakład Przemysłu Mięsnego "Biernacki" to jeden z największych producentów wołowiny w Polsce. W 2019 roku prezes firmy Tomasz Kubik w artykule Radia Maryja pt. "Większość zakładów mięsnych nie stosuje nielegalnych praktyk" wyliczał, że "Biernacki" jest największą rzeźnią bydła wołowego w kraju i posiada uprawnienia weterynaryjne do uboju 1400 sztuk zwierząt dziennie.
Firma pytana o najnowsze dane informuje jedynie, że spółki grupy są jednym z największych pracodawców w regionie i współpracują z kilkunastoma tysiącami rolników.
Koszmar zwierząt na fermie. Ujawniamy nagrania [+18]
MIAŁO NIE ŚMIERDZIEĆ
Mieszkańcy Racendowa o budowie dowiedzieli się, gdy na teren wjechał ciężki sprzęt.
- Przez wieś miała iść linia szybkich kolei budowanych w ramach CPK. Mieszkańcy byli skupieni na proteście przeciwko inwestycji, przez którą niektórzy straciliby domy. Sprawa na chwilę ucichła, ale gdy zauważyliśmy koparki, byliśmy przekonani, że to jakieś przygotowania do budowy kolei. Zdziwiliśmy się, gdy w szczerym polu wyrósł wysoki, betonowy płot - wspomina pan Andrzej, mieszkaniec wsi.
Była wiosna 2023 roku.
- Zaczęliśmy dowiadywać się, co się dzieje. Okazało się, że powstaje ferma Wojciecha Biernackiego. Swoimi kanałami dowiadywaliśmy się, że to będzie nowoczesna ferma, żadne zapachy nie będą się unosić - dodaje pani Anna, w Racendowie mieszkająca od 12 lat.
Mieszkańcy mają pretensje do wójta gminy Kotlin o to, że niewystarczająco informował ich o planowanej inwestycji. - Niby w budynku gminy była wywieszona informacja, ale przecież była pandemia, wszyscy siedzieli w domach, nie chodzili po urzędach - skarży się pan Andrzej.
Jak minister z bratem ponad 140 hektarów upolowali
Gmina Kotlin odpiera zarzuty i wymienia, gdzie zamieszczono informacje: w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Kotlin, na tablicy ogłoszeń oraz w "sposób zwyczajowo przyjęty w miejscowości Twardów".
Poza tym, jak słyszymy w kotlińskim urzędzie, inwestycja polegająca na budowie pięciu obiektów dla cieląt na ogromnej działce nie powinna wzbudzać kontrowersji wśród mieszkańców, którzy w głównej mierze zajmują się uprawą rolniczą i hodowlą zwierząt. Władze gminy dodają, że spotkanie ws. inwestycji odbyło się bez odzewu społeczeństwa i przybyło na nie tylko pięć osób.
- Czy mieszkańcy, którym za oknem ma stanąć wielka ferma, zignorowaliby takie spotkanie? Informacja wywieszona została we wsi Twardów, na terenie której ferma stoi. Ale ogłoszenia w sąsiednim Racendowie nie było, a to my mamy bliżej do fermy i my na co dzień czujemy jej zapach - komentuje Paweł Wyremblewski, mieszkaniec Racendowa, który zmobilizował sąsiadów do działania. 32-latek nie ukrywa, że w najbliższych wyborach samorządowych planuje kandydować na wójta gminy Kotlin.
- Nie jest to typowy dla obszarów wiejskich zapach obory. Bydło hodowane jest w sposób przemysłowy i to w takiej liczbie, że smród jest nie do zniesienia. Przy dłuższym przebywaniu na dworze u niektórych ludzi powoduje szczypanie w gardle, odruch wymiotny, ból żołądka, ból głowy. Jak tylko się zaczyna, musimy szybko chować się do domów – dodaje Wyremblewski.
Syndykat
MIESZKAŃCY ŚCIĄGAJĄ KONTROLE
Postawieni przed faktem dokonanym sąsiedzi fermy skierowali do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska wniosek o kontrole. Wirtualna Polska dotarła do ich wyników.
Pierwsze pismo pochodzi od Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Jarocinie, który przeprowadził kontrolę w fermie na wniosek WIOŚ. To z tego dokumentu dowiadujemy się, czego nie widać za szczelnym betonowym murem fermy.
Na miejscu okazało się, że chów bydła prowadzony jest w trzynastu obiektach, z czego tylko dwa posiadają pozwolenie na użytkowanie.
Obowiązująca decyzja środowiskowa pozwalała na utrzymanie 4285 stanowisk. Tymczasem, jak podaje Sanepid powołując się na oświadczenie kierownika fermy, na terenie znajdowało się prawie dwa razy więcej zwierząt - 8145 sztuk.
Dalej: zwierzęta hodowane na fermie Biernackiego w Twardowie przebywały w legowiskach i wybiegach przepełnionych odchodami, obornikiem i zastoiskami wody.
Kolejne pismo to już wnioski Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. W nim inspektorzy piszą o zwierzętach stojących na betonowym podłożu i brodzących we własnych odchodach.
Nieprawidłowości jest więcej. WIOŚ wskazuje, że pobór wód podziemnych na cele hodowlane odbywa się nielegalnie. Ponadto nawozy naturalne przechowywane są bez zabezpieczenia przed przedostawaniem się do wód i gruntu.
"NIE STWIERDZONO NARUSZEŃ"
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska nie skierował sprawy do prokuratury. W piśmie przesłanym do Wirtualnej Polski wyjaśnia, że w trakcie kontroli nie stwierdzono naruszeń wyczerpujących znamiona czynów zabronionych w postaci przestępstwa przeciwko środowisku.
- Ta sprawa pokazuje katastrofalnie zły nadzór polskich służb w wielu aspektach. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska robi kontrolę, z której wynika, że na terenie obiektu przebywa dwa razy więcej zwierząt, niż dopuszcza decyzja środowiskowa. I nie mówimy tu o różnicy rzędu 50 sztuk bydła, tylko prawie 4 tysięcy. WIOŚ stwierdza, że zwierzęta brodzą we własnych odchodach i nie robi z tym nic, poza przesłaniem informacji do Powiatowego Lekarza Weterynarii, który stwierdza, o zgrozo, że nieprawidłowości nie ma?! – komentuje dla Magazynu WP adw. Katarzyna Topczewska, specjalizująca się w sprawach dotyczących praw zwierząt.
Zamiast alarmować prokuraturę, WIOŚ w sprawie dobrostanu i warunków utrzymania zwierząt poinformował Powiatowego Lekarza Weterynarii w Jarocinie. Ten w odpowiedzi przekazał wiadomość o spełnieniu minimalnych standardów utrzymania bydła.
Spytaliśmy Powiatowy Inspektorat Weterynarii, czy Powiatowy Lekarz Weterynarii osobiście był na fermie i czy w ramach minimalnych standardów utrzymania bydła zawierają się zwierzęta brodzące we własnych odchodach. Paweł Marcinkowski odpowiedział, że wraz z dwoma innymi inspektorami był na miejscu i w dniu kontroli nie stwierdzono nieprawidłowości. Temat zamknięty.
WIOŚ w zakresie przechowywania nawozów naturalnych bez zabezpieczenia poinformował Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Odpowiedź ARiMR: Z informacji otrzymanych z WIOŚ "nie wynikało, aby konieczne było przeprowadzenie kontroli na miejscu czy dokonanie oceny niezgodności w zakresie przechowywania nawozów". Sprawa wyjaśniona.
W sprawie jakości wody pismo powędrowało również do inspektora sanitarnego, który uspokoił, że na bieżąco prowadzi nadzór nad jakością wody, a wyniki spełniają wymagania.
W kwestii nielegalnego poboru wody sprawa trafiła do Wód Polskich. Te poinformowały nas, że "Biernacki" otrzymał zgodę na pobór wody w celu nawadniania upraw rolnych, a nie pojenia bydła. Wody Polskie zapowiadają przekazanie sprawy do organów ścigania.
Tu także Biernackiego spotkała kara ze strony WIOŚ. Inspektorat wlepił przedsiębiorcy mandat za brak przekazywania wyników poboru wody. Kwota: trzy tysiące złotych.
POŻAR I 12 TYS. SZTUK BYDŁA ZA PŁOTEM
Pozostała jeszcze sprawa sztuk bydła hodowanego w fermie Biernackiego. Przypomnijmy, według decyzji środowiskowej na miejscu powinno być maksymalnie 4285 sztuk. Inspektorzy Sanepidu informują o 8145 sztukach. A i te wyniki nie muszą odzwierciedlać prawdziwego stanu.
Dane z Sanepidu pochodzą z 31 października 2023 roku. Niecały miesiąc później, 25 listopada, w Twardowie wybucha pożar. "Dzisiejsza noc nie była spokojna dla strażaków. Przed godz. 3 doszło do pożaru słomy w jednym z gospodarstw rolnych w Twardowie. W akcji, która trwała blisko 5 godzin, wzięło udział pięć zastępów straży pożarnej" - informuje portal jarocinska.pl.
Gospodarstwo, o którym czytamy w artykule, to ferma Biernackiego. Strażacy koordynujący akcję musieli na wypadek przeprowadzenia ewakuacji ustalić, ile zwierząt znajduje się w fermie. O szczegóły akcji zapytaliśmy jarocińską straż pożarną.
- Z informacji uzyskanej przez Kierującego Działaniem Ratowniczym od zarządcy obiektu wynika, że w sąsiedztwie palących się balotów, za betonową ścianą, znajdowało się około 12 000 sztuk bydła. Z uwagi na brak konieczności przeprowadzenia ewakuacji zwierząt dokładna liczba bydła nie została zweryfikowana i sprawdzona, gdyż nie zachodziła taka potrzeba – relacjonuje mł. asp. Hubert Marciniak, oficer prasowy Komendanta Powiatowego PSP w Jarocinie.
12 tys. sztuk bydła wobec nieco ponad 4 tys., na które właściciel fermy ma pozwolenie.
Sprawa przekroczonej liczby sztuk bydła na fermie trafiła do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Kontrolerzy PINB wskazują na jeszcze inną liczbę zwierząt. Dokładnie 10 890 sztuk. Taką liczbę usłyszeli podczas postępowania wyjaśniającego. W sprawie przekroczenia dozwolonej liczby bydła PINB informuje o powiadomieniu "odpowiednich służb". Których konkretnie? Poinformowano Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Jarocinie.
Przypomnijmy, Powiatowy Lekarz Weterynarii kierujący PIW był na miejscu po wniosku WIOŚ i nieprawidłowości nie odkrył.
- To także niebywałe, że Powiatowi Lekarze Weterynarii potrafią przymykać oko w takich sprawach, które dotyczą potężnych biznesmenów, a jednocześnie oskarżać wolontariuszy, którzy przygarniają bezdomne zwierzęta i zapewniają im tymczasowy dom, o prowadzenie nielegalnych schronisk. Tacy ludzie potem dostają zarzuty karne i nakazy likwidacji miejsca opieki nad zwierzętami. Trzymam kciuki za dalszą walkę mieszkańców, bo bytowanie w sąsiedztwie przemysłowych ferm jest prawdziwą katorgą – dodaje adw. Katarzyna Topczewska.
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego szczegółowo opisuje, jak Biernacki wykorzystuje obiekty budowane na fermie bez zgody na ich użytkowanie. PINB podczas kontroli odkrył, że przedsiębiorstwo prowadzi chów w czterech nieodebranych przez nadzór budowlany wiatach. W tej sprawie przesłał pismo do właściciela, a po 60 dniach ponowił kontrolę. Wynik: Cztery wiaty nadal są w użyciu, dlatego PINB nałożył na Biernackiego karę w wysokości 100 tys. zł. Właściciel fermy wniósł zażalenie do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego.
Ale to nie wszystko. Podczas kontroli PINB okazało się, że bez zgody nadzoru budowlanego użytkowanych jest kolejnych dziewięć obiektów. W ich zakresie PINB musi powtórzyć procedurę i poinformować właściciela o naruszeniu prawa budowlanego, a dopiero potem, ewentualnie, wymierzyć karę.
Przy okazji kontroli PINB odkrył, że Biernacki budował dwa zbiorniki na ścieki technologiczne. Oba bez okazania dokumentów potwierdzających legalność budowy. W tej sprawie trwają czynności wyjaśniające.
Sam Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska skierował sprawę do sądu. Zdaniem WIOŚ inwestor nie poinformował o zamiarze przystąpienia do użytkowania obiektu budowlanego, do czego był zobowiązany na podstawie ustawy Prawo ochrony środowiska.
"Piąty rozbiór Polski"
DOCELOWO PONAD 17 TYS. KRÓW?
Mieszkańcy Racendowa żyją w strachu, że obecny stan to tylko początek, a niedługo może czekać ich prawdziwy koszmar. Wojciech Biernacki stara się bowiem o rozbudowę gospodarstwa i zwiększenie obsady bydła.
Decyzja środowiskowa, na podstawie której ferma działa w obecnym kształcie, przewidywała obsadę 4 285 stanowisk, równą 642,75 DJP. Nie wchodząc w szczegóły, DJP to skrót od jednostki stosowanej przy określaniu liczebności zwierząt hodowlanych. 1 DJP odpowiada krowie o masie 500 kg, ale już cielak do szóstego miesiąca życia to 0,15 DJP.
W przypadku fermy w Twardowie, planowanej na 642,75 DJP, oznacza to, że na miejscu możne znajdować się właśnie 4 285 cielaków.
Tymczasem Wojciech Biernacki wystąpił o wydanie decyzji środowiskowej pozwalającej na zwiększenie obsady bydła w gospodarstwie do 6642 DJP. To liczba odpowiadająca 44 280 sztukom cielaków, dziesięciokrotnie więcej niż obecnie. Z tym, że - według najnowszych planów przedsiębiorstwa - na miejscu mają być hodowane nie tylko cielaki, a prowadzony będzie cały cykl hodowlany: od cieląt po dorosłe osobniki. W gminie Kotlin dowiadujemy się, że docelowo na fermie na być 17 400 sztuk bydła w różnym wieku.
- W sprawie rozbudowy mieliśmy spotkanie z Wojciechem Biernackim. Przyjechał na chwilę i gdy zobaczył kamery, powiedział, że nie chce być nagrywany i wyszedł. Na miejscu zostawił dwóch swoich pracowników, którzy nie mieli o niczym pojęcia. Poprosili o przekazanie pytań na piśmie. Przez kilka miesięcy nie otrzymywaliśmy żadnych odpowiedzi, to się zmieniło dopiero po zainteresowaniu mediów – skarży się Paweł Wyremblewski.
- Cielaki są wyjątkowo delikatne i podatne na choroby płuc, dlatego utrzymywanie ich w odpowiednich, suchych warunkach jest szczególnie istotne. W sprawach o znęcanie się nad zwierzętami, których wiele prowadzę w swojej praktyce, sądy za przestępstwo uznawały właśnie utrzymywanie zwierząt w nieodpowiednich warunkach, we własnych odchodach, co powodowało u nich liczne infekcje, a nawet doprowadzało do śmierci – podkreśla mec. Topczewska.
W tej chwili temat rozbudowy leży na biurku wójta gminy Kotlin. W urzędzie dowiedzieliśmy się, że gmina czeka na stanowisko organów opiniujących. Wójt Mirosław Paterczyk nie odpowiedział na nasze pytanie, czy jest zwolennikiem rozbudowy fermy.
Izabela Leszczyna: Nie jestem ministrą na pół roku
BUDYNKI STRACIŁY ŚCIANY
Przyglądając się budowie, Paweł Wyremblewski i pozostali mieszkańcy Racendowa, których domy sąsiadują z fermą, zwrócili uwagę na różnicę między tym, co według projektu miało w Twardowie powstać, a co w rzeczywistości zostało wybudowane.
- Według uzgodnień środowiskowych bydło miało być hodowane w budynkach zamkniętych. Okazało się jednak, że zamiast budynków ze ścianami i dachem postawiono otwarte wiaty – wskazuje Paweł Wyremblewski.
O zmianę budynków zamkniętych w wiaty pytamy w starostwie. Tam dowiadujemy się, że decyzję o pozwoleniu na budowę wydano na osobę fizyczną (nie podano imienia i nazwiska). Następnie pozwolenie na budowę przeniesiono na Zakład Przemysłu Mięsnego Biernacki Skup i Hodowla Bydła, a nowy inwestor wystąpił z wnioskiem o wprowadzenie zmian.
- M.in. zmieniono wymiary oraz ograniczono zabudowę ścian - przekazuje starosta Lidia Czechak. Dodaje, że prawo budowane nie definiuje, co należy rozumieć pod pojęciem wiaty, a obiekty w Twardowie nadal mają pełnić funkcje budynków do hodowli zwierząt. Lidia Czechak przekonuje, że w tej sytuacji nie było potrzeby ponownego procedowania uzgodnień środowiskowych.
Mieszkańcy zlecili prywatnej firmie przygotowanie analizy raportu o oddziaływaniu inwestycji na środowisko. Czytamy w niej, że z orzecznictwa sądowego jasno wynika, czym jest budynek i czym różni się od wiaty. Podstawowa różnica - wiaty nie są wydzielone z przestrzeni za pomocą przegród budowlanych. Słowem - brakuje ścian.
- Wniosek z tego jest podstawowy. Wiaty mają fundamentalnie inne oddziaływanie na środowisko niż budynki, a sprawa uzgodnień środowiskowych powinna być procedowana od nowa - wskazuje Łukasz Witczak, autor raportu z firmy eco-assist.
WOŁOWINA NA ZIELONYM PASTWISKU
Podjeżdżamy pod siedzibę firmy Wojciecha Biernackiego w Golinie pod Jarocinem. Zakład Przemysłu Mięsnego "Biernacki" zlokalizowany jest w samym centrum wsi, przy ul. Dworcowej. W powietrzu unosi się specyficzny zapach. "Jak przetopiona słonina", "gorzej niż gnojówka" - opisują go mieszkańcy.
Sprzed wejścia do zakładu widać szereg naczep tirów z napisem "Biernacki" i sielskim obrazkiem krowy pasącej się na zielonej łące i kawałem surowego mięsa wołowego na tym tle. Za krową jest las i błękitne niebo. Obraz daleki od rzeczywistości na fermie w Twardowie.
Wizytę w zakładzie kończymy na portierni. Przedstawiciele firmy proszą o kontakt telefoniczny, a następnie przesłanie pytań drogą mailową. Większość i tak ignorują.
ZPM "Biernacki" nie odpowiada na podstawowe pytanie: o liczbę sztuk bydła na fermie w Twardowie. Dopytywany odpisuje, że jest to liczba zmienna i codziennie inna, a poza tym to tajemnica przedsiębiorstwa i "dana wrażliwa konkurencyjnie".
Z odpowiedzi na pytanie o powody zmian w projekcie i postawienie wiat zamiast budynków, dowiadujemy się, że modyfikacje te wynikały ze zmiany strategii biznesowej, a i też skorzystają na nich same zwierzęta, które będą miały więcej przestrzeni, a przez to możliwość swobodnego poruszania się na wolnym powietrzu.
Z odpowiedzi firmy Biernackiego nie dowiemy się, dlaczego bydło brodzi we własnych odchodach. Czytamy za to, że fermę wyposażono w nowoczesny sprzęt do czyszczenia wybiegów z obornika, a posadzki są wykonane z "betonu klasy C20/25 o wodoszczelności W8, a izolacja pozioma posadzki z folii izolacyjnej".
Z maila podpisanego przez "rzecznika prasowego", ale bez podania imienia i nazwiska, dowiadujemy się, że firma podczas kontroli przedłożyła dowody tego, że nie doszło do przechowywania nawozów naturalnych w sposób niezgodny z prawem. Poza tym –twierdzą służby prasowe Biernackiego - kontrola jeszcze nie została zakończona, a przedsiębiorstwo współpracuje z organami kontrolnymi i dostarcza wszelkie dokumenty i wyjaśnienia.
"Kontrola jeszcze nie jest zakończona i nie ma prawnego ani merytorycznego uzasadnienia powoływanie się na jej wyniki" - zastrzega przedsiębiorstwo.
Na końcu korespondencji czytamy, że inwestor i jego przedstawiciele "w ramach możliwości czasowych uczestniczą w spotkaniach z mieszkańcami oraz starają się odpowiedzieć na pytania".
Mieszkańcy Racendowa pytania o rozbudowę fermy w ich sąsiedztwie zadali przedstawicielom przedsiębiorstwa we wrześniu ubiegłego roku. Odpowiedzi otrzymali pięć miesięcy później, już gdy Wirtualna Polska zainteresowała się tematem. Przeczytali w niej, że chów bydła jest nierozłącznym elementem polskiej wsi, a działania Wojciecha Biernackiego ukierunkowane są na rozwój przedsiębiorstwa w zgodzie z prawem.
"Wszelkie aktywności staram się prowadzić w sposób, który jest jak najmniej dotkliwy dla lokalnej społeczności. Z drugiej strony staram się zadbać o dobrostan hodowanych zwierząt" - zapewnia mieszkańców Biernacki.
Paweł Figurski, dziennikarz Wirtualnej Polski