Chociaż amerykański bank centralny decyduje o polityce monetarnej USA, to jego decyzje mają skutki na całym świecie, a wzmacniany przez nie dolar to problem – jak zauważają ekonomiści – także dla NBP.
Na giełdzie nadzieja umiera ostatnia i... chyba umarła
Po ostatniej decyzji Fed o trzeciej z rzędu podwyżce stóp procentowych o 75 punktów bazowych amerykańskie giełdy odnotowały gwałtowne spadki, a w czwartek ta sytuacja odbiła się na notowaniach giełd w Azji i w Europie.
Jak zauważa Przemysław Kwiecień, główny ekonomista domu maklerskiego XTB, w ostatnich miesiącach wśród inwestorów modna była teoria, że amerykański bank centralny zawaha się i być może nawet zawróci z obranej drogi, czyli zrezygnuje z zacieśniania polityki monetarnej poprzez podwyżki stóp i wyzbywanie się gromadzonych wcześniej aktywów, co w krótkim terminie bardzo boleśnie odczuwają giełdy.
Fed nie rozczarował, przynajmniej mnie, gdyż spodziewałem się niezwykle jastrzębiego przekazu. Rozczarował za to Wall Street, która chyba powoli wyzbywa się złudzeń – skomentował Kwiecień.
Szef NBP musi wyciągnąć wnioski
– Wczorajsze posiedzenie powinno pozbawić inwestorów wszelkich złudzeń – komentuje Kwiecień i podkreśla, że Powell nie dał w ogóle cienia nadziei tym, którzy liczyli na luzowanie polityki.
Jego zdaniem wnioski powinni wyciągać nie tylko giełdowi gracze, ale też szef NBP Adam Glapiński.
Wzmacniający się dolar to duży problem dla polskiej gospodarki, bo dla Polski oznacza m.in. rosnące ceny surowców. Dodatkowo w naszej gospodarce – w opinii Kwietnia – nie widać sygnału, by się ona schładzała. A to mogłoby dawać nadzieje, że inflacja sama zacznie "powolnie dryfować" w kierunku inflacyjnego celu. Przypomnijmy: NBP ma dążyć do inflacji na poziomie 2,5 proc., mamy ją obecnie 16-procentową.
– Wnioski dla RPP są moim zdaniem oczywiste: należy zakopać zapowiedzi zakończenia cyklu podwyżek stóp głęboko pod ziemią i być otwartym na jego kontynuację do czasu upewnienia się, że presja inflacyjna zaczyna słabnąć. W przeciwnym razie w tak niekorzystnym otoczeniu (ponowny wzrost premii za ryzyko związany z eskalacją konfliktu przez Moskwę - red.) presja na złotego może się dodatkowo nasilać – stwierdza Kwiecień.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hausner: NBP powinien wysyłać rynkom jasne sygnały
Podobnego zdania jest prof. Jerzy Hausner, były członek RPP, wicepremier i minister gospodarki. W środę wieczorem w TVN24 wyraził opinię, że inflacja jeszcze nie osiągnęła swojego szczytu, a "słabnięcie złotego oznacza, że importujemy więcej inflacji". Jego słowa stoją w opozycji do słów minister finansów, która parę godzin wcześniej oceniła, że właśnie mamy inflacyjny szczyt. Hausner krytykuje też prezesa Glapińskiego za sugestie, że "na horyzoncie widać już obniżki stóp".
Jak wskazuje, Polska jest w bardzo trudnej sytuacji, bo kapitał ocenia nas jako kraj przyfrontowy, a więc ryzykowny. Dodatkowo banki centralne na całym świecie są zdeterminowane, by walczyć z inflacją i podwyższają stopy. Jakakolwiek więc niejasność w komunikacji ze strony banku centralnego jeszcze pogłębia odpływ kapitału z Polski. To jeszcze bardziej osłabia złotego, co sprawia, że importujemy jeszcze więcej inflacji (z powodu rosnących kosztów zakupu surowców energetycznych). W ten sposób koło się zamyka.
Ekonomiści nie mają wątpliwości, że wszystkie te zawirowania odbiją się negatywnie na portfelach Polaków. Polscy konsumenci zdają się to przeczuwać. W najnowszych badaniach nastrojów swoją sytuację finansową określamy jako złą, a jeszcze bardziej pesymistycznie patrzymy w przyszłość.
Wrzesień nie przyniósł otuchy
Gdy Jerome Powell w połowie sierpnia 2022 r. w ważnym przemówieniu powiedział, że nie cofnie się w walce z inflacją, choć "może to zaboleć wiele amerykańskich biznesów i gospodarstw domowych", na amerykańskich giełdach rozpoczął się marsz w dół. Obecnie wielu ekspertów prognozuje spadki poniżej wyznaczonych w czerwcu tegorocznych minimów.
– Myślenie rynków było takie: Fed podnosi stopy, ale jak tylko zobaczy zwalniającą gospodarkę, wystraszy się, zakończy cykl, a być może nawet wznowi luzowanie – tłumaczy Kwiecień. Jak zauważa ekspert, takie myślenie nie było całkowicie bezpodstawne, bo dokładnie tak było kilka razy w ostatnich latach.
Przeciwnicy tego poglądu wskazywali jednak, że tym razem Fed nie odgrywa roli odkupiciela, ponieważ z powodu problemów z inflacją musi odegrać rolę pogromcy rynków. Aby wygrać z inflacją, będzie starał się ograniczyć wszelkiego rodzaju rynkowe ekscesy. A tych w ostatnich latach było sporo, gdy wartości aktywów raz po raz wyznaczały historyczne szczyty.
W 2022 r. sytuacja uległa zmianie i rynki notują spadki tym wyższe, im dane aktywa oceniane są jako bardziej ryzykowne w sytuacji rosnących stóp procentowych. Wrzesień nie przyniósł otuchy tym, którzy liczyli na odmianę tych spadkowych trendów.
Mateusz Lubiński, dziennikarz money.pl