W czwartek rząd przedstawił "Strategię Demograficzną 2040". To szereg propozycji, dotyczących m.in. zmian w Kodeksie pracy, które mają sprawić, że w Polsce będzie rodzić się więcej dzieci.
Celem strategii jest wzrost współczynnika dzietności do poziomu 2,1, który ma zapewnić zastępowalność pokoleń. Ostatni raz taki poziom widzieliśmy na przełomie lat 80. i 90. Od 1997 roku do chwili obecnej jego wartość waha się między 1,5 a 1,2.
Jak szybko rząd chce to osiągnąć? W strategii przyjął dwa warianty. Jeden (wariant B) jest optymistyczny i ambitny. Zakłada, że współczynnik dzietności na poziomie zastępowalności pokoleń zostanie osiągnięty już w 2040 r. Oznacza wzrost o 0,68 dziecka na kobietę w stosunku do roku 2019.
"Wzrost współczynnika dzietności w zasadzie o połowę w 20 lat to bardzo, bardzo optymistyczne założenie" - ocenia na Twitterze ekonomistka Hanna Cichy.
Natomiast w wariancie nieco mniej optymistycznym (wariant A), do 2040 roku współczynnik dzietności wzrośnie do poziomu 1,8 dziecka na kobietę, a poziom 2,1 zostanie osiągnięty w 2100 roku. Przypomnijmy, że w 2019 roku wynosił on w Polsce wyniósł 1,42, a w 2020 roku 1,39.
- Strategia oparta jest o współczynnik dzietności, który nie jest skorygowany o migracje. Gdyby uwzględnić, że część Polek wyjechała za granicę, to dane byłby inne. Można zatem mieć wątpliwości, na ile rzetelne są przyjęte przez rząd założenia – mówi money.pl Michał Brzeziński, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Polaków i tak będzie mniej
Nawet jeśli sprawdzą się rządowe prognozy, Polaków i tak będzie mniej, ale uda się jednak uniknąć katastrofy. W wariancie B populacji Polski w 2100 roku ma wynieść 33,1 mln, natomiast w miej optymistycznym wariancie A nieco mniej, bo 30,7 mln. Natomiast jeśli nic się nie zmieni, to populacja Polski skurczy się do 16,3 mln - wynika z szacunków ONZ.
Z problemem dzietności boryka się wiele państw w UE. Gorzej od Polski wypadają Włochy, Hiszpania czy Finlandia. Jednak w wielu krajach dzietność jest wyższa niż w Polsce, jak choćby u naszych sąsiadów: w Czechach, Słowacji czy państwach bałtyckich.
"Strategia Demograficzna 2040" kontra XXI wiek
Aby monitorować postępy realizacji strategii, rząd przyjął kilka wskaźników. Jednym z nich jest spadek liczby rozwodów.
"Najlepiej na rozwój dziecka wpływają trwałe rodziny uformowane przez oboje rodziców. Szczególna rola przypada tu sformalizowanym małżeństwom, które nie tylko są najtrwalszą formą związku, ale również mają największą dzietność" - czytamy w strategii.
Tymczasem w Polsce 25 proc. dzieci rodzi się poza małżeństwem - wynika z danych Eurostatu za 2019 rok. Na Islandii prawie 70 proc., a w Norwegii, Francji, Słowenii czy Bułgarii ok 57-60 proc. Wszystkie te kraje mają współczynnik dzietności wyższy od Polski. Każdy kraj ma swoje uwarunkowania kulturowe, ale poniższe dane pokazują, że związek między małżeństwem a dzietnością w danej populacji wcale nie jest oczywisty.
"Nie wszystkie obszary "Strategii Demograficznej" weszły w XXI w. Jest cały rozdział o zdrowiu i niepłodności, ani słowa o in vitro. W rozdziale o opiece wychwalana jest opieka sprawowana przez babcie i dziadków, abstrahując do tego, że oni też są jeszcze w wieku produkcyjnym" - ocenia Hanna Cichy.
"Nie zaskakujące, ale i tak smutne: aspiracje życiowe kobiet traktowane są jako przeszkoda dla wyższej dzietności, a nie trwałe uwarunkowanie, które wymusi zmiany modelu rodziny i polityki rodzinnej. "Równość" pada raz, jako równość szans w szkole" - dodaje. Zauważa jednak, że w kwestii opieki nad dziećmi plusem jest program Maluch+ oraz kapitał opiekuńczy.
Pułapka niskiej dzietności
Dlaczego wyjście z pułapki niskiej dzietności jest takie ważne? Wiele usług publicznych opartych jest na założeniu, że dzięki dużej liczbie pracujących będą w przyszłości napływały składki i podatki. Przykładem jest system emerytalny czy system opieki zdrowotnej.
A prognozy dla Polski są bardzo pesymistyczne. Wynika z nich, że jeśli nic się nie zmieni, to za kilka dekad Polacy będą najstarszym społeczeństwem w Europie. Podczas gdy w 2019 roku na stu Polaków w wieku 15-64 lata przypadało 26 powyżej 65. roku życia. Za pięćdziesiąt lat, czyli w 2070 roku, na 100 Polaków w wieku 15-64 lata będzie przypadać aż 62 seniorów.
Obywatelstwa brak
W niektórych państwach wskaźnik dzietności poprawia migracja. W naszym kraju takiego efektu w statystykach nie widać. W Polsce zaledwie 2 proc. dzieci rodzą matki, które same urodziły się za granicą. Natomiast a na Cyprze, w Austrii i Belgii to ok. 30 proc.
Starzenie się społeczeństwa i związane z tym negatywne konsekwencje dla gospodarki to wyzwanie nie tylko dla polityki rodzinnej, ale też polityki migracyjnej. Jesteśmy najszybciej starzejącym społeczeństwem w UE, a do tego mamy najniższy wiek emerytalny. W takiej sytuacji, nawet jeśli założymy, że współczynnik dzietności faktycznie będzie rósł, potrzebna jest też mądra polityka migracyjna.
- Są badania, które pokazują, że w najbliższych dekadach w Polsce będzie brakowało kilku milionów pracowników – mówi Michał Brzeziński.
- Migranci czasowi z Ukrainy mogą wrócić do swojego kraju, np. jeśli sytuacja na Ukrainie będzie się poprawiała albo mogą pojechać do innych krajów UE. Bez polityki nadawania obywatelstwa i asymilacji nie jesteśmy zabezpieczeni przed odpływem migrantów - dodaje.