W środę 7 września Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podniosła stopy procentowe o 25 punktów bazowych — główna stopa banku centralnego wzrosła do 6,75 proc. Choć to decyzja zgodna z konsensusem ekonomistów, to część z nich spodziewała się wyższej podwyżki ze względu na wystrzelenie inflacji. GUS podał, że w sierpniu wskaźnik osiągnął nowy tegoroczny szczyt na poziomie 16,1 proc., choć ekonomiści spodziewali się stabilizacji.
RPP musi pomóc też rząd
W trakcie Forum Ekonomicznego w Karpaczu money.pl poprosił o ocenę tej decyzji ekonomistę dra hab. Marcina Piątkowskiego, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, autora książki "Europejski lider wzrostu". Nasz rozmówca stwierdził, że Narodowy Bank Polski (NBP) w ten sposób "odzyskuje wiarygodność", gdyż nie zaskakuje rynku swoimi decyzjami, a zatem staje się "przewidywalny". – Te podwyżki są ważne i potrzebne, choć jesteśmy już bliżej końca cyklu zaostrzania polityki pieniężnej – uważa.
Powinna również pomóc polityka fiskalna. W tym, jak i przyszłym roku będziemy mieć relatywnie duże deficyty w finansach publicznych, a znaczące kwoty wydawane na programy wsparcia, które nie dotyczą tylko tych, co jej realnie potrzebują, czyli najuboższych, a idą znacznie szerzej, będą dokładały się do inflacji – przestrzega Marcin Piątkowski.
Przykładem takiego działania jest polityka osłonowa stosowana przez rząd w ostatnich tygodniach jak choćby tzw. dodatek węglowy, czyli dopłata w wysokości 3 tys. zł dla każdego gospodarstwa domowego ogrzewającego się węglem. Co ważne, rządzący nie zdecydowali się wprowadzić kryterium dochodowego, nie weryfikują też, czy te pieniądze rzeczywiście idą na opał, czy też na inne zachcianki. Na podobnych zasadach Sejm na początku września uchwalił dopłatę do innych źródeł niż węgiel.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na inflację wpływają czynniki zewnętrze
Ekonomista podkreśla jednak, że na inflację nad Wisłą wpływają przede wszystkim czynniki zewnętrzne. – Przeżywamy obecnie globalne inflacyjne tsunami – w Wielkiej Brytanii inflacja przekroczyła już 10 proc., a w USA jest najwyższa od dziesięcioleci – zauważa nasz rozmówca.
Sądzę, że trudno będzie zejść inflacji z dwucyfrowych poziomów do celów banków centralnych w szybkim tempie. Chyba, że wywołamy działaniami banków centralnych ostrą recesję. Chodzi o to, żeby wyjść z tej 'imprezy' na rauszu, ale bez kaca. Tzn. bez dużych kosztów społecznych, takich jak wzrost ubóstwa i bezrobocia. Będzie to oznaczało, że inflacja zostanie z nami trochę dłużej, ale ochronimy za to miejsca pracy – obrazowo opisuje Marcin Piątkowski.
Profesor Akademii Leona Koźmińskiego zauważa też światełko w tunelu. Podkreśla, że "szoki nie będą trwały wiecznie", co już widać choćby po spadających cenach zbóż i z powrotem łatanych łańcuchach dostaw.
To będzie trudna zima
Nasz rozmówca przyznaje, że Polaków czeka ciężka zima, choć jednocześnie jest zdania, że mknąca w naszym kierunku gospodarcza fala tsunami powinna uderzyć w nasz kraj słabiej niż w inne państwa. – Polska gospodarka powinna sobie znowu dobrze poradzić. Mamy konkurencyjny sektor przedsiębiorstw i w miarę elastyczny rynek pracy, który wraz z uchodźcami ze Wschodu, pomoże stabilizować sytuację – podkreśla.
Uchodźcy do głównie kobiety, ale dojdzie do realokacji siły roboczej na rynku pracy: presja na wzrost płac np. w budowlance, wywołana przez brak rąk do pracy, spowoduje, że np. mężczyźni, którzy pracują 'na kasie' w Biedronce, zdecydują się zatrudnić w budowlance, bo tam płace będą znacznie wyższe. A za kasą odchodzących pracowników zastąpią emigrujące do nas Ukrainki. Ten proces już trwa i naszej gospodarce dodatkowo pomoże – kończy ekspert.