"Mam grupę 30 osób. Wyjazd integracyjny do Białowieży. Czy ktoś się orientuje, kto wykonuje tam sfingowany napad lub kontrolę białoruskich pograniczników?" – takie ogłoszenie umieściła na forum z ogłoszeniami o pracę dla przewodników i pilotów turystycznych właścicielka małego biura podróży w Zawistach Poleśnych.
Pod wpisem pojawiło się kilkanaście komentarzy. Jedni oferowali kobiecie pomoc w zorganizowaniu eventu, inni odradzali taką imprezę.
"Dobrze, że Hajnówka jest niedaleko. Będzie można udzielić szybko pomocy lekarskiej, jeśli ktoś dostanie zawału" - napisała jedna uczestniczek forum. Inna dopisała, że pomysł jest idiotyczny i bardzo niesmaczny w kontekście tego, co dzieje się obecnie za naszą wschodnią granicą.
Skontaktowaliśmy się z właścicielką biura Małgorzatą Gruszecką. W poście umieszczonym na forum branżowym napisała, że pomysł zorganizowania napadu/kontroli wyszedł od klientów.
W rozmowie z nami Gruszecka stwierdziła jednak, że pomysł był jej i chodziło jedynie o poszerzenie oferty biura. Interesowało ją nawiązanie kontaktów z lokalnymi wykonawcami inscenizacji. Do imprezy z udziałem przebierańców jednak nie doszło. Pomysł wylądował ostatecznie w koszu. - Tu nie ma żadnego drugiego dna politycznego – zapewniała nas rozmówczyni.
Zdaniem Łukasza Adamowicza, wiceprezesa Stowarzyszenia Organizatorów Incentive Travel, o upodobaniach klientów i ich smaku dyskutować nie należy. Cieszy się, że w firmach organizujących eventy znowu pojawili się klienci, bo branża ma poważne problemy finansowe.
- Rolą firmy, która organizuje tego typu imprezy, jest profesjonalne przygotowanie wydarzenia tak, by nikt nie poczuł się urażony. Klienci są różni. Nie można zakazać imprez z udziałem disco polo, chociaż nie wszystkim ten rodzaj muzyki odpowiada – podaje przykład Adamowicz.
Dodaje, że napady białoruskich celników na turystów to jedna z atrakcji turystycznych, które są obecne na Podlasiu od ponad 20 lat. - To jedna z takich atrakcji jak Lajkonik w Krakowie czy Janosik w Tatarach – przekonuje Adamowicz.
Czytaj też: Coraz większe wątpliwości ws. maseczek w sklepach. "Nie jesteśmy strażnikami porządku prawnego kraju"
Oddział PTTK w Hajnówce potwierdza te informacje. – Mieliśmy takiego pana, który organizował na trasie przejazdu kolejki wąskotorowej napady białoruskich pograniczników. To była atrakcja turystyczna. Prowadził też karczmę "U Wołodii". Już z dziesięć lat nie ma tej knajpy ani napadów, ani tego pana” – słyszymy od jednego z przewodników turystycznych w PTTK.
Arkadiusz Szymura, przewodnik po Białowieży, doskonale pamięta tamte czasy. - Wiele zorganizowanych grup brało udział w tej zabawie. Cieszyło się to dużym powodzeniem wśród turystów – przypomina sobie.
Jak wyglądał napad białoruskich pograniczników? W zależności od wykupionej opcji pociąg był zatrzymywany przez maszynistę w umówionym miejscu w lesie. Wchodzili do niego przebrani w białoruskie mundury funkcjonariusze i legitymowali ludzi.
W opcji rozszerzonej jedna z osób w grupie była wyciągana z pociągu i wyprowadzana do lasu. Po chwili słychać było strzały z pistoletu. Do żadnej egzekucji oczywiście nie dochodziło.
Czy taka atrakcja byłaby dziś niesmaczna z powodu tego, co aktualnie dzieje się na Białorusi?
Zdaniem Szymury nie można łączyć białoruskich pograniczników z białoruską milicją, która pacyfikuje manifestacje, czyli OMON-em. – To dwie różne formacje i ludziom nie powinno się to mylić – uważa lokalny przewodnik.
W Nadleśnictwie w Hajnówce z kolei mało kto już dziś pamięta napady białoruskich pograniczników. Jak mówią, dziś już takiej imprezy raczej by nie pozwolili na swoim terenie zorganizować. A gdyby inni chcieli tę tradycję kultywować?
– Mogą sobie napady urządzać, byleby nie trzeba było później tych turystów po lesie szukać! – mówi jeden z leśników.