- Przylecieliśmy na Majorkę kilka dni temu z biurem TUI. Zapłaciliśmy 16 tysięcy złotych za hotel. Nie wracam w środę wcześniejszym lotem. Nie ma mowy! – irytuje się pani Klaudia z Małopolski i dodaje z rozżaleniem, że dzień przed wylotem zmieniono im hotel na inny, bo ten, który wybrali, został zamknięty z powodu COVID-19.
Z kolei pan Patryk, który dopiero w poniedziałek doleciał na Majorkę z biurem Exim Tours, nie zdążył się jeszcze nawet rozpakować. – Nic nie wiemy o żadnej wcześniejszej ewakuacji. Słyszeliśmy tylko w mediach, że mają być organizowane loty do domu – mówi zdezorientowany. Nie zamierza jednak sobie psuć wakacji i humoru. O wcześniejszym powrocie do domu też nie chce słyszeć.
Z panią Klaudią i panem Patrykiem rozmawialiśmy przed południem, zanim pojawiła się sugestie, że rozporządzenie nie wejdzie w życie 26 sierpnia, a dopiero 1 września.
Jak zapewnia Exim Tours, wszyscy ich klienci, którzy przebywają aktualnie w Hiszpanii i na Balearach, jeszcze w piątek, tuż po publikacji projektu rozporządzenia w sprawie zakazu bezpośrednich lotów, otrzymali SMS-y z informacją, że ich loty powrotne nie są odwołane. Biuro zapewniało ich też, że w każdym przypadku mogą liczyć na pomoc, a w razie zmiany sytuacji, zostaną bezzwłocznie o tym poinformowani.
Akcja biur podróży to wynik decyzji rządu, który planuje wprowadzenie zakazu bezpośrednich lotów do 63 krajów. Wśród państw objętych tych zakazem są m.in. Hiszpania, Malta czy Albania, ale też kraje, które portów lotniczych nie posiadają, jak: Andora, Monako czy San Marino.
Jak dowiedział się money.pl, jeden z największych touroperatorów, biuro Itaka oraz polska linia czarterowa Enter Air, napisały list protestacyjny do rządu, aby wycofało się z tych zakazów.
Czekamy na "lot do domu"
- Na razie jest tylko projekt rozporządzenia. Nie możemy na jego podstawie podejmować żadnych decyzji – tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. - To wydający rozporządzenie musi zagwarantować odpowiednie regulacje, a my, jako touroperator musimy się do tego dostosować. Niestety, bo to my ponosimy kolejne straty finansowe, z którymi nikt się nie liczy - dodaje.
Również Exim Tours liczy się z kolejnymi wydatkami i stratami. - Przygotowujemy się do ewentualnej ewakuacji naszych klientów, licząc jednak na to, że w rozporządzeniu nie będzie Hiszpanii, albo chociaż wyspy nie będą uwzględnione – mówi z nadzieją Dominika Jurkowska z Exim Tours. - Sytuacja w marcu już nas wielu rzeczy nauczyła, więc jestem pewna, że jeżeli będzie taka potrzeba, klienci szybko wrócą do kraju - zapewnia jednak.
Jak przyznaje Jurkowska, Exim Tours ma wielu klientów w Hiszpanii i na Balearach. Część z nich była przewożona tam rejsowymi liniami LOT. - Czekamy również na ewentualne samoloty, które linia LOT zapewni analogicznie do marca, czyli tzw. lot do domu – informuje przedstawicielka biura.
Dodatkowo Exim rozmawia też z innymi touroperatorami na temat wspólnego organizowania czarterów w celu ściągnięcia klientów.
Tymczasem w LOT przygotowuje się na każdy scenariusz. Trwa liczenie pasażerów, których trzeba będzie odebrać. – Nie możemy podjąć żadnych oficjalnych działań, dokąd sytuacja jest niepewna. Czekamy na opublikowanie rozporządzenia – mówi Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy LOT.
Jak informuje rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury Szymon Huptyś, do przygotowanego przez nich rozporządzenia o zakazie lotów nie wpłynęły żadne uwagi w tzw. procedurze uzgodnień. Czeka ono jedynie na podpis premiera.
Alina Dybaś z Turystycznej Organizacji Otwartej uważa, że zakaz lotów do Hiszpanii, Albanii czy na Maltę oznacza ostateczne pogrzebanie turystyki wyjazdowej.
- Nie rozumiemy tej decyzji. W zagranicznych kurortach jest bezpiecznie. Dlaczego rząd nie zamknie dostępu do Bałtyku, skoro w Polsce też rośnie liczba zakażeń? Chcą nam wbić gwoźdź do trumny - kończy ponuro.