Rachunki za prąd większości odbiorców w gospodarstwach domowych wzrosną w drugiej połowie 2024 r. o ok. 29 proc. - wynika z projektu ustawy o bonie energetycznym. Dlaczego wzrost osiągnie akurat taką wartość i czy można było go ominąć? W rozmowie z money.pl ocenił to Bartłomiej Derski, analityk portalu wysokienapiecie.pl.
Główną przyczyną wzrostu rachunków będzie odmrożenie cen dystrybucji energii. To przyniesie wzrost o ok. 17 groszy. Ceny samej energii wciąż są jeszcze częściowo mrożone, dlatego wzrost wyniesie tu ok. 10 groszy. Reszta wynika z wyższego podatku VAT - wylicza Batłomiej Derski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rachunki za prąd w górę o 30 proc. "Wracamy do mechanizmów rynkowych"
Wyjaśnia też, dlaczego ceny ostatecznie wzrosną. - Można powiedzieć, że Polacy przez ostatnie lata żyli w swego rodzaju "matriksie", myśląc, że ceny energii elektrycznej nie rosną. One rosły, tyle tylko, że Polacy tego nie odczuwali. Państwo wprowadziło mechanizm dopłat - rekompensowało producentom energii wyższe ceny. W głównej mierze poprzez opodatkowanie wytwórców energii odnawialnej - farmy słoneczne i wiatrowe - mówi.
- Część środków pochodziła też z naszych podatków. Dlatego Polacy wzrostów nie widzieli, chociaż one cały czas postępowały. Powodem była oczywiście wojna w Ukrainie, w wyniku której podrożały wszystkie surowce energetyczne i to na całym świecie - mówi.
Autor serwisu wysokienapiecie.pl wyjaśnia też, na co przeznaczone zostaną dodatkowe środki. - Zaczynamy wracać do mechanizmów rynkowych. Szczególnie w kwestii kosztów dystrybucji energii. Te pieniądze są potrzebne, bo Polska w coraz większym stopniu się elektryfikuje. Coraz częściej ogrzewamy się prądem, powstaje więcej fabryk zasilanych energią, po ulicach jeździ coraz więcej elektrycznych samochodów. Przyłączanie nowych odbiorców, rozbudowa infrastruktury, jest niezbędna. I kosztowna. Polska nie ucieknie przed koniecznością rozwoju sieci, jeśli chce sama się rozwijać - mówi dziennikarz.
W przyszłym roku ceny spadną?
Piotr Czopek reprezentujący Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej w rozmowie z money.pl przyznaje, że wzrost cen jest nieunikniony. - Jeżeli ograniczamy narzędzia, które trzymały cenę zamrożoną, jeżeli zaczynamy odzwierciedlać ceny energii w sposób bardziej realny, to takie prognozy są uzasadnione i należy spodziewać się wzrostu cen - mówi.
- Z punktu widzenia naszego stowarzyszenia, nic się nie zmienia - my dalej chcemy produkować jak najwięcej taniej i czystej energii, która w horyzoncie długoterminowym będzie wpływała na obniżanie się rachunków za prąd - wskazuje.
Niestety dużym wyzwaniem dla nas są coraz częstsze sytuacje z chwilowymi nadmiarami energii elektrycznej z OZE, co wymusza sztuczne ograniczanie jej generacji. To pokazuje, że nie mamy odpowiedniej ilości magazynów energii, które pozwolą uniknąć redukcji i utrzymać niższą cenę energii w dłużej perspektywie.
Piotr Czopek podkreśla, że warto pamiętać, że dzisiejsze ceny dla odbiorców końcowych wynikają z kontraktów zawieranych w zeszłym roku, kiedy ceny były dużo wyższe.
Spadająca od wielu miesięcy cena energii na giełdzie (nie mówimy tu o taryfach dla odbiorców) oznacza, że w przyszłym roku powinniśmy za nią płacić sporo mniej (w marcu 2024 r. średnia cena TGeBASE wyniosła 326,17 zł/MWh, a jeszcze we wrześniu 2023 r. kształtowała się na poziomie 530,79 zł/MWh). Oczywiście wszystko zależeć będzie od drugiej połowy roku, ale jeżeli nie będziemy doświadczać nagłych zwrotów to przyszły rok powinien być korzystniejszy dla odbiorców końcowych w gospodarstwach domowych - wylicza ekspert.
Eksperci przewidywali mniejszą skalę podwyżek
Skala podwyżek cen za energię może być dla Polaków zaskoczeniem. W kwietniu eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego wskazywali, że w lipcu dojdzie co prawda do odmrożenia cen energii dla gospodarstw domowych. Ale ich zdaniem w najbardziej prawdopodobnym scenariuszu rachunki za gaz i energię elektryczną miały wzrosnąć o 15 proc.
Eksperci PIE wskazywali też, że "rachunki wzrosną ponownie na początku 2025 r. Spodziewamy się kolejnych podwyżek o ok. 15 proc. Prawdopodobnie będą one wystarczające, aby doprowadzić ceny dla gospodarstw domowych do stawek rynkowych" - piszą analitycy PIE.