Jak wynika z analiz money.pl, od stycznia do połowy grudnia umarło w Polsce o niemal 54 tys. osób więcej niż w tym samym okresie 2019 roku. I jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, tylu aktów zgonu w całym roku w Polsce nie było od 1946 roku. W 2020 roku jest to już 447 tys. 75 lat temu było to o 200 tys. mniej. Ostatnie trzy lata to około 400 tys. zgonów w okresie od stycznia do grudnia.
A zostały przecież jeszcze dwa tygodnie 2020 roku.
Koronawirus zabija bezpośrednio - przez wirusa i chorobę, którą wywołuje, ale też pośrednio - przez skupioną na jednym temacie służbę zdrowia, trudniejszy lub niemożliwy dostęp do lekarzy, mniej badań specjalistycznych i diagnostyki nowotworów lub po prostu przez strach przed medykami i wizytami w szpitalach.
Jak szacujemy, ukryta liczba ofiar epidemii przekracza już 35 tys. Nie miały testu, nie miały potwierdzonego wirusa, więc w statystykach COVID-19 ich nie ma. I nie będzie. Dlatego są to ukryte ofiary epidemii (co warto podkreślić - nie samego wirusa, a epidemii jako takiej).
Dane pokazujące prawdziwą epidemię
To właśnie statystyki zgonów najlepiej pokazują skalę epidemii w danym kraju. Powód jest prosty. W żadnym stopniu liczby wystawionych aktów zgonu nie zależą od liczby przeprowadzonych testów. Pokazują pełen obraz umieralności w Polsce. A wraz z drugą falą umiera o wiele więcej Polaków niż zwykle.
Poniżej prezentujemy dane dotyczące umieralności Polaków w poszczególnych tygodniach roku. Są tutaj dane dotyczące ostatniej dekady oraz średniej z tego okresu. Zwykle każdy tydzień przynosi od 7 do 8 tys. wystawionych aktów zgonu. Od 21 tygodni można zaobserwować wzrost wystawianych dokumentów. Najpierw było to o kilkaset aktów zgonu więcej. Kilkaset szybko zamieniło się w tysiące. Przez ostatnie 9 tygodni każdy przynosił po ponad 10 tys. zgonów.
Jest jedna dobra informacja. Wiele wskazuje na to, że szczyt fali zgonów jest już za Polską. Od pięciu tygodni liczba zanotowanych zgonów maleje, choć wciąż jest wysoka.
Polaków cały czas umiera o 40 proc. więcej niż w ubiegłym roku. Od rekordowych wzrostów o 115 proc. rok do roku się jednak oddaliliśmy.
Dane za wszystkie tygodnie tego roku, które prezentujemy na wykresie poniżej, udostępnia cały czas pracujące Ministerstwo Cyfryzacji (w ramach Kancelarii Prezesa Rady Ministrów), a wygenerowane są z Rejestru Stanu Cywilnego. Do tego zebraliśmy informacje z ostatniej dekady - za Polskim Instytutem Ekonomicznym (i są to dane również na podstawie tego samego rejestru).
Czytaj także: Polak obejmuje firmę-giganta. Będzie zarządzał biznesem o rocznych obrotach... zbliżonych do budżetu Polski
Na podstawie tych danych można wskazać dokładnie, kiedy na dobre zaczęła się kolejna faza epidemii.
Epidemia rozkręciła się po wakacjach
Wzrost można zaobserwować w okolicach 36. tygodnia tego roku, czyli od 31 sierpnia.
Do 49. tygodnia tego roku (czyli od poniedziałku 31 sierpnia do grudnia) umarło 170 tys. Polaków. Rok temu w analogicznym okresie umarło 114 tys. Polaków. Różnica to 56 tys. Tymczasem w tym okresie Ministerstwo Zdrowia zaraportowało 21 tys. zgonów z powodu COVID-19 i chorób współistniejących. Różnica? To blisko 35 tys.
Jak wynika z analizy money.pl, podczas drugiej fali epidemii w Polsce umierało w ciągu tygodnia niemal tyle samo osób, co w zdecydowanie większej Francji, Włoszech, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii.
W rekordowym 45. tygodniu tego roku (czyli od 2 do 8 listopada) w tej grupie państw to właśnie Polska zanotowała najwięcej zgonów. A przecież Francja liczy niemal 67 mln obywateli, Wielka Brytania 66,6 mln, Włochy 60 mln, a Hiszpania 47 mln. To oznacza, że epidemia zabijała relatywnie więcej osób w naszym kraju.
Na bazie dostępnych informacji możemy już powiedzieć, że w Polsce umiera o wiele więcej dodatkowych osób niż w innych europejskich krajach. Tzw. nadmierna umieralność jest jedną z najwyższych w Europie.
Poniższy wykres przedstawia nadwyżkę śmiertelności podczas pandemii jako procentową różnicę między liczbą zgonów w poszczególnych tygodniach 2020 roku a średnią liczbą zgonów w tym samym tygodniu w ciągu ostatnich pięciu lat (2015-2019).
Część europejskich krajów jeszcze nie przesłała do Eurostatu danych za pierwsze tygodnie listopada. Znamy za to dane z pierwszej fali epidemii. I tak w Hiszpanii wzrost śmiertelności w rekordowym momencie wynosił dodatkowe 154 proc. W Anglii i Walii było to 113 proc. W Belgii było to o 104 proc. więcej.
Polska podczas II fali epidemii zanotowała wzrosty o ponad 115 proc. Kolejne tygodnie przyniosły jednak delikatny spadek.
Czytaj także: Szczepionka na koronawirusa. Dworczyk: uruchomienie programu szczepień możliwe jeszcze w tym roku
Na podstawie dostępnych danych można prognozować, że o wiele wyższy wzrost umieralności zanotują nasi południowi sąsiedzi - Czesi. W ostatnich dniach wysokie wskaźniki mają również Niemcy - ale i tutaj nie mamy pełnych danych.
Poszczególne kraje raportują jednak tygodniowe dane z różnym opóźnieniem. Podsumowanie 2020 roku najpewniej będzie możliwe dopiero na przełomie stycznia i lutego 2021 roku.
Warto pamiętać, że dane dotyczące tygodniowych zgonów publikuje również Główny Urząd Statystyczny, lecz robi to ze znacznym opóźnieniem (sam Urząd ostrzega, że to okres od 4 do 6 tygodni). Ostatecznie jednak w Głównym Urzędzie Statystycznym znajdują się dokładnie te same dane, które spoczywają w państwowym rejestrze. I właśnie na podstawie danych z Urzędów Stanu Cywilnego byliśmy w stanie wyliczyć procentowe wskaźniki nadmiernej umieralności dla Polski w kolejnych tygodniach.
Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało raport na temat przyczyn nadmiarowych zgonów. Opracowaniem danych zajmuje się Polski Zakład Higieny oraz Główny Urząd Statystyczny. Wniosków jednak jeszcze nie ma.