Zamknięcie sklepów w poniedziałek jest zdecydowanie przedmiotem dyskusji - donosi niemiecki portal merkur.de. Za naszą zachodnią granicą pojawiło się kilka pomysłów, które miałyby pomóc branży handlowej zaoszczędzić prąd i gaz. Mówi się m.in. o tym, że sklepy mogły być otwierane później i zamykane wcześniej. Niektórzy, np. sieć dyskontów Aldi Nord, już się na to zdecydowali.
Ale to nie koniec. Niektórzy zastanawiają się, czy nie zamknąć ich także np. w poniedziałki. To byłby kolejny - po niedzieli - dzień bez handlu za naszą zachodnią granicą.
Lista problemów handlu się wydłuża
Jak donoszą niemieckie media, handel ma niejeden twardy orzech do zgryzienia. Ceny energii to raz, kolejnym problemem są nieobecności pracowników, którzy walczą w domach z sezonowymi infekcjami - Covidem czy grypą.
Oprócz nieobecności części personelu z powodu koronawirusa, obecnie występują również nieobecności z powodu wirusa grypy, co dodatkowo obciąża pozostałych pracowników. By utrzymać działalność, czasami konieczne jest skrócenie godzin otwarcia placówek - mówi w rozmowie z portalem merkur.de przedstawiciel branżowego stowarzyszenia z Badenii-Wirtembergii.
Nie każdemu za naszą zachodnią granicą podoba się pomysł zamkniętych sklepów w niedziele. Część ekspertów ocenia, że takie sieci jak Kaufland, Lid czy Aldi, nie mogłyby sobie pozwolić na zamknięcie placówek po weekendzie - informuje merkur.de.
We wrześniu w całych Niemczech zaczęło obowiązywać prawo, które dopuszcza ogrzewanie powierzchni handlowych maksymalnie do 19 stopni Celsjusza. Nakazuje też, by drzwi wejściowe do sklepu były zamknięte, a reklamowe neony pozostały wyłączone między 22:00 a 6:00.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.