Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Mateusz Lubiński
|
aktualizacja

Panika na stacjach. Co tak naprawdę stało się na Węgrzech?

Podziel się:

Na stacjach benzynowych na Węgrzech panuje teraz panika. Brakuje paliw, a przed dystrybutorami ustawiają się długie kolejki. Premier Viktor Orban tradycyjnie obwinia za wszystko Unię Europejską i sankcje wobec Rosji. Prawda jest jednak inna. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, tłumaczą, że obecny kryzys to efekt polityki rządu opartej o dopłaty i regulację cen. I choć takie działanie dało mu zwycięstwo w ostatnich wyborach, musiało w końcu przynieść opłakany finał.

Panika na stacjach. Co tak naprawdę stało się na Węgrzech?
W nocy z wtorku na środę węgierski rząd niespodziewanie zdecydował o całkowitym zniesieniu regulacji cen paliw (GETTY, Akos Stiller, Michael Gruber)

Wielokilometrowe kolejki chętnych, by zatankować – ten obrazek z Węgier obiegł w tym tygodniu serwisy informacyjne na całym świecie. Rajd na stacje to paniczna reakcja na to, że uwolnione ceny paliw pójdą skokowo w górę.

Taka reakcja nie była nieuzasadniona. W nocy z wtorku na środę węgierski rząd niespodziewanie zdecydował o całkowitym zniesieniu regulacji cen paliw, która od listopada 2021 r. pozwalała Węgrom tankować znacznie poniżej cen rynkowych.

Rząd Orbana wskazuje palcem na UE

Szef kancelarii premiera Viktora Orbana Gergely Gulya oświadczył, że zakłócenia w dostawach paliw spowodowały unijne sankcje wprowadzone w życie w poniedziałek, 5 grudnia, i przez to rząd nie może już utrzymywać programu dopłat.

Przypomnijmy: 5 grudnia weszło w życie embargo na sprowadzanie rosyjskiej ropy do Unii Europejskiej drogą morską, a także uzgodniony przez Unię Europejską, G7Australię limit ceny rosyjskiej ropy transportowanej drogą morską 60 dol. za baryłkę). W ten sposób Zachód chce utrudnić Rosji finansowanie wojny w Ukrainie.

Jak wskazuje w komentarzu dla money.pl dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z portalu e-petrol, gdy dojdzie do rajdu na stacje benzynowe, wówczas nawet najlepsza logistyka może zawieść. Bogucki nie kupuje jednak opowieści węgierskiego rządu, że zawiniły tutaj uruchomione w poniedziałek sankcje UE.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Nowa Škoda Kodiaq PHEV na trasie do Wisły

Jak podkreśla ekspert, Węgrzy wprowadzili limity cen wcześniej, a nie w reakcji na trudną sytuację po rosyjskiej inwazji. Do tego to rozwiązanie już kilka razy było mocno testowane przez rzeczywistość ekonomiczną.

Rząd Węgier starał się łatać dziury na swoim systemie dopłat, wprowadzając zakaz kupowania tańszego paliwa dla cudzoziemców czy limity tankowania.

Jednak ten protekcjonizm gospodarczy był skazany na porażkę. Zwłaszcza narzucanie rynkowi odgórnie ceny na zasadzie "teraz sobie radźcie sami" i do tego bez wprowadzenia żadnego mechanizmu odzwierciedlającego przynajmniej wahania na światowym rynku ropy, nie mogło skończyć się w inny sposób – komentuje dla money.pl Bogucki.

Podobnie uważa dr Paweł Kowalski z Uniwersytetu SWPS, specjalista w dziedzinie prawa Unii Europejskiej. Historia uczy, że odgórne regulowanie cen zawsze kończy się niedoborami – przypomina. Jego zdaniem Węgrzy mogą się cieszyć, że uwalniający ceny kryzys przyszedł tak szybko, bo im dłużej mechanizmy rynkowe są ignorowane, tym do większych patologii dochodzi.

Kowalski również zbija argument, że obecną sytuację na Węgrzech wywołała polityka unijna. Jak wskazuje, prawo unijne jest jednakowe dla wszystkich jej członków, wspólnie ustalane i przewidywalne – konkretną datę zaostrzenia sankcji wobec Rosji znaliśmy od wielu miesięcy.

A jeśli chodzi o galopującą na Węgrzech inflację, to zdaniem eksperta z Uniwersytetu SWPS problemy te byłyby mniejsze, gdyby wprowadzili pakiet antykorupcyjny, co jest warunkiem, aby Unia uwolniła pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Węgrzy, tak jak Polska, mają je zamrożone z powodu niespełnienia wymogów. W przypadku Węgier chodzi o stwierdzoną korupcję przy rozdzielaniu unijnych funduszy.

Rajd na stacje paliw to może być tylko wstęp do czegoś znacznie gorszego

Rząd Orbana, oprócz narzuconych odgórnie cen paliw, wprowadził też regulację niektórych cen artykułów żywnościowych, a na długo przed rosyjską inwazją na Ukrainę z lutego 2022 r. zaczął Węgrom dopłacać do rachunków za energię i gaz.

Orban przez lata dzięki takim hojnym "podarunkom" finansowanym z budżetu państwa wygrywał kolejne wybory. Rządzi Węgrami nieprzerwanie od 2010 r. Przez ten czas Węgry spadły o 69 miejsc w rankingu wolności prasy (na 92. pozycję na świecie) i o 12 miejsc w zestawieniu, biorącym pod uwagę Wskaźnik Demokracji (na 55.).

Tymczasem Orban krok po kroku tworzy własne finansowe imperium. Tak jego sukcesy w tym zakresie skomentował w rozmowie z money.pl jeden z wysoko postawionych unijnych urzędników:

Jego kolega z dzieciństwa został krezusem tylko dlatego, że go znał i handlował tym, na czym można było akurat zarobić. W rodzinnym mieście Orbana powstał z kolei okazały stadion. Państwo to on. Podporządkował wszelkie możliwe obszary jednej partii.

Jednak teraz coś się zmienia. Media donoszą, że Orban miał się przestraszyć i "uprawia polityczne pielgrzymki do Brukseli w stylu, jakim nikt by się po nim nie spodziewał". Czego się boi? Może odczuwać lęk przed tym, że kończą mu się pieniądze, a bycie pupilkiem putinowskiej Rosji – gdy należy się do UE – w obecnej sytuacji geopolitycznej staje się coraz bardziej problematyczne.

Eksperci od miesięcy alarmowali, że Węgry powinny szukać oszczędności

Eksperci nie są zaskoczeni rozpaczliwą próbą uwolnienia cen, bo od miesięcy spodziewali się, że premier Orban będzie zmuszony do dalszego kontynuowania polityki zaciskania pasa, a jeśli tego nie zrobi, inflacja zupełnie wymknie się spod kontroli.

Kryzys energetyczny, który jest skutkiem m.in. rosyjskiej inwazji na Ukrainę, odgrywa tutaj rolę katalizatora, ale decyzje Węgier z ostatnich lat i miesięcy zdecydowanie nie pomagały.

Rząd Viktora Orbana, aby wygrać wybory, zafundował Węgrom centralne sterowanie. Ustalił górną cenę paliw, to samo zrobił z podstawowymi produktami żywnościowymi. To wszystko po to, by przypodobać się biedniejszej części populacji węgierskiej, swojemu elektoratowi – mówił w programie "Newsroom" WP Wojciech Przybylski, redaktor naczelny Visegrad Insight i prezes Fundacji Res Publica. – Sytuacja gospodarcza zaczęła się psuć wraz z kosztami, które wszystkie kraje ponoszą w wyniku pandemii. Zaczęła rosnąć inflacja, a Orban kontynuował swoją politykę ochraniania "swoich" obywateli, która przyniosła katastrofalne skutki – dodał Przybylski.

Węgrzy płacą za lata polityki "właściwie rodem z komunizmu"

– Węgry bardzo źle radzą sobie z obecnymi problemami gospodarczymi – ocenia prof. Artur Nowak z SGH. Stosowane przez nie środki są w jego ocenie "właściwie rodem z komunizmu". – Mamy wyznaczanie cen urzędowych, a w związku z tym, że to generuje braki towarów, idzie się dalej i wprowadza limity zakupu przypominające znany dobrze z polskiej historii system kartkowy – komentuje ekspert.

To wszystko w jego ocenie skumulowało się w tym tygodniu, gdy ludzie chcieli masowo kupić paliwo po wyznaczonych cenach, ale tego paliwa zaczęło brakować z tej prostej przyczyny, że nikt nie był go w stanie po narzuconej cenie dostarczyć. Rząd, próbując ratować sytuację, nagle zwiększył cenę o 30-40 proc.

To są fatalne środki zarządzania gospodarką – ocenia prof. Nowak.

Cała sytuacja może jego zdaniem doprowadzić do większych dramatów już w niedalekiej przyszłości. Obecny kurs forinta jest – według naszego rozmówcy – nie do utrzymania, a fundamenty węgierskiej gospodarki "do kitu, co powoduje, że kraj ten wpływa właśnie na bardzo burzliwe morze inflacji i być może także recesji".

Bank Węgier przyznaje, że sytuacja jest bardzo trudna

Węgry są blisko kryzysu, wszystkie limity cen powinny zostać natychmiast wycofane - to z kolei słowa z poniedziałkowego posiedzenia parlamentarnej komisji, które wypowiedział prezes Narodowego Banku Węgier (MNB).

Ocenił, że Węgry są "czwartym-piątym najbardziej zagrożonym krajem na świecie" oraz "czwartym od końca w Unii Europejskiej pod względem wydajności".

Oprócz tego szef węgierskiego banku centralnego zauważył, że Węgry "mają drugi po Rumunii najwyższy deficyt (bliźniaczy) w UE, a przyszłoroczna inflacja będzie najwyższa wśród krajów członkowskich i wyniesie około 15-18 proc. Podkreślił, że inflacja nie jest wynikiem sankcji czy wojny w Ukrainie.

Mateusz Lubiński, dziennikarz money.pl

Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl