Miliardowe inwestycje i pieniądze przeznaczane na pomoc rozwojową, a nawet głośne kampanie społeczne nie poprawiły sytuacji w Afryce. Dla bogatego świata utrzymywanie pewnego stopnia niedorozwoju Afryki jest korzystne.
Hasło "neokolonializm" powróciło w rodzinnych dyskusjach Polaków w kontekście kampanii promocyjnej programu jednej z najbogatszych Polek, Dominiki Kulczyk - "Efekt Domina”. Z krytyką spotkały się wielkie plakaty z wizerunkiem czule ściskanego małego czarnoskórego chłopca oraz wywiady powierzchownie traktujące problem Afryki.
- Działaniom pani Dominiki Kulczyk i jej fundacji w obszarze pomocy ubogim w krajach Południa z pewnością przyświeca szczytny cel. To bardzo dobrze, że są podejmowane, oby jak najwięcej. Jednak zaczęła poruszać się w obszarze, który jest bardzo delikatny – komentuje Tadeusz Makulski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwego Handlu i członek zarządu World Fair Trade Organization - Europe.
Kampania medialna "Efektu Domina” i dyskusja wokół programu może posłużyć za przyczynek do tego, aby zastanowić się nad szerszym podejściem do problemu Afryki - nie jedynie organizacji pozarządowych, ale rządów i międzynarodowych korporacji, które chętnie chwalą się swoją pomocą.
W ramach międzynarodowej pomocy dla krajów tzw. Południa dużo mówi się o inwestycjach, preferencyjnych kredytach, programach wsparcia gospodarczego - szeroko rozumianej pomocy rozwojowej. To działania, które większość bogatych krajów zobowiązała się podjąć obok pomocy humanitarnej.
Problem w tym, że - jak się okazuje - często są one ukierunkowane na siebie. Za przykład niech posłużą choćby kredyty preferencyjne, w których również Polska ma spory udział. Jak wynika z programu pomocy rozwojowej na lata 2016-2020, tego typu pożyczki udzielimy Tanzanii (110 mln dolarów), Kenii (100 mln dolarów) czy Etiopii (50 mln dolarów), zaliczając je do działań pomocy.
Ale przyjrzyjmy się, na czym właściwie polega ten mechanizm. W dużym uproszczeniu chodzi o udzielenie pożyczki, której ważnym warunkiem jest to, że realizacja inwestycji, czy też wykorzystanie pożyczonych funduszy, będzie w współpracy z firmami albo dobrami produkowanymi przez kraj jej udzielającej. Czy rzeczywiście jest to skuteczna forma pomocy? Niekoniecznie.
- W przypadku Polski kredyty wiązane to najbardziej krytykowany element polityki pomocy. Apeluje się do nas, abyśmy przestali kwalifikować te kredyty jako środki rozwojowe. Zwykle bowiem nie mają one takiego zastosowania. Głównym beneficjentem jest w tym wypadku polska firma. Kraje, które w ten sposób kredytujemy, nie mają żadnej swobody w dysponowaniu tego typu środkami – tłumaczy Jędrzej Czerep z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Co to oznacza? Kredyty wiązane uniemożliwiają wyboru usług czy towarów w najkorzystniejszej cenie na rynku światowym. Nie wesprą też lokalnych firm, które mogłyby podjąć się realizacji celów. Pożyczki te zapewniają natomiast rynek zbytu dla towarów albo usług firmom z kraju "donatora". Mimo że w niektórych przypadkach tego typu mechanizm mógłby być korzystny dla obu stron, to zdaniem OECD wiązanie pożyczek na ogół przynosi więcej szkody niż pożytku beneficjentom tej "pomocy".
- Można przekonywać, że lepsze cokolwiek niż nic. To jednak nie jest pomoc strukturalna – zaznacza Jędrzej Czerep.
Skalę tych kredytów udzielanych przez Polskę widać choćby w wieloletnim programie pomocy rozwojowej na lata 2016-20. Jak zaznacza ekspert PISM, wśród krajów priorytetowych nie widnieje Angola, ale jednocześnie jest jednym z głównych odbiorców środków programu współpracy rozwojowej, której największą część stanowiły właśnie kredyty.
- Zachodzi obawa, iż kredyty wiązane to próba pomocy samemu sobie przy okazji pomocy zagranicznej, która w takich sytuacjach może rozmijać się z lokalnymi potrzebami – przekonuje prezes Polskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwego Handlu. - Przykładem może być sprzedaż przez polską firmę traktorów do Etiopii, i towarzyszący jej duży komponent "piarowy” na temat pomocy rozwojowej – wyjaśnia Tadeusz Makulski.
**Niedotrzymana obietnica**
Niestety, jeśli chodzi o polskie zaangażowanie w pomoc rozwojową, to nie mamy się za bardzo czym chwalić. W 2005 roku zobowiązaliśmy się do przekazania części Produktu Narodowego Brutto. Potwierdziliśmy to zobowiązanie w 2015 roku. Jako że nasz kraj później przystąpił do UE, to nasz wkład był niższy niż reszty członków, którzy przekazywać mają 0,7 proc. PNB i został określony na poziomie 0,33 proc.
Nie wywiązaliśmy się z tej obietnicy. Jak wskazuje Makulski, faktyczna suma wydatków odpowiada 0,1 proc PNB.
- Najlepszą podstawą do oceny skali polskiej pomocy rozwojowej dla Afryki jest ostatni raport "Polska współpraca rozwojowa 2016" opublikowany przez Grupę Zagranica. Jasno wynika z niego generalny obraz Polski na tle krajów OECD i UE. Są to raczej skromne środki, daleko niższe niż te, do których się zobowiązaliśmy – podkreśla w rozmowie z money.pl.
Na oficjalną pomoc rozwojową przeznaczamy 2,62 mld zł – wynika oficjalnych danych. Większość tej kwoty wydawanych jest w ramach współpracy wielostronnej wynikającej ze zobowiązań międzynarodowych przez m.in. obowiązkową składkę do budżetu UE, na Europejski Fundusz Rozwoju. Prócz tego resorty MSZ, środowiska, nauki i szkolnictwa wyższego, rozwoju przeznaczają pewne środki głównie na edukację globalną i pomoc wspierania transformacji.
- Dla przykładu środki na pomoc rozwojową MSZ, w łącznej kwocie ok. 20 mln zł, rozdysponowujemy na 10 krajów, w tym 4 afrykańskie. Nasza pomoc na rzecz wsparcia rozwoju gospodarczego Afryki to margines całości wydatków – mówi nam prezes Polskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwego Handlu. - Skuteczność naszych działań, przy tak małej skali, to nie odwracanie trendu, ale jedynie działania wybiórcze i punktowe.
**Absurdy pomocy**
Pożyczki wiązane nie są jedynie domeną Polski. Od lat stosuje je również m.in. Austria, czy Portugalia. Jednak nie tylko one są problemem. OECD debatuje od lat nad zmianą definicji współpracy rozwojowej. Wiele krajów chwali się bowiem wydatkami na kolejne cele, które wlicza w pomoc krajom Południa, a ich faktyczny pozytywny skutek na rozwój krajów jest wątpliwy. Przykład?
- Kraje europejskie chciałby kwalifikować np. wydatki na bezpieczeństwo, wojskowe misje, jako pomoc rozwojową. Ale czy jest nią faktycznie? Podobnie, czy koszty utrzymania uchodźców w krajach dawców pomocy należy zaliczać w poczet pomocy rozwojowej dla danego kraju? – powątpiewa Jędrzej Czerep z PISM. - W ten sposób poprawia się jedynie statystyki i nie ma to nic wspólnego z pomocą dla krajów Afryki.
Jak zaznacza, to podstawowy problem np. w kontekście migracji. Skutki doraźne, krótkoterminowe działania, które można pokazać w statystykach, pochwalić się efektami w telewizji. To rodzi paradoksy.
Inny przykład? 100 mln euro wsparcia dla Sudanu w pakiecie pomocowym. Efekt - te same bojówki, które zajmowały się atakowaniem ludności cywilnej Darfurze, wysłane zostały na granicę, aby tam ograniczać migrację. - Krótkoterminowo można odnotować sukces, bo ograniczono migrację. Czy bezpieczeństwo mieszkańców się zwiększyło? Nie. Długoterminowo więc presja migracyjna się zwiększa – komentuje ekspert PISM.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ O NIEUCZCIWYM HANDLU
**Pełna nierównowaga**
Nieefektywna pomoc to niejedyny grzech bogatych krajów na Afryce. Jest ich znacznie więcej - choćby unikanie opodatkowania. - Paradoksem jest to, że całość kwoty, jaka przekazywana jest na pomoc Afryce, jest mniejsza niż suma niezapłaconych podatków przez koncerny – zaznacza Jędrzej Czerep.
Wielki biznes wykorzystuje legalne i półlegalne metody, aby maksymalizować zyski kosztem lokalnych społeczności, a nawet całych państw afrykańskich. Korporacje ponadnarodowe pozbawiają kraje tego kontynentu każdego roku kwoty co najmniej 50 mld dol., wynika z raportu MFW.
Przykładów takiego działania jest wiele. O transferowanie pieniędzy do rajów podatkowych wielokrotnie oskarżana była brytyjsko-australijska firma Rio Tinto. To trzeci pod względem wielkości koncern wydobywczy na świecie i największy pod względem wydobycia węgla. W Mozambiku wydobywa gaz ziemny. Z podobnymi zarzutami spotyka się brazylijski koncern Vale, który prowadzi w Moaitze jedną z największych kopalni węgla kamiennego w Afryce oraz drugą największą w Afryce hutę aluminium Mozal. Obie firmy znalazły się na cenzurowanym organizacji pozarządowych ze względu na nierespektowanie praw pracowniczych.
- Pieniądze uzyskane z podatków oraz wzmacnianie prawa podatkowego krajów ubogich są kluczem do redukcji ubóstwa i wzrostu gospodarczego w regionie – przekonuje na łamach money.pl etiopistka Daria Żebrowska Fresenbet z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności.
Za przykład wykorzystania dominującej pozycji pozwalającej dyktować warunki można posłużyć działalność China Railways Enineering Cooperation. Firma zawarła z Kongiem umowę wartą 9 mld dol. na budowę infrastruktury. W zamian zażądała większościowego udziału w wydobyciu surowców, miedzi czy kobaltu. I choć Kongo zachowało pewien procent udziałów, to prawdziwe zyski zgarnęła chińska firma.
**Sprawiedliwy handel**
Również handel między Ameryką, Europą a Afryką odbywa się na zasadach narzucanych więc przez duże korporacje monopolizujące w praktyce poszczególne rynki. To ogromny problemem Afryki. Nierówności w relacjach globalnych koncernów z drobnymi wytwórcami stanowiącymi 90 proc. jej mieszkańców są bardzo duże.
Przykłady widać np. w produkcji kakao, kawy czy uprawy bananów. 80 proc. światowej produkcji kawy dostarczają małe gospodarstwa, a w przypadku kakao jest to aż 90 proc. Mimo tego kontrolę nad rynkami przejęło zaledwie kilka dużych podmiotów.
fot. Polskie Stowarzyszenie Sprawiedliwego Handlu
- Raporty wskazują, że 97 proc. zysków z handlu z krajami np. regionu Afryki Subsaharyjskiej trafia do firm z krajów wysoko rozwiniętych. Jedynie 3 proc. korzyści przypada na kraje rozwijające się – tłumaczy Tadeusz Makulski.
Dla wielu krajów utrzymywanie pewnego stopnia niedorozwoju kraju jest wręcz korzystne. - Afryka potrzebuje pomocy, aby wyjść z pułapki rozwojowej. Przykładem niech będzie Wybrzeże Kości Słoniowej. To największy producent kakao - ale nie czekolady. Tę produkują np. Szwajcarzy i sprzedają z znacznie większym zyskiem niż kraje afrykańskie surowiec, z którego ona powstaje. Utrzymywanie takiej sytuacji można nazwać by właśnie neokolonializmem – konkluduje Jędrzej Czerep z PISM.
- Tutaj ważna jest rola Sprawiedliwego Handlu, która dąży do zobowiązania koncernów do zapłaty godnych wynagrodzeń wytwórcom i pracownikom. To my, konsumenci, możemy mieć tu wymierny wpływ na pomoc. Rolą konsumentów może być np. wytworzenie popytu na produkty Fair Trade, co motywuje koncerny do wprowadzania etycznych standardów w łańcuchach dostaw – dodaje Makulski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl