Batterien-Montage-Zentrum, w skrócie BMZ, to spełniony amerykański sen Bawarczyków z Karlstein nad Menem - pisze Maria Szurowska, z portalu WysokieNapiecie.pl. To innowacyjna spółka, zajmująca się montowaniem systemów "super pojemnych" baterii litowo-jonowych (li-ion) w autobusach elektrycznych, dźwigach, e-taksówkach, samochodach ciężarowych. Firma ze start-upu wyrosła na globalną markę.
We wrześniu tego roku otworzyła fabrykę w Gliwicach. Zatrudnia 700 osób i po kilku miesiącach działalności chce zaangażować dodatkowe 150. Potrzebni są pracownicy na stanowiska inżynierów, specjalistów teleinformatyki, czy rozwoju biznesu dla rynku samochodów elektrycznych. Znalezienie takich osób nie jest takie proste.
Układy baterii są kluczowe dla samochodów elektrycznych, których rozwój wpisany jest w rządową strategię gospodarczą premiera Morawieckiego. W ostatnim czasie samorządy kupują na potęgę autobusy napędzane wyłącznie prądem. Dzięki dotacjom z Unii Europejskiej takie pojazdy są konkurencyjne cenowo w porównaniu z spalinowymi wersjami. Na razie jednak aż 45 proc. niezbędnych baterii wykonywanych jest we wschodniej Azji. Wnioski są proste - rozwój produkcji w Polsce na wciąż dynamicznie rosnącym rynku byłby pożądany.
Inwestycja BMZ na Śląsku mogłaby znacznie pomóc w realizacji rządowych planów. Niemiecki przedsiębiorca daje pracę na Śląsku, a w dodatku nie chodzi tylko o "wkręcaczy śrubek" - pisze Szurowska. Firma chce rozwijać tutaj swoje technologie.
Niestety okazuje się, że nie wszystko tak pięknie wygląda. Informacja prasowa o zwiększaniu zatrudnienia w gliwickim oddziale BMZ opatrzona jest adnotacją o trudnościach, jakie firma ma z pozyskaniem pracowników. Nawet ogromna liczba bezrobotncyh w regionie nie pomaga. W lokalnym urzędzie pracy zarejestrowanych jest 21 tys. osób bez pracy.
- To jest tym bardziej charakterystyczne, że BMZ jest jednym z niewielu pracodawców, którzy zatrudniają bezpośrednio, a nie korzystając z usług agencji pracy tymczasowej - podkreśla Bartosz Łopiński, który odpowiada za kontakt z mediami.
Albo praca przy montowaniu systemów baterii jest za trudna, albo pracownicy nie spełniają wymagań. BMZ chwali się, że oferuje pracownikom po okresie próbnym umowy na trzy lata i wszelkie benefity znane z dużych korporacji - karta multisport, prywatna opieka medyczna, dofinansowanie do wakacji, a nawet do posiłków. To jednak nie wystarcza.
Przyszłość w energetyce na baterie
Jak podaje portal WysokieNapiecie.pl, rozwój właśnie takich firm wniósłby do Polski niezbędne kompetencje do unowocześniania energetyki. Baterie mają stanowić właśnie wsparcie dla klasycznej sieci.
Podejmowane są nawet takie próby. Ostatnio głośna była sprawa Elona Muska, ojca-założyciela amerykańskiej Tesli, któremu w 100 dni udało się zaadaptować do lokalnej sieci ogromną pod względem pojemności baterię. Obecnie brytyjski koncern Drax (kiedyś właściciel największej w Europie elektrowni opalanej węglem kamiennym, zamienionej obecnie na biomasę) chce pobić rekord Muska i wybudować 200-MW magazyn li-ion.
To właśnie baterie dla energetyki zawodowej wskazywane są jako te, które mają największy potencjał rozwoju. Prognozy IHS Markit wskazują, że do 2025 r. ich moc przekroczy 52 GW wobec 5 GW w 2016 r. Z kolei Navigant Research mówi o ogromnym przyroście zysków z tego rynku - w 2025 r. do 3,6 mld dol. względem 232 mln dol. odnotowanych w 2016 r.
Dla historycznie zenergetyzowanego, a także zmotoryzowanego Śląska rozwój rynku magazynowania energii to naturalna ewolucja - pisze Szurowska z WysokieNapiecie.pl.